wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 3


"Nie umiemy żyć ze sobą, Nie możemy żyć bez siebie,


Dobrze nam bywa bez siebie, ale ze sobą jak w niebie."



* León*

Ja jej naprawdę nie rozumiem. Violetta stanowi dla mnie zagadkę. Jest największą i najbardziej pociągającą zagadką mojego życia. W jednej chwili jest nam razem tak dobrze. Potem pada jedno proste pytanie, a ona wybucha jak wulkan jakiś. Mam dość nie będę się z nią użerał. Próbowałem rozmawiać z nią spokojnie, a teraz spróbuję innej techniki. Spróbuję zwalczyć ogień ogniem. Czyli innymi słowy wziąć z niej przykład. Po prostu na nią nawrzeszczeć. Będzie trudno, bo jest taka wspaniała kiedy się złości, ale jak trzeba to trzeba.
-Ej! Uspokój się wreszcie! I może się na coś zdecyduj! Najpierw sama mnie zapraszasz, a teraz każesz mi się wynosić?! I nie, nie myślę, że jak mam kasę to mogę wszystko! Mylisz się co do mnie! Pewnie znasz jakiegoś bogatego snoba i na jego przykładzie osądzasz wszystkich! Otóż nie wszyscy są tacy sami! Najpierw poznaj człowieka, a dopiero potem go osądzaj!- w tym czasie w Violettcie zaszła ogromna zmiana. Kiedy na mnie krzyczała jej spojrzenie ciskało błyskawice, a z całej postawy biła pewność, wściekłość i bunt. Teraz jej wzrok był przestraszony, a oczy ciemne, jakby wracały do niej jakieś złe wspomnienia. Skuliła się w sobie jakby chciała schować się w mysią dziurę. Jednak kiedy zauważyłem, że się cofa zamilkłem. Nie mogłem przesadzić, a ona zbliżyła się już niebezpiecznie do granicy. Uspokoiłem się i podszedłem do niej. Kucnąłem przy niej. Drżała. W tej chwili czuła się niepewnie i bała się. Teraz na pewno powiedziała by mi wszystko i odpowiedziała na każde pytanie. Ale ja tak nie chciałem. Wolałem, żeby powiedział mi wszystko sama.  Z pełną świadomością swoich słów. Żeby powierzyła mi swoje sekrety z ufnością. Żeby uwierzyła, że nie mam wobec niej złych zamiarów. Jeszcze raz spojrzałem na jej bladą twarz. Jej oczy błyszczały od łez, a ręce drżały. Zastanawiałem się co mam zrobić. Podjąłem najdziwniejszą decyzję w moim życiu.
- Później wszystko ci wyjaśnię. Dobranoc.- szepnąłem jej do ucha i odszedłem. Sam byłem zaskoczony swoją decyzją. Posłuchałem serca, ale serce zachowywało się jak rozum, a rozum jak serce. Rozum podpowiadał mi, że jeśli nie chcę jej stracić to muszę ją teraz wspierać. Takie rozwiązanie wydaje się najoczywistsze i większość ludzi nie wahałaby się ani sekundy. Jednak moje serce mówiło, że ona musi teraz zostać sama, poukładać sobie to wszystko i zrozumieć czego sama chce. Odszedłem, ale inaczej niż tamtym razem. Teraz zachowałem się w miarę rozsądnie. Nigdy nie spodziewałem się, że będę w takich dziwnych sytuacjach. Ale Violetta była niesamowita. Violetta. Jak to cudownie móc nazywać ją po imieniu. Znam ją tak mało czasu, a jednak czuję jakbyśmy się znali od dzieciństwa. Dobra, teraz serio muszę się komuś wygadać. Zadzwonię do Lu. O matko, Ludmiła! Przecież dzwoniłem do niej i prosiłem o spotkanie, a potem nie przyszedłem. Ona mnie zabije!
***
Do: Viola
Mogę jutro do Ciebie przyjść?
Wszystko Ci wyjaśnić.

Do: León
Nawet musisz.
Wyjaśnienia są potrzebne.

Do: Viola
O której kończysz pracę?

Nad wysłaniem tego SMSa chłopak bardzo długo się zastanawiał. Wcześniej to właśnie wzmianka o pracy spowodowała jej wybuch. Jednak po namyśle doszedł do wniosku, że przez telefon dziewczyna nie może spowodować żadnego uszczerbku na jego zdrowiu., więc jest to w miarę bezpieczne rozwiązanie. Doskonale wiedział, że kiedyś będzie musiał nadejść moment w którym będą rozmawiać o jej pracy. To ostatecznie go przekonało i wysłał wiadomość. Teraz pozostało mu już tylko czekać na jej odpowiedź. Te pare minut było pełne napięcia.
Do: León
Wszystkiego mam się dowiedzieć jutro.
 Mam nadzieję, że moi pracodawcy będą znośni. J

Do: Viola

Czemu zawdzięczamy tę nagłą zmianę podejścia?

Do: León

Tajemnica!
A w ogóle to skąd masz mój numer?
 I skąd ja mam Twój?

León uderzył się otwarta dłonią w czoło No tak! Przecież jej nie powiedziałem! Po czym zaczął się zastanawiać czy lepiej jej to powiedzieć, czy wysłać wiadomość. Z jednej strony, teraz tak dobrze im się rozmawia. Nie warto tego psuć. Ale z drugiej… Jego rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości.
Do: León

Wyjaśnisz mi jutro.
Teraz musze iść spać.
Do: Viola

Miłych snów.
Dobranoc :*

Chciałbym Cię przytulić, ale nie mogę. Dodał w myślach. Wyobraził sobie zasypiającą Violę. Jej lekko zaróżowione policzki, drobny nosek. Była taka urocza. Nagle ogarnęło go takie błogie uczucie rozmarzenia. W myślach widział tych kilka sytuacji, kiedy byli razem. To jaka piękna była, kiedy się złościła. Jej spokojną twarz, kiedy uchroniłem ją przed upadkiem. Swój własny strach, kiedy straciła przytomność. Jego spojrzenie jeszcze raz padło na ostatnio wysłana wiadomość. Ogarnęła go panika. Nie, nie, NIE! Nie chciałem wysłać jej całuska! CO ona sobie pomyśli?! Zrobiłem z siebie idiotę! Wszystko zniszczyłem!

Dziewczyna przeczytała wiadomość i zarumieniła się. Tego się nie spodziewała. Chłopak, który był tą tajemniczą osobą z jej snów, wysłał jej taka uroczą wiadomość. To wręcz nierealne, zwłaszcza po tym, jak go potraktowała. Postanowiła odpisać mu w podobny sposób.

Do: León
Dobranoc :*


Kiedy León odczytał wiadomość zaczął gorączkowo przecierać sobie oczy. Był przygotowany na zupełnie inną odpowiedź. Teraz poczuł, że ma mętlik w głowie. Właściwie całkiem uzasadniony, bo podsumowując co się wydarzyło od ich pierwszego spotkania można by dostać pomieszania zmysłów. Najpierw dwa razy na niego nawrzeszczała, potem rozmawiali normalnie, następnie ona znowu zaczęła wrzeszczeć, potem on krzyczał na nią, a teraz wysyłają sobie wiadomości typu "Dobranoc :*" Jak to ogarnąć? Chłopak doszedł do wniosku, że właśnie ... specyficzność tej relacji jest najpiękniejsza.

***

Brunetka wysiadła z samolotu i skierowała się w stronę wyjścia z lotniska. Nie miała ze sobą wiele bagażu. Wyglądało to jakby przyjechała do kogoś w odwiedziny na kilka tygodni. Zabrała ze sobą tylko najważniejsze przedmioty: dokumenty, pieniądze i ubrania. Nie miała wiele czasu na przygotowania. Jej podróż była niezaplanowana. Wyniknęła nagle. Nie wiedziała czy postępuje właściwie wracając do Buenos Aires. Nie miała pojęcia czy warto było tu przyjeżdżać, zostawiając wszystko co osiągnęła przez ostatni rok. Miała jednak, jeden ważny powód. Nie potrafiła być szczęśliwa w Londynie. Serce ciągnęło ją do tego miasta, a konkretnie do tej jednej wyjątkowej osoby. Jednak to właśnie ta osoba sprawiła, że jej serce pękło na milion kawałków. Jego obojętność tego pamiętnego dnia tłumaczyła sobie tym, że nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Że był to dla niego cios. Pomimo to dziewczyna nie wiedziała jak zostanie przyjęta. Nie uprzedziła go, że wraca. Chciała mu zrobić niespodziankę. Tylko czy on się ucieszy? Jednak było już za późno na wątpliwości. Zostawiła całe swoje dotychczasowe życie. Sprzedała mieszkanie, odeszła z pracy, zostawiła przyjaciół. Wszystko to przerwała radykalnie, z dnia na dzień. W imię tego najpiękniejszego uczucia- miłości.  Wyrzekła się wspaniałej kariery w świecie mody. Odrzuciła wielką, niepowtarzalną szansę. Wczoraj była tam, a dziś już jest tu w Buenos Aires. Co ja sobie właściwie myślałam? Przyjechałam tu i co dalej? Gdzie będę mieszkać? Czy przyjmą mnie do szkoły? Nikogo tu nie znam. No prawie nikogo. Dotarła do sznura taksówek zaparkowanych przed lotniskiem. Wsiadła do najbliższej, a swój bagaż ulokowała obok. Zajęta swoimi myślami, mruknęła niewyraźne powitanie. Jej kierowca tez nie był zbyt rozmowny.
-Dokąd zawieźć?- zapytał. Wtedy dziewczyna zdała sobie sprawę, że tak naprawdę to nie wie, gdzie się udać.
-Yyy… Może do hotelu „Costarica”- taksówka ruszała, a dziewczyna postanowiła odłożyć wszystkie problemy i trudne decyzje na jutro.

*Następnego dnia*
*Ludmiła*

Czekałam przed domem, tak jak się wczoraj umówiłam z Federico. Wiedziałam, że nie każe mi na siebie czekać. To była jedna z jego cudownych cech: Niczym się nie przejmował i zawsze realizował swoje plany, choćby się paliło i waliło. Miałam tylko pewne wątpliwości, czy chcę brać w nich udział. Ostatecznie Fede jest trochę… yyy… zakręcony. No i odrobinę lekkomyślny. Jednak z drugiej strony, gdyby nie to, nie były prawdziwym Fede. Dzięki temu przynajmniej nigdy się z nim nie nudzę. Wreszcie zobaczyłam go, a raczej jego motor. Ciekawe gdzie ma zamiar mnie zabrać?

-Cześć Ludmi!
-Hej! To… dokąd jedziemy? – w oczach chłopaka zauważyłam błysk. 
-Poczekaj tu chwilę.- powiedział Fede. Byłam trochę zdziwiona, ale nie protestowałam. Z zaciekawieniem obserwowałam, jak w szalonym tempie wbiega do mojego domu. Pojawił się znów po kilku minutach.
 - Porywasz mnie? Bo to chyba za dużo jak na jeden dzień.- powiedziałam na widok Federico, a raczej ogromnej torby, którą niósł. Wyglądała jak bagaż na tygodniowe wakacje. Najwyraźniej nie miał zdolności do pakowania.
-A jeśli tak, to co?- zapytał z właściwym sobie uśmiechem

-Jeśli tak, to...-powiedziałam słodkim tonem, przysuwając się do niego- to cię walnę! -dokończyłam ze śmiechem. Jednak zamiast uderzyć chłopaka tylko lekko go szturchnęłam.
-Z tobą to się nie da poważnie- powiedział szatyn udając obrażonego.
-Oj, nie fochaj się. Chodź.
-Gdzie?
-Nie wiem. To ty chciałeś mnie gdzieś zabrać.
-Racja. W takim razie. Czy można?- powiedział Fede kłaniając się wytwornie
-Ależ oczywiście.-odpowiedziałam, podając mu swoją dłoń. Fede usiadł na motorze, po czym pomógł mi na niego wsiąść. Założył mi na głowę przygotowany specjalnie dla mnie kask.

-Trzymaj się mocno. –powiedział, po czym założył swój czarny kask i ruszył.. Objęłam go w pasie, przygotowana na szaleńczą jazdę. Po kilku minutach zaparkowaliśmy przed budynkiem w którym znajdował się basen. Byłam zaskoczona, ale podobała mi się propozycja. Trzymając się za ręce weszliśmy do budynku.  

♥  ♥    ♥  ♥

Witam! Chciałam zrekompensować wam moją długą nieobecność, więc już dzisiaj dodałam rozdział zaplanowany na 15 sierpnia. :) Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze. :)
Cami ;*

4 komentarze:

Dziękuję za komentarz
Cami ;*