"Odkąd moja dusza cię zobaczyła.
Twoja słodycz mnie opakowała.
Kiedy jestem z tobą zatrzymuje się zegar.
Czujemy to oboje, serce nam to mówi
i ucho słyszy delikatny nasz szept."
Twoja słodycz mnie opakowała.
Kiedy jestem z tobą zatrzymuje się zegar.
Czujemy to oboje, serce nam to mówi
i ucho słyszy delikatny nasz szept."
*Violetta*
Dziś
są moje 18 urodziny. Od
dzisiaj oficjalnie jestem pełnoletnia. Nie czuję zmiany. Dzień jak każdy
inny. Może gdybym była normalną dziewczyną, byłoby inaczej. Czekałabym z
niecierpliwością na wieczorna imprezę. Świętowała w gronie przyjaciół.
Grałaby głośna muzyka, a ja wygłupiałabym się ze znajomymi. Rodzice
wnieśliby ogromny, czekoladowy tort z osiemnastoma świeczkami.
Pomyślałabym życzenie i zdmuchnęła świeczki. Potem wszyscy zaśpiewaliby
mi "Sto Lat", a rodzice przytulili mnie do siebie. No właśnie: "gdybym
była normalną dziewczyną". Tylko że ja nią nie jestem. Nie
obchodzę urodzin, bo po co? Nie mam rodziny ani przyjaciół, nie mam
nikogo kto
mógłby razem ze mną świętować. Ostatni raz świętowałam w wieku jedenastu
lat, a więc dokładnie siedem lat temu. Teraz nie chce mi się nawet
wracać do domu. German i
tak pewnie nie wiem, że mam urodziny. Może to nawet lepiej. Dzięki temu
mogłam przynajmniej przeżyć dzień tak jak chcę. Czyli nijak. Nie wiem
co miałabym robić. Nie mam pieniędzy, więc nie mogę iść na zakupy, ani do kawiarni. Właściwie to mi nie przeszkadza. Przyzwyczaiłam się do tego. Tak samo jak przyzwyczaiłam się do samotności i krzywych spojrzeń ludzi z dzielnicy, w której mieścił się dom Germana. No cóż, "poważny biznesmen" musi mieszkać w sąsiedztwie najbogatszych ludzi. W ich ocenie powinnam co najmniej trafić do więzienia. W końcu nie wyglądałam jak oni. Nie pasowałam tam. Nigdy, nie powiem o tym miejscu "dom". To nie jest moje miejsce na świecie. Wolę być
tutaj. Spacerować bez celu po parku. Iść przed siebie i myśleć co mam
dalej robić. Jestem pełnoletnia, więc za chwilę
German wyrzuci mnie ze swojego domu, nigdy nie byłam mu potrzebna. Nie
wiem dlaczego nie oddał mnie do domu dziecka, siedem lat temu. Pewnie
miał w tym jakiś pokrętny cel. Muszę znaleźć jakąś
tanią kawalerkę i pracę. To raczej nie będzie proste, zwłaszcza że nigdy
nie szło mi dobrze w szkole. Skończyłam gimnazjum, prawda. Potem
poszłam do zawodówki. Nie dostałam się nawet do technikum. O liceum nie
miałam nawet co marzyć. Wybrałam odzieżówkę. Jednak przez moje fatalne
oceny i liczne uwagi, wyrzucili mnie po pierwszym roku.
Poza tym nie mam zbyt wielkich szans jeszcze z jednego powodu. Nie lubię
o tym myśleć. Odrzucam od siebie ten fakt, choć wiem, że to jest
częścią mnie. Wiem, że zaprzeczanie nic nie da, ale nie umiem się z tym
pogodzić. Wyszłam już z parku i zaczęłam oglądać wystawy różnych
sklepów. Zatrzymałam się przed sklepem z elektroniką. Patrzyłam z
niedowierzaniem na ceny nowoczesnych smartfonów, tabletów, laptopów.
''Kogo na to
stać?'', pomyślałam. Zaczął padać deszcz. Po kilku minutach rozpętała
się prawdziwa burza. Ktoś inny pewnie pobiegłby w tej chwili
do domu, ale nie ja. Spacerowałam dalej pomimo tego, że miałam na sobie
tylko szorty i bluzkę z krótkim rękawem. Zimno i deszcz to dla mnie nic
nowego. Od dziecka byłam przyzwyczajona do takich warunków. Nagle
usłyszałam dźwięk telefonu, to mój stary gruchot się
odezwał. Byłam bardzo zdziwiona, bo niby kto i po co miałby do mnie
dzwonić? Nacisnęłam
zieloną słuchawką i usłyszałam głos naszej gospodyni, zimny i oschły:
-Za 10 minut nasz być w domu.-
powiedziała i rozłączyła się. Spojrzałam na zegarek. Była 16.34. Zwykle
wracałam do domu o 20.00. Co takiego niezwykłego się stało, że
natychmiast mnie tam potrzebują? Stąd do mojego domu był kawał drogi,
będę
musiała biec, bo ani sekunda spóźnienia nie będzie mi darowana. Pościłam
się
pędem. Niestety deszcz nadal lał jak z cebra i wkrótce się poślizgnęłam.
Spodziewałam się bliskiego spotkania z twardym brukiem, jednak nic takiego się
nie stało. Czyjeś silne ramiona podtrzymywały mnie. Po raz pierwszy od ponad 7
lat, czułam się bezpiecznie. Spojrzałam na chłopaka, który mnie złapał. Patrzyłam
w jego piękne, zielone oczy i miałam wrażenie, że wie o mnie wszystko. Było mi
dobrze. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.
*León*
Zobaczyłem, jak jakaś dziewczyna
biegnie bardzo szybko. Chodnik był bardzo śliski i upadek nieunikniony.
Dziewczyna poślizgnęła się. W ostatniej chwili udało mi się uchronić ja przed
upadkiem. Spojrzałem w jej duże brązowe oczy i… zatkało mnie. Jej oczy były…
no niesamowite. Były w nich jakieś ukryte emocje, które nie miały odwagi się
wydostać. W jej oczach kryły się uczucia, których nigdy nie widziałem, nie
potrafiłem ich rozpoznać. Zauważyłem tylko delikatność, kruchość i jakby
strach? Patrzyłem na nią i nagle przestałem odczuwać, że pada deszcz. Czułem się jak w jakimś innym
wszechświecie. Wszechświecie, gdzie ważna jest tylko ona. Chyba się w niej zakochałem.
Matko, León pobudka! Przecież ja jej nie znam. Nawet nie wiem jak ma na imię.
Wtedy odezwała się do mnie. Miała głos jak anioł. Na początku nie docierał do
mnie sens jej słów, dopiero po chwili zrozumiałem, że jest wściekła. W jednej
chwili była spokojna, a w następnej poderwała się na równe nogi z niespotykaną
szybkością i znów puściła się biegiem. Ruszyłem za nią, za wszelką cenę
musiałem się dowiedzieć o niej czegoś więcej. Intrygowała mnie, była inna niż
wszystkie. Biegłem za nią nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia
przechodniów. W końcu dogoniłem ją i zatrzymałem. Musiałem z nią porozmawiać.
Czułem, że jeśli tego nie zrobię będę żałował do końca życia.
*Violetta*
Biegłam co chwila spoglądając na
zegarek. Była już 16.40. Zostało mi cztery minuty, a nie byłam nawet w połowie
drogi. Miałam wrażenie, że ktoś za mną biegnie. Odwróciłam się i zobaczyłam go.
To był ten sam chłopak, który uratował mnie przed upadkiem. Chciałam z nim
porozmawiać. Nawet bardzo. Czułam, że nasze spotkanie ma jakieś znaczenie. Nie wiedziałam jeszcze jakie. Właśnie dlatego tak bardzo potrzebowałam rozmowy z nim,
ale po prostu nie miałam czasu. Musiałam jak najszybciej dotrzeć do domu
Germana. Teraz liczy się tylko to, żeby być tam na czas. Spotkania towarzyskie, nawet najważniejsze muszę odłożyć na później. Chłopak dogonił mnie
i zatrzymał. Potrzeba rozmowy, jeszcze kilka sekund temu taka silna, uleciała ze mnie błyskawicznie. Byłam na niego wściekła. Dzięki niemu czeka mnie krucjata.
Złapał mnie za ramiona i zmusił do spojrzenia mu prosto w oczy. W te piękne,
zielone oczy.
-Poczekaj! Gdzie się tak
śpieszysz?
-A
co cię to obchodzi?! Nawet
mnie nie znasz wiec jakim prawem mnie zaczepiasz?! Kim ty w ogóle
jesteś?! -
krzyczałam na niego, choć wcale tego nie chciałam. Stres i rozdrażnienie okazały się silniejsze ode mnie. Przyjrzałam mu się
uważnie.
Wcześniej nie zauważyłam jak był ubrany. W same drogie, markowe ciuchy.
Teraz wszystko stało się jasne. - Nie odpowiadaj, już wiem kim jesteś.
Jesteś ukochanym syneczkiem
swoich rodziców, który zawsze dostaje czego chce! Który nigdy w życiu
nie
pracował, nie musiał się martwić o pieniądze, ani o to, czy jutro coś
zje! Który
miał od zawsze wszystko podstawiane pod nos! Nigdy nie musiał nic robić
sam! Coś ci powiem
pięknisiu! Nie
wszystko i nie zawsze jest takie proste jak się wydaje! I wiesz co?! Ja
nie
padnę ci do stóp i nie będę na kolanach prosić, żebyś się ze mną umówił!
Zapomnij! I daj mi święty spokój! - nawrzeszczałam na niego i odbiegłam,
zostawiając go z oniemiałym wyrazem twarzy. Prawda była taka, że on
nigdy mnie
nie zrozumie. Nigdy nie żył tak jak ja. Jego życie od zawsze było
idealne. On
nie musiał każdego dnia cierpieć. Nie walczył z chorobą. Miał rodzinę, przyjaciół. Miał wsparcie bliskich. Nigdy nie musiał być sam z
problemami. Jak głupio urządzony jest ten świat. Ci, którzy nie maja
prawdziwych problemów, maja łatwe życie maja ludzi, którym mogą zaufać,
którzy chcą im pomóc. Tacy jak ja. Zmagający się ze sprawami, które ich
przerastaja, najczęściej zostaja sami. Największym i najpoważniejszym problemem jest brak bliskich. no i oto koło się zamyka. To wadliwy
schemat. Cały świat jest nastawiony na ułatwianie życia bogaczom, którzy
maja wpływy. Zwykli ludzie maja marne szanse na życie. Wreszcie
dobiegłam na miejsce. Spodziewałam się, że zastanę Germana z tym jego
złośliwym wyrazem twarzy.
Że oberwie mi się za te dwie minuty spóźnienia, ale nic takiego się nie
stało.
W domu panowała cisza, a na środku salony stały moje walizki, a na nich
leżał liścik. Napisany tym profesjonalnym charakterem pisma, który
zawsze przywodził mi na myśl pogrzebowy. Od razu było jasne, że autorem
jest German. Z listu jasno wynikało, że jednak wie, kiedy mam
urodziny. Pewnie odliczał dni do mojej wyprowadzki od 7 lat. Kiedy tylko
według prawa stałam się dorosła, wyrzucił mnie. No, ale chyba nie
jest taki zły. W końcu załatwił mi mieszkanie, pracę i kartę kredytową.
No nic,
trzeba brać walizki, pakować się do autobusu i witaj dorosłe życie!
Nawet się
cieszę, w końcu będę mogła robić to co chcę, żyć po swojemu. Zabrałam
swoje
rzeczy, których właściwie nie było tak dużo. Tylko dwie małe walizki i
torba.
Kiedyś miałam dużo własnych rzeczy, ale prawie wszystkie zniknęły razem z
Marią. Nie miałam ochoty na dalsze rozmyślania o przeszłości, te
wspomnienia
wywoływały zbyt wielki ból. Zabrałam swoje bagaże i znów weszłam na
deszcz.
Miałam szczęście, bo gdy tylko doszłam na przystanek, nadjechał mój
autobus.
Zapłaciłam za bilet i wsiadłam. Zajęłam miejsce przy oknie i
obserwowałam
ulicę. Nauczyłam się już nie zwracać uwagi na zaciekawione spojrzenia
ludzi.
Towarzyszyły mi, odkąd pamiętam. Pewnie sama byłabym ciekawa, co robi
młoda
dziewczyna z walizkami, zupełnie sama w autobusie. Kto wpadł by na to,
że się
przeprowadzam? Bagaże normalnych ludzi nie mieszczą się przecież w dwóch
walizkach i torbie. Ale takie było moje życie. Właściwie to nie wiem,
czy chciałabym
je zmieniać, tak się do niego przyzwyczaiłam ,że chyba czułabym się
nieswojo
gdybym nagle stała się ukochana córeczką bogatych rodziców. Nie
odpowiadałoby
mi życie tego chłopaka. Ten chłopak. Moje myśli cały czas powracały do
jego
postaci. Im bardziej się starałam o nim
nie myśleć, tym jego obraz był wyraźniejszy. Jego piękny uśmiech, urocze
dołeczki i te zielone oczy, to spojrzenie, którym przewiercał mnie na
wylot. Cały czas o nim myślałam, nie potrafiłam inaczej. Niby krótkie
spotkanie, ale jak ważne w moim życiu. Wiem, ze powinnam zapomnieć, bo
pewnie
nigdy się już nie spotkamy. A nawet jeśli to on nie będzie mnie
pamiętał, na
pewno już zapomniał. Zresztą po tym jak go potraktowałam, na pewno nie
będzie
chciał mieć ze mną nic wspólnego. Muszę się z tym pogodzić. W końcu taka
osoba jak
ja, która jest odpowiedzialna za śmierć jedynej osoby, która była dla
mnie
dobra nie zasługuje na szczęście, pod żadną postacią. Jechałam już ponad
pół godziny, ale
nadal nie było jeszcze mojego przystanku. No tak, nic dziwnego. German
wynajął
mi kawalerkę w najdalszym zakątku miasta, jak najdalej od niego.
Siedziałam i
myślałam, jak to będzie dalej. Będę musiała pracować i radzić sobie
sama. To
akurat żadna nowość, ale uświadomiłam sobie coś innego. W końcu po ok.
godzinie jazdy wysiadłam z autobusu, skierowałam się pod wskazany adres i
weszłam na drugie piętro. Kluczem, który znalazłam w torbie, otworzyłam
drzwi i
moim oczom ukazał się mój nowy dom. Składał się na niego jeden niewielki
pokój, łazienka
i kuchnia. Wystarczająco jak dla mnie. Był on skromnie umeblowany, bez
żadnych
zbędnych dodatków. Postanowiłam się rozpakować i sprawdzić ile mam na
kącie.
Rozpakowanie się zajęło mi ok. dwie godziny. Gdy ubrania były już w
szafie,
pościel założona, a książki poukładane, minęła ósma. Wzięłam torbę a do
niej
włożyłam telefon, kartę i klucz. Zgasiłam światło, zamknęłam drzwi do
mieszkania i wyszłam z budynku. Skierowałam się najpierw do bankomatu w
celu
sprawdzenia stanu mojego konta. Byłam zaskoczona nie miałam pojęcia,
że German aż tyle mi ofiarował. 5 tysięcy to spora suma. Wiedziałam
jednak, że
opłaty za prąd, wodę, gaz i za mieszkanie szybko wykończyły by mój
budżet, ale
na szczęście miałam zapewnioną pracę. Skierowałam się do sklepu
spożywczego.
Zrobiłam niewielkie zakupy. Tylko to, co było naprawdę potrzebne.
Musiałam kupić
też podstawowe kuchenne sprzęty noże, łyżki, widelce, garnek, patelnię i
czajnik. Miałam już wracać do domu kiedy przypomniałam sobie, że muszę
jeszcze
wstąpić do apteki. Po skończonych zakupach szłam spokojnym krokiem w
stronę
kamienicy. Cieszyłam się tą chwilą, miasto było takie spokojne, a ja
mogłam
wreszcie powiedzieć, że mam prawdziwy dom. Jednak ktoś musiał,
oczywiście,
zakłócić mój spokój.
*León*
Nie mogłem się ma niczym skupić.
W moich myślach uparcie tkwiła ta drobna dziewczyna, którą spotkałem kilka
godzin temu. Intrygowała mnie, nie była taka jak wszystkie. Coś ja wyróżniało.
Nie dawał mi spokoju obraz jej oczu. Tych niesamowitych oczu, pierwszych,
których nie mogłem odczytać. Nie znałem emocji które się w nich kryły. Były
dziwne, określiłbym je jako strach, rozpacz, nadzieja, delikatności, ból,
depresja, dojrzałość, dziecinność, brak wiary? Ale te uczucia wzajemnie się
wykluczały i nie do końca pasowały. Czułem, że jeśli pozwolę tej dziewczynie
odejść, popełnię największy błąd swojego życia. Nie dawało mi spokoju coś
jeszcze. Jej postawa, kiedy podtrzymywałem ją była taka spokojne, jakby czuła
się bezpiecznie, potem poderwała się nagle i była wściekła. Jednak gdy
wrzeszczała na mnie za pierwszym razem jej oczy zaprzeczały temu. Muszę się z
nią spotkać, jakoś ją odnaleźć, bo sam nigdy tego nie rozumiem. Byłem zatopiony
w swoich myślach, i oczywiście, jak to ja, wpadłem na kogoś. Tą osobą okazał
się nie kto inny tylko dziewczyna, która tak uparcie tkwi w moich myślach.
-Przepraszam, nie zauważyłem
cię - wyjąkałem, zaskoczony tym spotkaniem. Ja to mam szczęście! Zacząłem zbierać
jej rzeczy porozrzucane po całym chodniku, z mojej winy. Dziewczyna zobaczyła
mnie i rozpoznała. Nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, ale każde z
nas szybko odwróciło wzrok. Zobaczyłem jej delikatny uśmiech i urocze rumieńce.
Była taka idealna. Zobaczyłem nie nadające się już do niczego lekarstwa. W tej chwili trochę mi się przejaśniło w
głowie, lecz zagadek było więcej. Gdy dziewczyna zobaczyła zniszczone lekarstwa
to była jedna kropla za dużo, nie wytrzymała i wybuchła.
- Spotkać kogoś takiego jak ty
dwa razy w jednym dniu?! Dlaczego to właśnie ja mam takiego pecha?! Zawsze gdy
się pojawiasz, później dzieje się coś złego! - zobaczyła mój lekki uśmiech. Pomyślałem
po prostu, jak jest śliczna gdy się złości, ale ona chyba odebrała to zupełnie inaczej
i wrzeszczała dalej - Uważasz, że to zabawne?! No tak, ty masz pieniędzy jak lodu!
Dla ciebie pieniądze to kino, nowe ciuchy, impreza, koncert! A dla mnie pieniądze
to jedzenie, opłata za mieszkanie, leki! I przez takich jak ty muszę wydawać je jeszcze raz na to samo!
- Ja .. Mogę ci zapłacić za… To, co
zniszczyłem - powiedziałem nieśmiało. Oczekiwałem, że to ją udobrucha, ale myliłem
się była coraz bardziej wściekła.
- Nie chcę twoich pieniędzy! Ani nie
potrzebuje twojej litości! Ty naprawdę nie szanujesz pieniędzy! Wyobraź sobie, że
one nie rosną na drzewach! Ludzie muszą na nie ciężko pracować! Zresztą muszę już
iść! Jutro idę do pracy! - wykrzyczała i odbiegła z płaczem, zostawiając mnie
totalnie zdezorientowanego. Dopiero teraz zauważyłem, że wokół nas zrobiło się spore
zbiegowisko. Ludzie patrzyli na mnie dziwnie i coś szeptali pod nosem. Sądząc po
ich minach, były to niezbyt pochlebne uwagi na mój temat. Ale ja przecież nic nie
zrobiłem! Teraz czuję, że naprawdę muszę odnaleźć tę dziewczynę. Nie poddam się.
Nie stracę kolejnej szansy.
♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Witam po dłuuuuuuuuugiej przerwie. Postanowiłam reaktywować historię Violetty i Leóna, z drobnymi zmianami i nowa nazwą. :) Mam nadzieję, że nadal będziecie odwiedzać mojego bloga. :)
~Cami :)
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie się zapowiada ^^
Czekam z niecierpliwością na next <3
Buziaki : *
....
....
....
....
....
PS.
Zapraszam do siebie :
http://leon-viola-historia-z-doroslego-zycia.blogspot.com/
Dziękuję :) NA pewno zajrzę :)
UsuńKochana, już myślałam, że nigdy nie wrócisz! <3 Rozdział jak zwykle cudowny, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. <33333
OdpowiedzUsuńNo widzisz? :) Tak się złożyło, że wróciłam. :) Tylko nie wiem, czy to będzie szczęśliwy powrót :D
Usuń