poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 1

"Odkąd moja dusza cię zobaczyła.
Twoja słodycz mnie opakowała.
Kiedy jestem z tobą zatrzymuje się zegar.
Czujemy to oboje, serce nam to mówi
i ucho słyszy delikatny nasz szept."

*Violetta*

Dziś są moje 18 urodziny. Od dzisiaj oficjalnie jestem pełnoletnia. Nie czuję zmiany. Dzień jak każdy inny. Może gdybym była normalną dziewczyną, byłoby inaczej. Czekałabym z niecierpliwością na wieczorna imprezę. Świętowała w gronie przyjaciół. Grałaby głośna muzyka, a ja wygłupiałabym się ze znajomymi. Rodzice wnieśliby ogromny, czekoladowy tort z osiemnastoma świeczkami. Pomyślałabym życzenie i zdmuchnęła świeczki. Potem wszyscy zaśpiewaliby mi "Sto Lat", a rodzice przytulili mnie do siebie. No właśnie: "gdybym  była normalną dziewczyną". Tylko że ja nią nie jestem. Nie obchodzę urodzin, bo po co? Nie mam rodziny ani przyjaciół, nie mam nikogo kto mógłby razem ze mną świętować. Ostatni raz świętowałam w wieku jedenastu lat, a więc dokładnie siedem lat temu. Teraz nie chce mi się nawet wracać do domu. German i tak pewnie nie wiem, że mam urodziny. Może to nawet lepiej. Dzięki temu mogłam przynajmniej przeżyć dzień tak jak chcę. Czyli nijak. Nie wiem co miałabym robić. Nie mam pieniędzy, więc nie mogę iść na zakupy, ani do kawiarni. Właściwie to mi nie przeszkadza. Przyzwyczaiłam się do tego. Tak samo jak przyzwyczaiłam się do samotności i krzywych spojrzeń ludzi z dzielnicy, w której mieścił się dom Germana. No cóż, "poważny biznesmen" musi mieszkać w sąsiedztwie najbogatszych ludzi. W ich ocenie powinnam co najmniej trafić do więzienia. W końcu nie wyglądałam jak oni. Nie pasowałam tam. Nigdy, nie powiem o tym miejscu "dom". To nie jest moje miejsce na świecie. Wolę być tutaj.  Spacerować bez celu po parku. Iść przed siebie i myśleć co mam dalej  robić. Jestem pełnoletnia, więc za chwilę German wyrzuci mnie ze swojego domu, nigdy nie byłam mu potrzebna. Nie wiem dlaczego nie oddał mnie do domu dziecka, siedem lat temu. Pewnie miał w tym jakiś pokrętny cel. Muszę znaleźć jakąś tanią kawalerkę i pracę. To raczej nie będzie proste, zwłaszcza że nigdy nie szło mi dobrze w szkole. Skończyłam gimnazjum, prawda. Potem poszłam do zawodówki. Nie dostałam się nawet do technikum. O liceum nie miałam nawet co marzyć. Wybrałam odzieżówkę. Jednak przez moje fatalne oceny i liczne uwagi, wyrzucili mnie po pierwszym roku.   Poza tym nie mam zbyt wielkich szans jeszcze z jednego powodu. Nie lubię o tym myśleć. Odrzucam od siebie ten fakt, choć wiem, że to jest częścią mnie. Wiem, że zaprzeczanie nic nie da, ale nie umiem się z tym pogodzić.  Wyszłam już z parku i zaczęłam oglądać wystawy różnych sklepów. Zatrzymałam się przed sklepem z elektroniką. Patrzyłam z niedowierzaniem na ceny nowoczesnych smartfonów, tabletów, laptopów. ''Kogo na to stać?'', pomyślałam. Zaczął padać deszcz. Po kilku minutach rozpętała się prawdziwa burza. Ktoś inny pewnie pobiegłby w tej chwili do domu, ale nie ja. Spacerowałam dalej pomimo tego, że miałam na sobie tylko szorty i bluzkę z krótkim rękawem. Zimno i deszcz to dla mnie nic nowego. Od dziecka byłam przyzwyczajona do takich warunków.  Nagle usłyszałam dźwięk telefonu, to mój stary gruchot się odezwał. Byłam bardzo zdziwiona, bo niby kto i po co miałby do mnie dzwonić? Nacisnęłam zieloną słuchawką i usłyszałam głos naszej gospodyni, zimny i oschły:
-Za 10 minut nasz być w domu.- powiedziała i rozłączyła się. Spojrzałam na zegarek. Była 16.34. Zwykle wracałam do domu o 20.00. Co takiego niezwykłego  się stało, że natychmiast mnie tam potrzebują? Stąd do mojego domu był kawał drogi, będę musiała biec, bo ani sekunda spóźnienia nie będzie mi darowana. Pościłam się pędem. Niestety deszcz nadal lał jak z cebra i wkrótce się poślizgnęłam. Spodziewałam się bliskiego spotkania z twardym brukiem, jednak nic takiego się nie stało. Czyjeś silne ramiona podtrzymywały mnie. Po raz pierwszy od ponad 7 lat, czułam się bezpiecznie. Spojrzałam na chłopaka, który mnie złapał. Patrzyłam w jego piękne, zielone oczy i miałam wrażenie, że wie o mnie wszystko. Było mi dobrze. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.
*León*
Zobaczyłem, jak jakaś dziewczyna biegnie bardzo szybko. Chodnik był bardzo śliski i upadek nieunikniony. Dziewczyna poślizgnęła się. W ostatniej chwili udało mi się uchronić ja przed upadkiem. Spojrzałem w jej duże brązowe oczy i… zatkało mnie. Jej oczy były… no niesamowite. Były w nich jakieś ukryte emocje, które nie miały odwagi się wydostać. W jej oczach kryły się uczucia, których nigdy nie widziałem, nie potrafiłem ich rozpoznać. Zauważyłem tylko delikatność, kruchość i jakby strach? Patrzyłem na nią i nagle przestałem odczuwać, że pada deszcz. Czułem się jak w jakimś innym wszechświecie. Wszechświecie, gdzie ważna jest tylko ona. Chyba się w niej zakochałem. Matko, León pobudka! Przecież ja jej nie znam. Nawet nie wiem jak ma na imię. Wtedy odezwała się do mnie. Miała głos jak anioł. Na początku nie docierał do mnie sens jej słów, dopiero po chwili zrozumiałem, że jest wściekła. W jednej chwili była spokojna, a w następnej poderwała się na równe nogi z niespotykaną szybkością i znów puściła się biegiem. Ruszyłem za nią, za wszelką cenę musiałem się dowiedzieć o niej czegoś więcej. Intrygowała mnie, była inna niż wszystkie. Biegłem za nią nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia przechodniów. W końcu dogoniłem ją i zatrzymałem. Musiałem z nią porozmawiać. Czułem, że jeśli tego nie zrobię będę żałował do końca życia.
*Violetta*
Biegłam co chwila spoglądając na zegarek. Była już 16.40. Zostało mi cztery minuty, a nie byłam nawet w połowie drogi. Miałam wrażenie, że ktoś za mną biegnie. Odwróciłam się i zobaczyłam go. To był ten sam chłopak, który uratował mnie przed upadkiem. Chciałam z nim porozmawiać. Nawet bardzo. Czułam, że nasze spotkanie ma jakieś znaczenie. Nie wiedziałam jeszcze jakie. Właśnie dlatego tak bardzo potrzebowałam rozmowy z nim, ale po prostu nie miałam czasu. Musiałam jak najszybciej dotrzeć do domu Germana. Teraz liczy się tylko to,  żeby być tam na czas. Spotkania towarzyskie, nawet najważniejsze muszę odłożyć na później. Chłopak dogonił mnie i zatrzymał. Potrzeba rozmowy, jeszcze kilka sekund temu taka silna, uleciała ze mnie błyskawicznie. Byłam na niego wściekła. Dzięki niemu czeka mnie krucjata. Złapał mnie za ramiona i zmusił do spojrzenia mu prosto w oczy. W te piękne, zielone oczy.
-Poczekaj! Gdzie się tak śpieszysz?
-A co cię to obchodzi?! Nawet mnie nie znasz wiec jakim prawem mnie zaczepiasz?! Kim ty w ogóle jesteś?! - krzyczałam na niego, choć wcale tego nie chciałam. Stres i rozdrażnienie okazały się silniejsze ode mnie. Przyjrzałam mu się uważnie. Wcześniej nie zauważyłam jak był ubrany. W same drogie, markowe ciuchy. Teraz wszystko stało się jasne. - Nie odpowiadaj, już wiem kim jesteś. Jesteś ukochanym syneczkiem swoich rodziców, który zawsze dostaje czego chce! Który nigdy w życiu nie pracował, nie musiał się martwić o pieniądze, ani o to, czy jutro coś zje! Który miał od zawsze wszystko podstawiane pod nos! Nigdy nie musiał nic robić sam! Coś ci powiem pięknisiu! Nie wszystko i nie zawsze jest takie proste jak się wydaje! I wiesz co?! Ja nie padnę ci do stóp i nie będę na kolanach prosić, żebyś się ze mną umówił! Zapomnij! I daj mi święty spokój! - nawrzeszczałam na niego i odbiegłam, zostawiając go z oniemiałym wyrazem twarzy. Prawda była taka, że on nigdy mnie nie zrozumie. Nigdy nie żył tak jak ja. Jego życie od zawsze było idealne. On nie musiał każdego dnia cierpieć. Nie walczył z chorobą. Miał rodzinę, przyjaciół. Miał wsparcie bliskich. Nigdy nie musiał być sam z problemami. Jak głupio urządzony jest ten świat. Ci, którzy nie maja prawdziwych problemów, maja łatwe życie maja ludzi, którym mogą zaufać, którzy chcą im pomóc. Tacy jak ja. Zmagający się ze sprawami, które ich przerastaja, najczęściej zostaja sami. Największym i najpoważniejszym problemem jest brak bliskich. no i oto koło się zamyka. To wadliwy schemat. Cały świat jest nastawiony na ułatwianie życia bogaczom, którzy maja wpływy. Zwykli ludzie maja marne szanse na życie.  Wreszcie dobiegłam na miejsce. Spodziewałam się, że zastanę Germana z tym jego złośliwym wyrazem twarzy. Że oberwie mi się za te dwie minuty spóźnienia, ale nic takiego się nie stało. W domu panowała cisza, a na środku salony stały moje walizki, a na nich leżał liścik. Napisany tym profesjonalnym charakterem pisma, który zawsze przywodził mi na myśl pogrzebowy. Od razu było jasne, że autorem jest German. Z listu jasno wynikało, że jednak wie, kiedy mam urodziny. Pewnie odliczał dni do mojej wyprowadzki od 7 lat. Kiedy tylko według prawa stałam się dorosła, wyrzucił mnie. No, ale chyba nie jest taki zły. W końcu załatwił mi mieszkanie, pracę i kartę kredytową. No nic, trzeba brać walizki, pakować się do autobusu i witaj dorosłe życie! Nawet się cieszę, w końcu będę mogła robić to co chcę, żyć po swojemu. Zabrałam swoje rzeczy, których właściwie nie było tak dużo. Tylko dwie małe walizki i torba. Kiedyś miałam dużo własnych rzeczy, ale prawie wszystkie zniknęły razem z Marią. Nie miałam ochoty na dalsze rozmyślania o przeszłości, te wspomnienia wywoływały zbyt wielki ból. Zabrałam swoje bagaże i znów weszłam na deszcz. Miałam szczęście, bo gdy tylko doszłam na przystanek, nadjechał mój autobus. Zapłaciłam za bilet i wsiadłam. Zajęłam miejsce przy oknie i obserwowałam ulicę. Nauczyłam się już nie zwracać uwagi na zaciekawione spojrzenia ludzi. Towarzyszyły mi, odkąd pamiętam. Pewnie sama byłabym ciekawa, co robi młoda dziewczyna z walizkami, zupełnie sama w autobusie. Kto wpadł by na to, że się przeprowadzam? Bagaże normalnych ludzi nie mieszczą się przecież w dwóch walizkach i torbie. Ale takie było moje życie. Właściwie to nie wiem, czy chciałabym je zmieniać, tak się do niego przyzwyczaiłam ,że chyba czułabym się nieswojo gdybym nagle stała się ukochana córeczką bogatych rodziców. Nie odpowiadałoby mi życie tego chłopaka. Ten chłopak. Moje myśli cały czas powracały do jego postaci. Im bardziej się starałam o nim nie myśleć, tym jego obraz był wyraźniejszy. Jego piękny uśmiech, urocze dołeczki i te zielone oczy, to spojrzenie, którym przewiercał mnie na wylot. Cały czas o nim myślałam, nie potrafiłam inaczej. Niby krótkie spotkanie, ale jak ważne w moim życiu. Wiem, ze powinnam zapomnieć, bo pewnie nigdy się już nie spotkamy. A nawet jeśli to on nie będzie mnie pamiętał, na pewno już zapomniał. Zresztą po tym jak go potraktowałam, na pewno nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Muszę się z tym pogodzić. W końcu taka osoba jak ja, która jest odpowiedzialna za śmierć jedynej osoby, która była dla mnie dobra nie zasługuje na szczęście, pod żadną postacią. Jechałam już ponad pół godziny, ale nadal nie było jeszcze mojego przystanku. No tak, nic dziwnego. German wynajął mi kawalerkę w najdalszym zakątku miasta, jak najdalej od niego. Siedziałam i myślałam, jak to będzie dalej. Będę musiała pracować i radzić sobie sama. To akurat żadna nowość, ale uświadomiłam sobie coś innego. W końcu po ok. godzinie jazdy wysiadłam z autobusu, skierowałam się pod wskazany adres i weszłam na drugie piętro. Kluczem, który znalazłam w torbie, otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się mój nowy dom. Składał się na niego jeden niewielki pokój, łazienka i kuchnia. Wystarczająco jak dla mnie. Był on skromnie umeblowany, bez żadnych zbędnych dodatków. Postanowiłam się rozpakować i sprawdzić ile mam na kącie. Rozpakowanie się zajęło mi ok. dwie godziny. Gdy ubrania były już w szafie, pościel założona, a książki poukładane, minęła ósma. Wzięłam torbę a do niej włożyłam telefon, kartę i klucz. Zgasiłam światło, zamknęłam drzwi do mieszkania i wyszłam z budynku. Skierowałam się najpierw do bankomatu w celu sprawdzenia stanu mojego konta. Byłam zaskoczona nie miałam pojęcia, że German aż tyle mi ofiarował. 5 tysięcy to spora suma. Wiedziałam jednak, że opłaty za prąd, wodę, gaz i za mieszkanie szybko wykończyły by mój budżet, ale na szczęście miałam zapewnioną pracę. Skierowałam się do sklepu spożywczego. Zrobiłam niewielkie zakupy. Tylko to, co było naprawdę potrzebne. Musiałam kupić też podstawowe kuchenne sprzęty noże, łyżki, widelce, garnek, patelnię i czajnik. Miałam już wracać do domu kiedy przypomniałam sobie, że muszę jeszcze wstąpić do apteki. Po skończonych zakupach szłam spokojnym krokiem w stronę kamienicy. Cieszyłam się tą chwilą, miasto było takie spokojne, a ja mogłam wreszcie powiedzieć, że mam prawdziwy dom. Jednak ktoś musiał, oczywiście, zakłócić mój spokój.
*León*
Nie mogłem się ma niczym skupić. W moich myślach uparcie tkwiła ta drobna dziewczyna, którą spotkałem kilka godzin temu. Intrygowała mnie, nie była taka jak wszystkie. Coś ja wyróżniało. Nie dawał mi spokoju obraz jej oczu. Tych niesamowitych oczu, pierwszych, których nie mogłem odczytać. Nie znałem emocji które się w nich kryły. Były dziwne, określiłbym je jako strach, rozpacz, nadzieja, delikatności, ból, depresja, dojrzałość, dziecinność, brak wiary? Ale te uczucia wzajemnie się wykluczały i nie do końca pasowały. Czułem, że jeśli pozwolę tej dziewczynie odejść, popełnię największy błąd swojego życia. Nie dawało mi spokoju coś jeszcze. Jej postawa, kiedy podtrzymywałem ją była taka spokojne, jakby czuła się bezpiecznie, potem poderwała się nagle i była wściekła. Jednak gdy wrzeszczała na mnie za pierwszym razem jej oczy zaprzeczały temu. Muszę się z nią spotkać, jakoś ją odnaleźć, bo sam nigdy tego nie rozumiem. Byłem zatopiony w swoich myślach, i oczywiście, jak to ja, wpadłem na kogoś. Tą osobą okazał się nie kto inny tylko dziewczyna, która tak uparcie tkwi w moich myślach.
-Przepraszam, nie zauważyłem cię - wyjąkałem, zaskoczony tym spotkaniem. Ja to mam szczęście! Zacząłem zbierać jej rzeczy porozrzucane po całym chodniku, z mojej winy. Dziewczyna zobaczyła mnie i rozpoznała. Nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, ale każde z nas szybko odwróciło wzrok. Zobaczyłem jej delikatny uśmiech i urocze rumieńce. Była taka idealna. Zobaczyłem nie nadające się już do niczego lekarstwa. W tej chwili trochę mi się przejaśniło w głowie, lecz zagadek było więcej. Gdy dziewczyna zobaczyła zniszczone lekarstwa to była jedna kropla za dużo, nie wytrzymała i wybuchła.
- Spotkać kogoś takiego jak ty dwa razy w jednym dniu?! Dlaczego to właśnie ja mam takiego pecha?! Zawsze gdy się pojawiasz, później dzieje się coś złego! - zobaczyła mój lekki uśmiech. Pomyślałem po prostu, jak jest śliczna gdy się złości, ale ona chyba odebrała to zupełnie inaczej i wrzeszczała dalej - Uważasz, że to zabawne?! No tak, ty masz pieniędzy jak lodu! Dla ciebie pieniądze to kino, nowe ciuchy, impreza, koncert! A dla mnie pieniądze to jedzenie, opłata za mieszkanie, leki! I przez takich jak ty muszę wydawać je jeszcze raz na to samo!
- Ja .. Mogę ci zapłacić za… To, co zniszczyłem - powiedziałem nieśmiało. Oczekiwałem, że to ją udobrucha, ale myliłem się była coraz bardziej wściekła.
- Nie chcę twoich pieniędzy! Ani nie potrzebuje twojej litości! Ty naprawdę nie szanujesz pieniędzy! Wyobraź sobie, że one nie rosną na drzewach! Ludzie muszą na nie ciężko pracować! Zresztą muszę już iść! Jutro idę do pracy! - wykrzyczała i odbiegła z płaczem, zostawiając mnie totalnie zdezorientowanego. Dopiero teraz zauważyłem, że wokół nas zrobiło się spore zbiegowisko. Ludzie patrzyli na mnie dziwnie i coś szeptali pod nosem. Sądząc po ich minach, były to niezbyt pochlebne uwagi na mój temat. Ale ja przecież nic nie zrobiłem! Teraz czuję, że naprawdę muszę odnaleźć tę dziewczynę. Nie poddam się. Nie stracę kolejnej szansy.

♥  ♥  ♥  ♥  ♥

Witam po dłuuuuuuuuugiej przerwie. Postanowiłam reaktywować historię Violetty i Leóna, z drobnymi zmianami i nowa nazwą. :) Mam nadzieję, że nadal będziecie odwiedzać mojego bloga. :)
~Cami :)

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział :)
    Bardzo ciekawie się zapowiada ^^
    Czekam z niecierpliwością na next <3
    Buziaki : *
    ....
    ....
    ....
    ....
    ....
    PS.
    Zapraszam do siebie :
    http://leon-viola-historia-z-doroslego-zycia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, już myślałam, że nigdy nie wrócisz! <3 Rozdział jak zwykle cudowny, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. <33333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz? :) Tak się złożyło, że wróciłam. :) Tylko nie wiem, czy to będzie szczęśliwy powrót :D

      Usuń

Dziękuję za komentarz
Cami ;*