czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 5

"Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości,
 jest skierowaniem się ku drugiej osobie, 
jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, 
czasem wbrew własnemu."

*León*

Byłem na torze motocrossowym. Właśnie odpalałem mój motor, kiedy zobaczyłem
Federico. Z daleka rozpoznałem go po charakterystycznych, wściekle czerwonych elementach na kasku. Był chyba w trakcie treningu. Przez chwilę obserwowałem jak wykonuje różne tricki i usiłuje pobić swój rekord w ilości okrążeń przez trzy minuty. Pokręciłem głową z politowaniem i ruszyłem w jego kierunku. Wkrótce dogoniłem go. Gdy chłopak mnie rozpoznał, przyśpieszył. Rzucał mi wyzwanie. Również przyspieszyłem. Zaczęliśmy się ścigać. Osiągaliśmy coraz większa prędkość. Gdy ta szaleńcza jazda znudziła nam się, urządziliśmy sobie małe zawody. Zasady były proste. Kto lepiej wykona dany trick. W pewnym momencie zauważyłem pięć, lub sześc maszyn wjeżdżających na tor. Pewnie zaczął się trening, dla początkujących. Należało natychmiast opuścić tor. Zasady były przecież jasne, od 12.00 do 13.30 tor należy do nowicjuszy. Te zasady ustalono po kilku wypadkach, z udziałem początkujących i zaawansowanych motocyklistów. Dla bezpieczeństwa ogółu lepiej nie mieszać poziomów, między którymi jest taka przepaść różnicy umiejętności i doświadczenia. Ruszyłem w stronę zjazdu z toru, w nadziei, że Fede też ich zauważył i jedzie za mną. Zaparkowałem swój motocykl i zdjąłem kask. Tuz obok mnie nagle pojawił się Fede z tym swoim nieodłącznym, szerokim uśmiechem. 
-Cześć stary! Nie sądziłem, że cię tu jeszcze zobaczę. Gdzie się podziewałeś cały tydzień?- zapytał. 
-Miałem ważniejsze sprawy na głowie.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Przez cały tydzień nie miałem, ani chwili, żeby przyjść na tor. Mówiąc szczerze spędzałem czas o wiele przyjemniej. Wcale nie żałuję tych kilku dni bez treningu.
-Kim jesteś i co zrobiłeś z moim kumplem? Co może być ważniejsze od motocrossu?- zdziwił się chłopak. Miałem niepohamowaną ochotę odpowiedzieć mu " Dla ciebie? Ludmiła.", ale zrezygnowałem. Odrzuciłem też, choć nie bez trudu, chęć opowiedzenia przyjacielowi o wszystkim. Musiałem trzymać się planu. Według planu dowie się jutrzejszego popołudnia. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. 
-Wpadnij do mnie jutro po południu. Spotykamy cię cała paczką przy grillu. - tylko tyle mogłem powiedzieć, żeby nie zdradzić zbyt dużo szczegółów. Odszedłem z zagadkowym uśmiechem, czas gdy Fede zmuszał swój mózg do pracy na pełnych obrotach. Wiedziałem, że nie spocznie dopóki nie dowie się o co chodzi. Tym razem ma jednak utrudnione zadanie. Nie ma możliwości, żeby trafił na jakikolwiek ślad. Przygotowałem wszystko idealnie. Poza tym zwykle to on wymyśla szalone plany. Tym razem moja kolej. Więc Fede i Lu już wiedzą. Teraz tylko zadzwonić do Maxiego i Naty. Nie mogę się doczekać widoku ich min, kiedy już pokażę im po co to całe spotkanie i ta tajemnica. Mam nadzieję, że pomyślą, że to tylko zwykły grill. W końcu nie udało nam się spotkać w komplecie, chyba od dwóch miesięcy. Niby, każdy z każdym rozmawiał, ale zawsze kogoś brakowało. Właściwie to jakoś rok temu wszystko zaczęło się psuć. Nie mogliśmy się zorganizować. Zawsze komuś coś wypadło. Tym razem na to nie pozwolę. Będę ich męczyć i stanę się tak irytujący, że wszyscy zjawia się dla świętego spokoju. Swoja droga ciekawe co tam u Naty. Dawno jej nie wiedziałem. Odkąd dwa tygodnie temu przyjechali jej rodzice, nie rozmawiałem z nią. Nie wiem jak Naty znosi to, że jej siostra znów się nie pojawiła. Do tej pory pamiętam jak Lena nie przyjechała na osiemnaste urodziny Naty. Nawet do niej nie zadzwoniła. Biedna Naty przepłakała prawie całe przyjęcie. Ta kłótnia nie jest dla nich dobra. Jako przyjaciel Naty mam szczera nadzieję, że jak najszybciej ja zakończą i pogodzą się. 

*Naty*

Lena znów nie przyjechała. Nadal nie wybaczyła mi przeprowadzki do cioci? Dlaczego ona nie może tego zaakceptować? Nie rozumie, że Studio to całe moje życie? Nie mogłam przecież zostawić muzyki i przyjaciół. Tyle razy do niej dzwoniłam, pisałam. Ani razu się nie odezwała. Kiedy przyjechałam na święta zamknęła się w swoim pokoju. Cała rodzina stała pod jej drzwiami. Wszyscy prosili ją, żeby do nas dołączyła. Nie słuchała. Cały wieczór przesiedziała w pokoju. W końcu postanowiła wrócić do domu w Buenos Aires. Prawie spowodowałam wypadek, bo nic nie widziałam przez łzy. Ja tak dłużej nie mogę! Przecież Lena to moja siostra! Zawsze się dogadywałyśmy. Jak długo to jeszcze potrwa? Czy wybaczy mi kiedykolwiek? Zrezygnowana usiadłam przed laptopem. Włączyłam Skape'a i zobaczyłam, że Lena jest dostępna. W serce wstąpiła mi utracona nadzieja. Może tym razem się uda? Postanowiłam do niej napisać.
- Lena, porozmawiajmy.
- Nie mamy o czym rozmawiać.- Odpowiedziała! Może niezbyt uprzejmie, ale jednak! To mały sukces na drodze do zgody!
- Ależ oczywiście, że mamy. Włącz kamerkę. 
- Nie dasz spokoju, co? - odpisała, ale po chwili zobaczyłam ja na ekranie. To było wspaniałe. Móc znowu ją zobaczyć. Byłam taka szczęśliwa. Przynajmniej w pierwszej chwili. Potem zauważyłam, że jest o wiele chudsza niż kiedy ostatni raz ją widziałam. W ogóle jest jakaś taka jakby przygaszona.  Mam tylko nadzieję, że to nie z mojego powodu.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę.- powiedziałam z uśmiechem.
- Szkoda, ze ja nie czuje tej radości.
- Lenka, dlaczego nie możesz mi wybaczyć?- zapytałam ze smutkiem. 
- Zostawiłaś mnie, w momencie kiedy najbardziej cię potrzebowałam, a ja mam ci to wybaczyć? Mam zapomnieć o tym, że nie było cię w tylu ważnych dla mnie chwilach? Wiesz w ogóle jak bardzo mnie zraniłaś? Masz pojęcie co ja wtedy czułam?
- Przepraszam, ale mi też było ciężko...
- Tobie było ciężko? Jakoś nie było ci ciężko spakować się i wyjechać do ciotki. Nie miałaś najmniejszego problemu z tym, żeby zostawić mnie samą. TY masz przy sobie swoich przyjaciół, a JA nie mam nikogo. TY możesz realizować swoje marzenia, a JA nie mam takiej możliwości. TY masz Maxiego, a JA musiałam rozstać się z Danielem. TY wiesz co masz robić, a JA jestem zagubiona. - zabolało. Nawet bardzo. Nie spodziewałam się usłyszeć, aż tylu raniących słów. Łzy stanęły mi w oczach. Chciałam być silna, ale nie potrafiłam. Zaczęłam płakać. Lena patrzyła na mnie, bez mrugnięcia okiem. 
- Lenka, przecież jesteśmy siostrami...
- Nie mów do mnie "Lenka"! Ja już nie mam siostry.- mówiłam, że wcześniej zabolało? Boli dopiero teraz. To najgorsze co mogłam od niej usłyszeć.
- Ale, Lena...- zaczęłam. Zobaczyłam łzy w oczach siostry. Nie mogłam na to patrzeć. Chciałam ją pocieszyć, przytulic, zrobić cokolwiek. 
- Przestań! - odezwał się jakiś brunet, który nagle pojawił się obok Leny.- Ona nie będzie tego słuchać!
- Kim on jest?- zapytałam
- To mój chłopak! ON, w przeciwieństwie do CIEBIE, jest przy mnie!- odpowiedziała Lena, teraz już nie kryjąc łez.
- Ale... Przecież ty kochasz Daniela! - zawołałam wstrząśnięta.
- Daj nam spokój! To MOJA dziewczyna!- krzyknął chłopak. Po czym rozłączył się. Zostałam sama. Nie mogłam pozbierać myśli. W głowie miałam tylko słowa Leny " Ja już nie mam siostry."Nigdy nie spodziewałam się, że cokolwiek może tak boleć. 


*Violetta*

Wiele mnie kosztowało, żeby uporządkować sobie to wszystko. Ostatnie wydarzenia należały do trudnych. Jednak wreszcie doszłam do odpowiednich wniosków. Więc po pierwsze, nawet jeśli mnie zranił, to nieświadomie. W końcu nie mógł wiedzieć, że to zobaczę. Nie miał przecież pojęcia, gdzie wtedy byłam. Nie mógł wiedzieć, że to mnie zaboli. W końcu nie jesteśmy parą. Nie jesteśmy nawet tak do końca przyjaciółmi. Właściwie to... Nie wiem kim jesteśmy. León ma prawo całować kogo tylko chce, a mnie nic do tego. Po drugie, skoro zrobił to nieświadomie nie mogę mieć do niego żalu. Tak jakbym miała ciągać po sądach człowieka, tylko dlatego, że mnie niechcący szturchnął. Bolało bardziej niż szturchnięcie, ale... Zostawmy szczegóły. Nie zamierzam tracić równowagi, którą dopiero co odzyskałem. Po trzecie, jeśli jemu nie przeszkadza kim jestem, to mi też nie powinno. Pamiętam...
***
- Violetta! Zaczekaj!- wołał za mną. Nie miałam ochoty na rozmowę z nikim. Zwłaszcza z nim. Jednak mimo wszystko, i trochę wbrew sobie, zatrzymałam się. Odwróciłam się i zobaczyłam jak biegnie w moja stronę. Po chwili znalazł się obok mnie. Wiedziałam, że zaraz zacznie się jakaś trudna dla mnie rozmowa. Z resztą wszystkie nasze rozmowy są trudne. 
- O co ci chodzi?- zapytał. 
- Nie wiem o czym mówisz.- doskonale wiedziałam o czym mówi. O tym, że przez ostatnie trzy dni unikam go jak tylko mogę. Gdy nie uda mi się i znajdziemy się w jednym pomieszczeniu (najczęściej jesteśmy wtedy sami), nie odzywam się do niego. Nie odpowiadam na jego pytania, nie pozwalam mu się zbliżyć. Nie odbieram telefonów od niego, nie odpisuje na SMSy. Tak jest mi łatwiej. Chociaż trochę. Po tym co zobaczyłam przed jego domem, jakoś trudno mi się pozbierać. Niby nic, a jednak...
- Dobrze wiesz, o czym mówię.- powiedział spokojnym głosem patrząc mi w oczy. Nienawidzę kiedy to robi. Mam wtedy wrażenie, że zna mnie na wylot. Wydaje się, że czyta mi w myślach. Nie podoba mi się to. 
- No dobrze może i wiem.- powiedziałam lekko zniecierpliwionym tonem. Nie miałabym nic przeciwko temu, żebyśmy nie prowadzili tej rozmowy na środku ulicy. Choć, moglibyśmy nie prowadzić jej wcale. 
- Więc? Dlaczego się tak zachowujesz?- Boże, dlaczego on jest taki męczący? Jak się do czegoś przyczepi to staje się niemożliwy. Nie może po prostu dać sobie spokoju? 
- Niby jak?- zamierzałam grac na zwłokę. 
- Jesteś jakaś taka dziwna.
- Co rozumiesz przez "dziwna"?
- Doskonale wiesz jak wyglądały ostatnie trzy dni.
- Czy ja wiem..? Normalnie?
- Nie zachowujmy się jak dzieci.
- Kto tu się zachowuje jak dziecko?
- Możesz przestać?
- Rozmawiać z tobą? W każdej chwili.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi.
- Nie czytam w twoich myślach.
- Mogę ci zadać jedno pytanie?
- Już to zrobiłeś.
- Ale nie otrzymałem odpowiedzi.
- Nie mówiłeś, że mam ci odpowiedzieć.
- A czy to nie jest oczywiste? 
- Nie do końca.
- Jak mogę zadawać pytanie i nie oczekiwać odpowiedzi?
- Możesz stawiać pytanie retoryczne. - westchnął zrezygnowany. Uśmiechnęłam się zadowolona. Może w końcu da mi spokój?
- Dam ci spokój, pod jednym warunkiem. Dzisiaj jeden jedyny raz  odpowiedz mi szczerze na pytanie.- mówił powoli, ostrożnie dobierając słowa. Byłam pewna, że stara się je tak ułożyć, żeby nie miała jak się wykręcić. Z przykrością muszę przyznać, że mu się udało. 
- Zgoda. -sama nie wierze, że się zgadzam. Jeszcze kiedyś tego pożałuje.
- Dlaczego nie możemy być przyjaciółmi?- Mówiłam, że kiedyś tego pożałuje? Już pożałowałam. Zadał takie pytanie, żebym wyjaśniła od razu wszystkie wątki. Znów. Nie mam żadnej furtki, żeby się jakoś dyplomatycznie wykręcić. Obiecałam szczerą odpowiedź. Będę musiała dać szczerą odpowiedź. 
- Nie widzisz jak bardzo się różnimy? Ty ukochany syn bogatych rodziców i ja. Jestem tak biedna, że w wieku osiemnastu lat muszę na siebie pracować. Z reszta sam wiesz... Czy ty wyobrażasz sobie coś takiego? Jak mielibyśmy się dogadać? Poza tym, moje życie od zawsze wyglądało inaczej. Ogólnie racz biorąc miałam niecałe cztery lata normalnego życia. To nie wypali. Bogaty książę zaprzyjaźnia się z biedna pokojówką. Zakochują się w sobie, a potem jest ślub. Mają gromadkę dzieci i żyją długo i szczęśliwie. Tylko wiesz, co? To prawdziwy świat, a nie bajka.
- Zakochują się w sobie? Ślub? Dzieci? 
- Dobra, przesadziłam. Nawet gdybyśmy byli przyjaciółmi, to dalszych etapów by nie było. I to z zupełnie innych powodów niż różnice w ciężkości portfela. Ale ogólnie rozumiesz o co chodzi?     
- Rozumiem. Tylko, że dla mnie to nie ma znaczenia.
- Ale dla mnie ma.
- Chociaż raz spójrz na siebie jak na normalną dziewczynę, której się trochę nie udało w życiu.
- Trochę?
- Nie wiem, może bardzo. Przecież nigdy mi nie mówiłaś nic o swojej przeszłości. 
- Racja.
- Zgadzasz się z którą częścią?
- Ze wszystkimi. 
- Czyli...?
- Możemy być przyjaciółmi, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Przestaniesz mnie prześladować.
- Prześladować? 
- Może tego nie wiesz, ale jak chcesz się czegoś dowiedzieć to jesteś strasznie denerwujący i natrętny.- po mojej wypowiedzi León wybuchnął śmiechem. 
***
Więc po czwarte, jeśli jestem jego przyjaciółka to powinnam go wspierać. Czyli muszę mu dzisiaj pomóc. O cokolwiek mu chodziło. Wczoraj był bardzo tajemniczy. Powiedział, że jutro będę mu niesamowicie potrzebna. Próbowałam protestować, że przecież muszę pracować, ale on powiedział tylko "to się załatwi". 
- Jesteś wreszcie. Już myślałem, że nigdy nie przyjdziesz. Chodź szybko do ogrodu.- zawołał León i zniknął w drzwiach domu. 
- Ciebie też miło widzieć. - szepnęłam z ironią. Jednak ponieważ chłopak gdzieś przepadł, nie pozostało mi nic innego, jak tylko pójść tam, gdzie mi kazał. Weszłam do ogrodu i zobaczyłam duży zabudowany grill. No i jeszcze jakąś dziwaczna stertę rozmaitych przedmiotów na środku. Podeszłam bliżej. Rozpoznałam jakieś sznurki, balony, chyba lampiony i coś co wyglądało jak ogromny namiot. Obchodziłam to wszystko dookoła i przyglądałam się uważnie. Nie miałam pojęcia po co mu to wszystko. i dlaczego to leży takie poplątane? 
- Jak dotkniesz kijem to cie nie ugryzie.- usłyszałam głos Leóna. Stał uśmiechnięty tuż obok drzwi, prowadzących z ogrodu do domu. Odwzajemniłam uśmiech i zadałam pytanie, które męczyło mnie odkąd tu weszłam.
- Dlaczego sam nic z tym nie zrobiłeś?- po moich słowach, chłopak uciekł wzrokiem, gdzieś w drugi kąt ogrodu- Tylko mi nie mów, że nie umiesz.
- No wiesz...- powiedział niepewnie nadal na mnie nie patrząc- jak ty to zrobisz, to będzie lepiej.- dokończył już pewnie, jakby w przypływie nagłego natchnienia. 
- Przyznaj się, nie wiesz jak się do tego zabrać.- odpowiedziałam ze śmiechem. 
- Wiesz, ja już próbowałem to rozplatać, ale zaplątałem bardziej. Teraz twoja kolej.- odpowiedział już naturalnie. 
-Czekaj! Nie pomogę ci dopóki nie dowiem się o co chodzi. - León westchnął z udawanym zrezygnowaniem.
- No dobra. Nie chciałem ci tego mówić, ale chyba nie mam wyjścia. - "nie chciałem ci tego mówić". Jego mina przy tych słowach sugerowała coś zupełnie innego. - Bo widzisz, rok temu musiałem rozstać się z dziewczyną, bo ona wyjeżdżała za granicę. Teraz wróciła, a nasi przyjaciele o tym nie wiedzą i...
- Chcesz urządzić grill. Takie niby nic, a jak już wszyscy przyjdą to nagle ona się pojawia. Z grubsza o to chodzi?- zapytałam, choć byłam pewna, że mam rację.
- Dokładnie o to chodzi. Czy teraz mi pomożesz? - zapytał z uśmiechem. Przed oczami staną mi pocałunek Leóna i tej brunetki. Poczułam ukłucie bólu i ...zazdrości? Pomyślałam, że wolałabym, żeby nie przyjeżdżała. Szybko odrzuciłam tę myśl. Jestem jego przyjaciółka. Nie mogę zabronić mu szczęścia.- powtarzałam sobie. Po czym uśmiechnęłam się. 
- Oczywiście. - odparłam po czym ruszyłam w stronę sporej gałęzi leżącej nieopodal. Wzięłam ja do ręki i zbliżyłam się do góry znajdującej się na środku ogrodu. Delikatnie dotknęłam jej gałęzią. 
- Co robisz? - zapytał szczerze zdziwiony León
- No jak to? Mówiłeś przecież, że jak dotknę kijem to nie ugryzie.- odpowiedziałam, po czym wybuchnęłam śmiechem. Mina chłopaka była bezcenna.

♥  ♥    ♥  ♥

Witam serdecznie. Ostatnio coraz mniej komentujecie. :( Chciałabym sprawdzić, czy tu w ogóle ktoś jest. Proszę o zostawienie komentarza. Choćby krótkiego. Dla Was to naprawdę jest minuta, a dla mnie wiele to znaczy. Następny rozdział pojawi się, kiedy pod obecnym będą przynajmniej 4 komentarze, nie licząc moich odpowiedzi. 

7 komentarzy:

  1. Super! Te ich przekomarzanki, takie słodkie! <3 I love this story. Love forever! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko żebyś mi tu nie przestała pisać! :D Rozdział cudowny, jak zwykle, ale dlaczego nie opisałaś, jak Fede uczył Ludmi pływać? :D ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam, ale wychodziło mi jakieś badziewie. nie chciałam psuć tego momentu, więc wolałam pozostawić go wyobraźni czytelników.

      Usuń
  3. uwielbiam twoje opowiadanie! Czekam na next

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz
Cami ;*