poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 4

"Miłość jest najpiękniejsza, 
kiedy jest pozornie niemożliwa."

*Violetta*


Obudził mnie dźwięk budzika. Przetarłam oczy, aby otrzymać wyraźny obraz otoczenia. Skierowałam zaspany wzrok na zegarek, stojący obok łóżka. Wskazywał godzinę 6.03. Nie mogłam wygrzebać ze swojego umysłu żadnego wytłumaczenia, dlaczego obudziłam się tak wcześnie. Stwierdziłam w końcu, że skoro z jakiegoś powodu nastawiłam budzik na tą właśnie porę, to trzeba wstać z łóżka. Niechętnie odrzuciłam kołdrę i postawiłam stopy na szorstkim dywaniku, leżącym obok łóżka. Po kilku minutach rozkoszowania się błogą pustką w moim umyśle, moje stopy przejęły ciężar ciała i ruszyłam w stronę łazienki. Wzięłam krótki prysznic i ubrałam się w przygotowane wczoraj ubrania.  Uczesałam się w kucyka i poszłam do kuchni. Wyjęłam z szafki miskę z kolorowym wzorkiem. Nasypałam do niej płatków śniadaniowych o smaku czekolady. Nie chciało mi się podgrzewać mleka, więc użyłam zimnego. Usiadłam przy stole i powoli zaczęłam jeść. W połowie śniadania przypomniałam sobie, że dziś mój pierwszy dzień w pracy. Zerknęłam na zegarek. Do odjazdu mojego autobusu zostało pięć minut. Natychmiast wstałam od stołu. Pobiegłam do swojego pokoju. W biegu złapałam torebkę i wrzuciłam do niej telefon. W ekspresowym tempie dotarłam do drzwi. Złapałam klucze, leżące na szafce i wybiegłam z mieszkania. Z pośpiechu nie mogłam wcelować kluczem do zamka. Kiedy w końcu go tam umieściłam, przekręciłam go i pośpiesznie wyrwałam z dziurki. Puściłam się pędem po schodach zostawiając w mieszkaniu nie skończone śniadanie. Modliłam się tylko, aby  torebce mieć dokumenty i portfel. Przekroczyłam drzwi kamienicy i zatrzymałam się tuż za nimi. Gdzie przystanek?! W którą stronę?! Zobaczyłam go po prawej stronie. Natychmiast ruszyłam w tamtym kierunku. Dobiegłam na przystanek, kiedy drzwi autobus już się zamykały. Wskoczyłam do środka w ostatniej chwili. Skasowałam swój bilet miesięczny i złapałam się drążka. Usiłowałam uspokoić oddech, po mojej szaleńczej gonitwie. W końcu, po niecałych dziesięciu minutach wysiadłam z autobusu. Sięgnęłam do torebki i wyjęłam z niej kartkę z adresem domu mojego nowego pracodawcy. Ruszyłam w stronę odpowiedniej ulicy. Zatrzymałam się pod podanym adresem. Stałam przed 
ogromną willą. Trzeba przyznać robiła wrażenie. Prawie czułam zapach bogactwa i przepychu roztaczany przez tę posiadłość. Pewnie normalny człowiek marzyłby, żeby zamieszkać w czymś takim. Może kiedyś... Może kiedyś będę miała willę z basenem i ogrodem. Będę miała męża i trójkę dzieci. No i oczywiście psa husky. Będę miała grono przyjaciół i będę szczęśliwa. Będę organizować przyjęcia i spotkania przy grillu. Będę miała normalne życie, bez ciągłego bólu na wspomnienie dzieciństwa. Bez ciężaru historii mojej biologicznej rodziny. Ciekawe, gdzie jest teraz... Nie! Nie powinnam o tym myśleć! Ale... Nie! Nie wolno mi! To przeszłość do której nie mam po co wracać! Koniec tego rozmyślania. Trzeba wziąć głęboki wdech i zadzwonić. Mam nadzieję, że wypłata będzie równie wysoka jak piękny jest ten dom. Nacisnęłam przycisk domofonu. Po chwili usłyszałam uprzejmy, choć nieco znudzony kobiecy głos dobiegający z głośnika. 
-W czym mogę służyć?
-Jestem Violetta... Castillo - postanowiłam przedstawić się nazwiskiem moich rodziców, a nie Germana. Skoro zaczęłam dorosłe życie, bez niego, nie muszę już używać jego nazwiska, które napawało mnie tyloma sprzecznymi uczuciami. Pierwszy raz od siedmiu lat jestem znów Violetta Castillo.  - Mam pracować tutaj jako...pokojówka. -ostatnie słowo wypowiedziałam z lekkim wstrętem. Co prawda brzmiało lepiej niż gdybym powiedziała "służąca", jednak kojarzyło mi się w dość nieprzyjemny sposób. Nie mogłam pozbyć się skojarzenia z niewolnicą ze starożytnego Rzymu, którą za nieposłuszeństwo rzuca się lwom na pożarcie. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranej bramy. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam ku drzwiom. Starałam się nie rozglądać na boki, ale obraz roztaczającego się wszędzie bogactwa i tak mnie przytłoczył.  W przedpokoju stała kobieta około trzydziestoletnia, ubrana w czarne spodnie i marynarkę w tym samym kolorze. Spod marynarki wystawał kawałek zielonej koszuli w morskim odcieniu. 
-Dzień dobry. Nazywam się Delfina. Mam obowiązek zaprowadzić cię do szefowej. - powiedziała kobieta z identyczną nutą znudzenia, jak kobieta z głośnika domofonu. Po czym ruszyła szybkim krokiem w głąb willi. Szła jak automat, nie oglądając się, czy idę za nią. W końcu dotarłyśmy pod drzwi, które, jak sądzę prowadziły do gabinetu mojej nowej szefowej. Delfina wcisnęła jakiś przycisk przy drzwiach. Po kilku sekundach nad przyciskiem zapaliło się żółte światło. Kobieta, która mnie tu przyprowadziła, ostrożnie otworzyła drzwi i weszła do środka.
- Musimy spotkać się z nimi na jakimś neutralnym terenie. W miejscu które ich nie urazi.-usłyszałam męski głos dobiegający z laptopa.
- Rozumiem. Może we Włoszech? W twoim hotelu Riccardo? - odezwała się kobieta siedząca przed laptopem. Była ubrana w elegancką, granatową sukienkę w białe róże. Do tego biały żakiet z granatowymi elementami. Miała czarne włosy, zgrabnie upięte  z tyłu. Miała też piękne zielone oczy. Wystarczyło, że się jej przyjrzałam, a już wiedziałam, że jest moją szefową. Była bardzo zadbana, poza tym ta złota biżuteria! Od razu widać, że nie jest biedna. Pochłonięta prowadzoną własnie wideokonferencją, zauważyła nas dopiero po chwili. W milczeniu wskazała na cienką, czarną teczkę. Moja przewodniczka podeszła do biurka i zabrała ją. Potem wyszłyśmy z pomieszczenia i cicho zamknęłyśmy za sobą drzwi.
-Tutaj masz podstawowe zasady obowiązujące w tym domu i rozkład twoich zajęć- powiedziała Delfina, nienaturalnym, automatycznym głosem. Następnie odeszła w stronę drzwi wyjściowych. Dziwna kobieta. -pomyślałam. Otworzyłam teczkę, w środku rzeczywiście był spis pokoi z numerami, oraz piętrami w których mam sprzątać. Zaczynałam od dwóch sypialni na trzecim piętrze. Miałam zacząć sprzątać o 8.00. Miałam jeszcze 45 minut. Skierowałam się więc do salonu dla pracowników na parterze. Miałam zamiar spokojnie przeczytać "podstawowe zasady obowiązujące w tym domu" 


*Federico*

-Lu, co się dzieje?- zapytałem, kiedy dziewczyna już kilka minut pozostawała w tym samym miejscu. Wydawało mi się to dziwne. W końcu jesteśmy na basenie. Powinniśmy pływać i dobrze się bawić. 
-Ja... nie umiem pływać.- powiedziała cicho spuszczając wzrok. Wyglądała tak słodko, kiedy była nieśmiała. Nie mogłem wytrzymać. Zacząłem się głośno śmiać. Natychmiast tego pożałowałem, kiedy spojrzałem na Lu. Jej oczy ciskały gromy. Od razu było widać, ze jest zła.
-Śmieszy cię to?- zapytała z jakaś groźna nuta w głosie. 
-Nie, nie. PO prostu cieszę się, że tylko o to chodzi.- zacząłem natychmiast protestować.
-Tylko?- spytała z niedowierzaniem. 
-No pewnie. To tylko drobny problem techniczny. Da się to  załatwić.
-Niby jak?
-Daj mi rękę.- Lu spojrzała na mnie podejrzliwie, ale podała mi swoją dłoń.


*Violetta*

Zasady zawierały w sobie nadzwyczajnie dużo słowa "ale". Mogę ubierać się jak chcę, ale kiedy przyjadą ważni goście mam zakładać mundurek. Mogę zwracać się do rodziny pracodawców, ale per pan/pani. Mogę rozmawiać z pracodawcami, ale jeśli sobie tego nie życzą wyleją mnie. Mam zaplanowane przerwy i urlopy, ale jeśli będą mnie potrzebować muszę natychmiast wrócić. To tylko nieliczne z wielu tego typu zasad. Dowiedziałam się też, co oznaczają te światełka przy gabinecie szefowej. Zielone oznacza, że można wchodzić. Żółte, że jest zajęta, ale można wejść pod warunkiem zachowania ciszy. Jeśli pali się czerwone, można wejść tylko w wypadku zagrożenia życia lub zdrowia. Jednak płacili całkiem nieźle. W każdym razie, z pensji pokojówki da się przeżyć. Stanęłam przed drzwiami pierwszej sypialni, która miałam posprzątać. Weszłam do środka. Najprawdopodobniej należała do właścicieli willi. Nie było tu dużo do zrobienia. Zetrzeć kurze, zamknąć szafki, odkurzyć dywan i podłogę, pościelić łóżko i podlać kwiatki. Uporałam się z tym w niecałe dwadzieścia minut. Następnie otworzyłam okno, aby się trochę przewietrzyło. Postanowiłam wrócić tu i je zamknąć, kiedy już uporam się z następną sypialnią. Znajdowała się po drugiej stronie korytarza. Jak tylko do niej weszłam od razu wiedziałam, że należy do jakiegoś chłopaka. Zapewne syna właściciel. Sądząc po wystroju był mniej więcej w moim wieku. Zaczęłam sprzątać. W trakcie odkurzania, ktoś otworzył drzwi. Zerknęłam przez ramię, żeby sprawdzić kto to. Natychmiast rozpoznałam tą twarz. Porzuciłam odkurzacz i podeszłam do osoby stojącej w drzwiach, nie zaprzątając sobie głowy takimi szczegółami jak wyłączenie odkurzacza. On nadal stał w progu własnego pokoju, jakby go tam zamurowało. Jakby miał tak stać do końca świata.
- Co ty tutaj robisz?- zapytałam zaskoczona
- Mieszkam.- odpowiedział. O, Boże! Dlaczego ja?! Ze wszystkich bogaczy na świecie, ja musiałam pracować własnie u niego. To by było na tyle naszej znajomości. Jak niby miałoby to dalej wyglądać? Bogaty książę miałby się zadawać z biedną pokojówką?! Niedorzeczne! Niemożliwe! Takie historie zdarzają się tylko w bajkach.
- A ty? Co ty tu robisz?- zapytał. Przez głowę przeleciały mi zasady. "zwracać się per pan/pani"
- Pracuje tutaj, proszę pana.- powiedziałam starając się ukryć drżenie głosu. Brwi Leóna powędrowały w górę.


*León*

- "Proszę pana"? Od kiedy tak się do mnie zwracasz?- zapytałem, coraz bardziej zdziwiony. A myślałem, że najdziwniejszą rzeczą jaka mnie dziś spotkała, było zobaczenie Violetty odkurzającej moja sypialnię. 
- Ja... przepraszam, pana. Muszę wracać do pracy.- odpowiedziała. Po czym wróciła do przerwanej niedawno czynności. Odzyskałem zdolność ruchu i zrobiłem krok w jej stronę. Chyba zauważyła mój ruch, bo opuściła głowę tak, abym nie mógł zobaczyc jej twarzy. Pomimo jej starań i tak dostrzegłem łzę spływającą po jej policzku. Nie wiedziałem już co myśleć, ani co robić. Jedyne co wiedziałem to, że czuję się koszmarnie kiedy ona płacze. Chciałem otrzeć tę łzę. Podszedłem do niej, ale ona się odsunęła. Skończyła odkurzać i przystąpiła do ścielenia mojego łóżka. Czułem się dziwnie obserwując jak to robi. Moja...eee....przyjaci...yyy... Nie ma odpowiedniego słowa, żeby nazwać naszą znajomość. Świat jeszcze nie widział tak pokręconej i skomplikowanej relacji. Skoro czegoś nigdy nie było, to po co wymyślać temu nazwę? A teraz? Teraz w moim życiu pojawiła się nagle taka Violetta i zatrzęsła całym światem. Violetta, która teraz sprząta w moim pokoju i płacze. Nie! Nie może tak być! Muszę to przerwać! Natychmiast! Wszystko, dosłownie każda cząsteczka mojego ciała i duszy buntowała się przeciw takiej chorej sytuacji. Spróbowałem znów do niej podejść, ale ona ponownie się odsunęła. Niby cały czas sprzątała, ale kątem oka obserwowała moje ruch i robiła zgrabne uniki. Trwała to już kilka minut kiedy Violetta zrobiła nagły zwrot i wyszła z pokoju. Zrobiła to tak szybko i niespodziewanie, że nawet nie miałem czasu zareagować. Zostałem sam w uporządkowanym przez Violettę pokoju. Jak? Jak mam ją zrozumieć? Jak jej pomóc? Jak z nią rozmawiać? Usłyszałem dźwięk domofonu. Wyjrzałem przez okno bez zbytniego zainteresowania. Kiedy zobaczyłem kto stoi pod moją bramą nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Otworzyłem drzwi i pobiegłem na parter. Znalazłem się tam w ciągu kilkunastu sekund. Otworzyłem drzwi wyjściowe mijają oniemiałą kobietę. Przez głowę przemknęło mi tylko, że to jakaś pracownica. Dotarłem do bramy, kiedy ona własnie przez nią przechodziła. Wyglądała ślicznie. Kiedy zobaczyła mnie, rzuciła mi się na szyję. Podniosłem ją w talii i okręciłem dookoła. Byłem taki szczęśliwy. Myślałem, że już nigdy jej nie zobaczę. Postawiłem ją na ziemi i pocałowałem. Nie przejmowałem się tym, że z okien prawdopodobnie obserwują mnie pracownicy, a może nawet mama. W tym momencie liczyła się tylko ona. 


*Violetta*

Sprzątałam akurat w jakimś pokoju, chyba gościnnym. Podeszłam do okna z zamiarem otworzenia go. Zobaczyłam scenę rozgrywającą się przed willą. Widziałam pocałunek Leóna i jakiejś ładnej brunetki. Łzy same zaczęły wypływać z moich oczu. Głupia! Jakbyś nie wiedziała, że wszyscy ranią! Jakbyś nie wiedziała,że każdy odchodzi i zostawia cię sam! Znowu dałaś się oszukać! - odezwał się głos w mojej głowie. Nie chciałam tego zaakceptować, ale wiedziałam, że mam rację.

3 komentarze:

  1. Śliczny rozdział <3 Po co ona wróciła? -,- Nie wiem, jak to zrobisz, ale w następnym rozdziale ma być 'happy end' z Leónettą :D <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie tak szybko. Najpierw się muszą trochę pomęczyć :) Leónetta będzie dopiero później :)

      Usuń
  2. Boski! Niedawno zaczęłam czytać i muszę przyznać, że wszystko jest mega ciekawe. Już nie lubię, tej laski. Przez nią Viola płacze. Głupia -,-

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz
Cami ;*