czwartek, 13 listopada 2014

Rozdział 7

1 komentarz = 1 uśmiech, 1 rozdział łatwiej napisany

 
♥  ♥    ♥  ♥


"Nie umiem jak poeta mówić pięknie o miłości, 
ani pisać ślicznych słów, 
lecz potrafię sercem moim szeptać "kocham", 
dać Ci dużo ciepłych nut."

*Naty*

Jestem w stu procentach gotowa na randkę z Maxim. Tak się cieszę na tych kilka chwil tylko we dwoje. Już nie mogę się doczekać, kiedy go zobaczę. Czuję, że wszystko będzie dobrze. Tak jak zawsze. Tego właśnie potrzebuję. Codzienności, normalności. Nie żadnych wyszukanych, drogich prezentów. Nie czerwonych dywanów i błysku fleszy. Tylko żebym mogła pomyśleć, że moje życie jest piękne. Wrócić pewnego dnia do domu i powiedzieć: Tu jest moje miejsce. Czuć, że tu jestem potrzebna. Tylko tyle. Usłyszałam dzwonek do drzwi i zdałam sobie sprawę, że od kilku minut bezmyślnie wpatruje się w lustro. Szybko wstałam i wyszłam z pokoju. Przebiegłam krótki korytarz i rzuciłam się na szyję mojemu chłopakowi. Może tylko taki mi się wydawało, ale odniosłam wrażenie, że ugiął się lekko pod moim ciężarem. To nic. Nieważne. 
- Idziemy?- powiedziałam wesoło, zanim Maxi zdążył się odezwać. Chłopak uśmiechnął się i złapał mnie za rękę. Wyszliśmy razem z mieszkania. Skierowaliśmy się w stronę parku. Spacerowaliśmy po parku i rozmawialiśmy o różnych głupotach. Czułam się tak lekko, jakbym miała zaraz unieście się nad ziemię. Miałam dziś wyjątkowo dobry humor i czułam, że nic nie może mi go zepsuć. Nic. Ten dzień jest tylko dla mnie i Maxiego. Nie ma w nim miejsca na smutki. Nie ma miejsca na problemy, smutne myśli. Nimi zajmę się jutro. Jutro wróci rzeczywistość, ale dzisiaj jestem w innym wymiarze. Takim w którym wszystko jest różowe. Nie ma czarnych kolorów. Zawsze świeci słońce. Zawsze trwa lato. Wszyscy są przyjaciółmi. Nikt nie ma takiej mocy, żeby zniszczyć to co zbudowałam. Mam wrażenie jakby od wszystkiego co złe dzielił mnie mur. Niewidzialna bariera, która nie pozwala ciemności przeniknąć do tych chwil. Na to będzie czas jutro, za kilka godzin. Wszytko jedno kiedy. Byle nie teraz. 
- Cieszę się, że znów się śmiejesz. - dobiegł mnie głos Maxiego. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem.
- Mnie podoba się to jeszcze bardziej. - odpowiedziałam wybuchając śmiechem. Po czym, sama nie wiem dlaczego, zaczęłam biec. Odwróciłam się przez ramię i zobaczyłam oniemiałą minę chłopaka. Znów się zaśmiałam. Usłyszałam za sobą szybkie kroki. Wiedziałam, że brunet za mną biegnie. Ta niczym nie uzasadniona gonitwa wydała mi się wspaniała. Biegliśmy przed siebie, a ja czułam, że mogłabym tak do końca świata. Zawsze przed siebie. Nie cofać się nigdy, ani nie zatrzymać. Nieustannie i zdecydowanie stawiać każdy krok. Nie zastanawiać się nad niczym. Nie martwic co powiedzą inni. Z ufnością spoglądać w przyszłość. Do przodu, do przodu! Maxi dogonił mnie i złapał za rękę. Jeszcze przez kilka chwil biegliśmy razem. Potem zatrzymałam się zmęczona, ale szczęśliwa. Kolejne uśmiechy, skrzyżowanie zakochanych spojrzeń i promienie słońca. To uczucie, kiedy nic nam już nie potrzeba do szczęścia. 
- Dziś tylko ty i ja i te promienie słońca! - zanuciłam na wesoła melodię słowa, które przed chwilą przyszły mi do głowy. Maxi roześmiał się, a ja do niego dołączyłam. Kiedy ostatnio czuliśmy się tak lekko i świeżo? Tak radośnie i spokojnie? Nie wiem, nie pamiętam. Może na samym początku? W pierwszych dniach, tego zakochania? Kiedy uczucie raz po raz wybucha jakby fontanna przepięknych kwiatów? A może wtedy kiedy byliśmy tyko we dwoje, dokładnie trzy miesiące po naszej pierwszej randce? Pamiętam to, jakby wydarzyło się wczoraj. Pamiętam to słońce, które przebijając się przez zasłonę liści, okrywało nas delikatnym, zielonym światłem. Pamiętam tego małego ptaszka, który siedział na gałęzi i śpiewał, jakby

tylko dla nas. Pamiętam dotyk chropowatej kory na plecach i miękkość koca. Pamiętam jego biały kolor odcinający się wyraźnie na tle zieleni.  Pamiętam rosnące w pobliżu niezapominajki. 
- Jakie są moje ulubione kwiatki? - zapytałam chłopaka
- Twoje? Niezapominajki. - odpowiedział bez wahania.  Uśmiechnęłam się do niego. To wspaniałe, że zapamiętał tę drobną informację, przechował ja w pamięci przez tyle czasu. Wróciło to niesamowite poczucie szczęścia i lekkości, które towarzysz mi dzisiaj przez cały dzień. 

* Ludmiła*

- To o czym chciałeś rozmawiać?
- Co? -zapytał głupio León. Jego mina wskazywała, że nie ma pojęcia o czym mówię.
- No, prawie dwa tygodnie temu. Dzwoniłeś do mnie po południu i koniecznie chciałeś porozmawiać.
- Co?- chłopak nadal nie rozumiał
- Eh, musisz pamiętać. Bardzo chciałeś porozmawiać, a potem nie przyszedłeś. 
- Aaa, no tak. Całkiem o tym zapomniałem. Odkąd przyjechała Fran - powiedział z głosem nabrzmiałym radością i miłością- zupełnie nie miałem do tego głowy. Tylko dlaczego pytasz o to dopiero teraz?
-  Cóż, sam wiesz, że nie było czasu. Od powrotu twojej dziewczyny, nie miałeś dla nas czasu, a wcześniej... sam wiesz, jak to było z naszymi spotkaniami.
- Wiem. - powiedział cicho. Po chwili jednak uśmiech wrócił na jego twarz w takim wydaniu, że natychmiast poczułam, że ja też mam coś na sumieniu. - Ciebie tez nie łatwo było złapać. Powiedz co tam u Federico? - poczułam, że się rumienię. Właściwie dlaczego? Spotkałam się z nim kilka razy. Byliśmy na basenie, w parku, na torze motocrossowym. To normalne, prawda? To nic nie znaczy. Miałaś przestać się oszukiwać -odezwał się cichy głosik w mojej głowie. No tak. Przecież miałam przyznać, że podoba mi się Federico. No dobra, może trochę więcej, niż podoba. 
- U Federico..? - przeciągnęłam, spuszczając wzrok- Nie wiem... Czemu miałabym wiedzieć? Przecież, to nie jest tak, że spędzamy razem każdą chwilę, no nie? - wybuchnęłam nienaturalnym śmiechem.- Przecież każdy ma prawo się czasem spotkać, ale to jeszcze nic nie oznacza. No bo to nie jest tak, że on mi się podoba, czy coś...
- Ahaaa... Trochę za dużo tych tłumaczeń, żeby mogło to być naturalne, nie uważasz? - powiedział León z szelmowskim uśmiechem.
- Koniec tego! To nie o mnie mieliśmy rozmawiać! - byłam już trochę rozdrażniona. - No więc..?
- Tak, bo chciałem ci powiedzieć o takiej dziewczynie, którą spotkałem, no i... i wydawało mi się, że... że się w niej zakochałem, ale to już nieważne! Fran wróciła, więc to już nieważne! Tylko z tą dziewczyną, to jakaś dziwna historia.
- Niby jaka?
- Ona jest... no... chyba najlepsze jest określenie " intrygująca tajemnica". Jest trochę nerwowa. Brakuje jej wewnętrznego spokoju i ładu, dlatego łatwo wyprowadzić ją z równowagi. Kryje jakąś tajemnicę, dotyczącą swojej przeszłości. Mam wrażenie, że tak się zaplątała w kłamstwa na jej temat i próby zatuszowania ich, że teraz sama nie wie w co ma wierzyć. Została wrzucona w dorosłe życie brutalnie i bez żadnego przygotowania. Jest w tym świecie zagubiona i kompletnie bezradna. Tajemnica. To właśnie ona.  Kiedy pierwszy raz spojrzałem w jej oczy zobaczyłem tam... no właśnie nie wiem co. Najbliższe byłyby chyba strach, rozpacz, nadzieja, delikatności, ból, siła, depresja, dojrzałość, dziecinność, brak wiary.- prychnęłam cicho. No proszę, León znalazł sobie nową zagadkę. Spotkał jakąś dziewczynę i próbuje bawić się w psychologa. Poza tym co to niby za uczucia? " Nadzieja i brak wiary", "dojrzałość i dziecinność", "delikatność i siła". Przecież to niemożliwe. Nikt nie jest aż tak pogmatwany i skomplikowany. 
- Wiem, wiem, że to dziwne, wręcz niemożliwe! 
- No więc o co tyle szumu?
- Niby nie możliwe, ale dzieje się, bo widzisz w życiu już tak jakoś jest. 
- A to co znowu za mądrości życiowe?
- Po prostu posłuchaj.
- Ok.
-  Ona nie ma rodziców. Zginęli chyba w jakimś wypadku, ale nie mam pewności. Długo była w sierocińcu. Potem została adoptowana i znów zdarzył się jakiś wypadek. Nie do końca  to wszystko rozumiem. Ona jest bardzo biedna, pracuje u mnie jako pokojówka.- znowu prychnęłam- No co?- zapytał chłopak, teraz już zdenerwowany, tym, że znów mu przerwałam.
 - Nie rozumiem o co ci chodzi. Robisz wielką aferę o jakąś sprzątaczkę? Przecież to jasne jak słońce, że nigdy się nie dogadacie. To dwa zupełnie inne światy, dwie rzeczywistości, tak sprzeczne, że trudno to sobie wyobrazić. León, nie mówię tego, żeby zrobić ci na złość, czy coś takiego. Mówię to dla twojego dobra. Nie tylko dla ciebie zresztą. Pomyśl o tej dziewczynie. Nie karz jej przez to przechodzić. Załóżmy, że się zaprzyjaźnicie i co dalej? Powiedzmy, że zapoznasz ja z nami i przyłączy się do naszej paczki. Wtedy np. Maxi zaprosi ją na urodziny. Pomyśl, jak ona będzie się czuła? Widzą go w otoczeniu przyjaciół i z rodzicami? Widząc to czego sama nigdy nie miała? Myślisz, że będzie jej przyjemnie oglądać np. mój dom? Podczas, gdy ona sam jest taka biedna i zapewne mieszka w jakiejś klitce? León zapomnij o niej. Mówię poważnie. Skup się na swoim związku z Fran. Relacje z nią są o wiele bardziej naturalne, proste i o wiele lepsze.  


*Naty*

- Patrz! Wata cukrowa! -zawołałam i podbiegłam do sprzedawcy.- Och, uwielbiam watę cukrową. - zwróciłam się do chłopaka, który stanął obok mnie.
- Poprosimy jedną dużą watę. - powiedział stanowczo. Już po chwili oboje zajadaliśmy pyszną watę cukrową. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Z mojego telefonu popłynęła melodia "Veo Veo". Zmarszczyłam brwi ciekawa, kto to może być. Zerknęłam na wyświetlacz telefonu i zamarłam. Na wyświetlaczy było zdjęcie Leny. To ona dzwoniła. Zobaczyłam, że Maxi rzucił mi krótkie, zaniepokojone spojrzenie. Nie.- pomyślałam. Może stracę szansę na rozmowę z nią. Trudno. Jeśli będzie chciała, zadzwoni jeszcze raz. Następnie odrzuciłam połączeni. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
- Dziś tylko ty i ja i te promienie słońca. - powtórzyłam stanowczo słowa, które gościły w mojej głowie od momentu wejścia do parku. 
- Przecież tak ci na tym zależało.
- Zależało mi wczoraj i zależeć będzie mi jutro. Dzisiaj zależy mi tylko na naszych wspólnych chwilach.- powiedziałam zdecydowanie. Maxi uśmiechnął się.  Mijaliśmy właśnie fontannę, kiedy coś przykuło uwagę Maxiego. 
- Zaraz wrócę. Poczekaj tu na mnie. - rzucił, zanim odbiegł. Przewróciłam oczami, uśmiechając się pod nosem.Usiadłam na murku otaczającym fontannę. Leniwie przyglądałam się przechodniom i pozwalałam swoim myślom błądzić swobodnie. Nagle ktoś zakrył mi oczy.  
- Zgadnij kto to. - usłyszałam doskonale znany mi głos. Uśmiechnęłam się szeroko. To nie mógł być nikt inny. Tylko Maxi.      
- Hmm... No nie wiem. Fede? 
- Nie zgadłaś! - zawołał ze śmiechem mój wspaniały chłopak. - To dla mojej najlepszej, najbardziej uśmiechniętej dziewczyny na świecie. - powiedział wręczając mi balonik. Był żółty i uśmiechnięty. Roześmiałam się. Czy ktoś inny mógł by coś takiego wymyślić? Nie. Tylko mój Maxi. 
- Dzisiaj nawet balony się do mnie uśmiechają. - powiedziałam. Tymczasem słońce już zachodziło. Trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy na zachodzące słońce. Nad nami unosił się balon, który trzymałam w drugiej dłoni. Po chwili ruszyliśmy w stronę mojego domu. Między nami i w nas była cisza, która wypełniała całą przestrzeń niczym jakaś słodka melodia, wlewając w serca spokój oraz radość. Ta cisza trwała, aż do końca naszej trasy. Kiedy stanęliśmy przed moim blokiem poczułam, że cisza ulatnia się. Odchodzi delikatnie, stopniowo. Powoli mija magia dzisiejszych chwil, a jej miejsce zajmuje codzienność. Poczułam, że stoimy na granicy bajki i rzeczywistości niezdecydowani, w którą stronę uczynić krok. I kiedy poczułam, że cisza już się kończy, że choć się nie ruszyliśmy postawiliśmy ten krok w stronę prawdziwego życia, wtedy właśnie odezwał się Maxi. 
- Wiesz czemu dałem ci ten balonik? - zapytał cicho. Pokręciłam głową.- Dałem ci go, po to, aby w nim przetrwał twój uśmiech i cała magia tego. Po to, aby zaklęta w nim radość, jak dobre zaklęcie pomagała ci przetrwać burzę, których na pewno nie zabraknie. Po to, aby przypominał ci jak dobrze i łatwo jest być szczęśliwym. 


♥  ♥    ♥  ♥

No więc... Rozdział trochę krótszy niż zwykle. W wordzie zajął mi tylko cztery strony, a zazwyczaj jest sześć. Nie było czasu, tym bardziej, że chciałam jak najszybciej dodać, bo to już 13, a miałam wrócić 3... Następny rozdział 20? Może wcześniej, nie wiem. Zależy jak to będzie ze szkołą, z weną i z czasem. Po co ja to w ogóle pisze, skoro każdy przeczyta rozdział i tyle... No, ale może małe wyzwanie dla Was? Następny rozdział po 5 waszych komentarzach. 



Cami ;*

sobota, 20 września 2014

OP "Album Leónetty"

*Album Leonetty *


”Miłość jak i szczęście nie jest to coś, co przychodzi z zewnątrz,
One są w nas, one tkwią w nas i tylko od nas zależy,
Czy w sprzyjających momentach wyzwalają się”


*Violetta*

- Babciu ,babciu!-  Pięciolatka wbiegła do pokoju w podskokach. W ręce trzymała jakąś starą książkę, w brązowej okładce. Położyła ja na stole i wtedy zobaczyłam wypisany złotymi literami napis „ ALBUM LEONETTY”. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Babciu, kto to Leonetta? To troszkę dziwne imię.- małej usta się nie zamykały.
- Skąd to masz, złociutka?
- Zalazłam na strychu. Ale co to jest?- zapytała i spojrzała na mnie z niewinną, dziecięcą ciekawością. Miała takie urocze ,czekoladowe oczka. Kiedy tak patrzyła nie mogłam jej odmówić.
-No, dobrze-westchnęłam- może zawołaj dziadka i wtedy ci opowiem dobrze?
- Babcia prosi ,żeby zawołać dziadka do opowieści! Będzie ciekawie!- krzyknęła i wybiegła. Po chwil wróciła z Leonem.
-Dowiedziałem się ,że moja Viola mnie potrzebuje do opowieści. Z twoją pamięcią jest aż tak źle?- On i te jego żarciki. Czasem nie można z nim wytrzymać. Ale za to go kocham.
-ha ha-powiedziałam- ty jak zawsze śmieszny. Mała w tym czasie usadowiła się u dziadka na kolanach. Mój Leoś zaczął opowieść.
-Dawno, dawno temu kiedy ja i babcia byliśmy jeszcze młodzi a dinozaury biegały po ziemi…
- Naprawdę?- zdziwiła się Sofia.
- Tak!- odpowiedział jej Leon.
- Ej! nie kłam dziecku.- powiedziałam i wyjaśniłam- gady byliśmy młodzi dinozaurów od dawna nie było. No chyba ,że twój dziadek czuje się taki stary.-  Zakończyłam złośliwie i spojrzałam na Leona.
-O widzę ,że to jakieś potajemne zgromadzenie rodzinne. To my taż się dołączamy.- do pokoju weszła  moja córka Lena, razem ze swoim mężem Danem. Usiedli na krzesłach obok nas i słuchali. Wzięłam głęboki oddech i już otworzyłam usta kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Ktoś najwyraźniej nie chcę abyśmy zaczęli tą historię.- Uśmiechnęłam się i wstałam ,żeby otworzyć drzwi. Był tam nikt inny jak moi przyjaciele. Marco, Francesca, Natalia i Maximiliano. Gestem zaprosiłam ich do środka. Sofia znała ich i lubiła ,więc gdy tylko ich zobaczyła rzuciła się im na szyję. Po przywitaniu odezwał się Marco.
- A co wy tu tak wszyscy? Cos się szykuje!
- Zobacz co znalazłam!- Krzyknęła Sofi i podbiegła ,aby im pokazać album- Babcia i dziadzio będą opowiadać. Bo ja nie wiem co to jest ani kto to Leonetta.- przyjaciele zobaczyli album i zaczęli się śmiać. Po chwili do nich dołączyłam. Właściwie to nie wiem czemu. Chyba po prostu ze szczęścia. Moje życie było idealne. Miałam wspaniałego męża. Cudowne dzieci. Kochaną wnusię i najlepszych przyjaciół na świecie. Gdy się opanowaliśmy zaczęłam wreszcie wyjaśniać wnusi co to jest bo była już widocznie zniecierpliwiona.
- Kochanie, Leonetta to połączenie imion Violetta i Leon. Czyli mojego i dziadka. Ta nazwę wymyśliła ciocia Francesca kiedy byliśmy młodzi. Tak jakoś się do tego przyzwyczailiśmy ,że potem wszyscy na nas tak mówili. A ten album dostaliśmy od cioci Natalii i wujka Maximiliano i oni też nazwali nas Leonettą.- Mała chyba była zadowolona z wyjaśnienia. Zaczęliśmy powoli przeglądać zdjęcia. Każde było związane z jakąś historią którą sobie przypominaliśmy. Pierwsze zdjęcie przedstawiało mój pierwszy pocałunek z Leonem. Właściwie nie wiem kto je zrobił, myślałam ,że byliśmy wtedy sami. Kolejne zdjęcia przedstawiały nas i naszych przyjaciół na występach, w klubach, na spotkaniach i imprezach. Przy kolejnym zdjęciu łzy wzruszenia zaczęły spływać po mojej twarzy. To zdjęcie było wykonane na moich 21 urodzinach.
***

Byłam ubrana w miętową sukienkę z dłuższym tyłem, krótką różową kurteczkę z rękawem trzy czwarte i buty na koturnach. Tańczyłam z Leonem. Miał na sobie koszulę, sportową marynarkę i lekko poprzecierane jeansy.  Leon i ja wolno kołysaliśmy w rytm muzyki. Wtuliłam się w Leona, a on oparł swoją brodę na moim czole.
- Kocham cię, wiesz?- powiedziałam.
- Ja ciebie też.- Kiedy to powiedział chyba nagle sobie o czymś przypomniał, nie wiem co to było, ale był bardzo zestresowany. Zdziwiłam się. No bo niby co go mogło zestresować? Jednak po chwili się uspokoił. I znów wolno kołysałam się w jego ramionach. Kiedy piosenka się skończyła Leon gdzieś zniknął. Nie wiedziałam gdzie jest i zaczęłam się już niepokoić, kiedy usłyszałam hałasy dobiegające z końca ogrodu. Poszłam w tę stronę i zobaczyłam Maxiego ,który gdy tylko mnie zobaczył uciekł. Pobiegłam za nim ,ale zatrzymała mnie Fran. Mówiła ,że chce ze mną porozmawiać i odciągnęła mnie od źródła tych hałasów.
- Ok., to o czym chciałaś porozmawiać?
-Co? Ja? Porozmawiać? A tak.. Chciałam yyy…. Chciałam cię zapytać co dasz Cami na urodziny?
-Fran, dobrze się czujesz? Urodziny Cami były 3 miesiące temu.
-Yyy… A tak! Bo… Bo ja… Yyyy- Fran plątała się i nie mogła sklecić zdania- Violu znasz włoski?- zapytała nagle
- Nie- odpowiedziałam-ale po co..
-to dobrze- przerwała mi- w takim razie coś ci powiem- Leon vuole dichiarare !*
-Ze co?- zapytałam. Nagle popłynęły dźwięki „Podemos” Usłyszałam głos Leona. Fran odetchnęła i się uśmiechnęła. Kazała mi iść do mojego chłopaka, ale usłyszałam jeszcze jak Fran mówi po nosem
-Plan się powiódł. Teraz wszystko zależy od Leona. Życzę ci szczęścia.
Szłam za dźwiękami piosenki i zobaczyłam Leona, który stał pod drzewem różanym w odległym kącie ogrodu. Zobaczyłam też Maxiego który uciekał z prędkością światła. Widziałam, że ta chwila jest dla Leona bardzo ważna. Widziałam w jego postawie, w jego oczach, w każdej najdrobniejszej cząstce ciał, że jest bardzo zdenerwowany. Podeszłam do niego i zaczęłam śpiewać razem z nim. Było magicznie! Niby śpiewaliśmy ją już tyle razy, ale teraz było jakoś inaczej, wyjątkowo. Miałam przeczucie, że wydarzy się coś niezwykłego. Czułam się jak w raju. Gdy piosenka się skończyła, szepnęłam do Leona
-Dziękuje. To najpiękniejszy prezent jaki mogłeś mi dać. Lepiej już być nie może.
-Tak myślisz?- niepewnie kiwnęłam głową. Nie miałam pojęcia co mu chodzi po głowie- w Takim razie przyjmuję wyzwanie- powiedział szeptem, z dziwnym błyskiem w oku. We wzroku Leona było coś nietypowego, dziwna mieszanina emocji które wydawałoby się nie mogą występować razem. Radość, podniecenie, niepewność, zdenerwowanie, obawa, nadzieja. To wszystko wyczytałam z jego oczu w niecałą sekundę. Kątem oka zobaczyłam naszych przyjaciół, którzy robią wszystko, żeby zapewnić nam chwil prywatności. Leon uklękną przede mną na jedno kolano. W tej chwili cały świat się rozpłyną. Zostałam tylko ja i Leon, ja, on i nasz miłość rodząca się każdego dnia od nowa.
-Chcę patrzeć na ciebie, chcę śnić o tobie, przeżyć z tobą każdą chwilę, chcę cię przytulić, chcę cię pocałować, chcę cię mieć blisko siebie. Jesteś tym czego potrzebuję. To co czuje to miłość. Jesteś moim skarbem, moim światełkiem w tunelu. To dla ciebie codziennie rano wstaje. Jesteś dla mnie jak tęcza, a każdy twój uśmiech jest dla mnie jak wygrana na loterii. Chcę cię codziennie uszczęśliwiać. Jestem pewny swoich uczuć i mam nadzieję, że ty też. Dlatego dzisiaj chcę zadać ci to najważniejsze pytanie: Violetto Castillo czy sprawisz, że moje życie będzie jeszcze piękniejsze, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?**- zapytał i pokazał mi piękny pierścionek ze szmaragdem. W tedy z drzewa poleciały płatki róż, a świat zabłysną wszystkimi najpiękniejszymi kolorami. Łzy wzruszenia popłynęły po mojej twarzy. Stałam tam i płakałam, nie mogąc wypowiedzieć ani jednego słowa. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że Leon nadal przede mną klęczy, że on, moi przyjaciele, rodzina, wszyscy czekają na moje słowo. To jedno krótkie słowo, które zmieni całe moje życie.
- Tak- powiedziałam prawie bezgłośnie, i zdałam sobie sprawę, że na pewno nikt mnie nie usłyszał- Tak!!!- krzyknęłam i rzuciłam się Leonowi na szyję.
-Leonie Verdasie! Musisz pocałować swoją narzeczoną!- powiedział ktoś, zapewne Fran. Mówiła coś jeszcze, ale żadne z nas jej już nie słuchało. Leon złączył nasze usta w pocałunku, ale ten pocałunek też był jakiś nietypowy, inny niż zwykle. Świat kolejny raz zawirował. Nie wiem czy to moja wyobraźnia czy nasi wspaniali przyjaciele to zorganizowali. Ale nagle pojawiły się balony, serpentyny, konfetti, płatki róż, jakaś cudowna muzyka i Bóg jeden raczy wiedzieć co tam jeszcze. Kiedy oderwaliśmy od siebie nasze usta (a nie nastąpiło to szybko), wtuliłam się w Leona i szepnęłam
- To wszystko jest zbyt piękne żeby było prawdziwe. To na pewno sen.
- Jeśli to jest tylko sen, to ja nie chcę się z niego obudzić.

***

 Stałam przed ołtarzem  w białej sukni, z welonem na głowie i denerwowałam się tak jak jeszcze nigdy w życiu. Spojrzałam na Leona. Miał na sobie czarny, dopasowany garnitur i wyglądał olśniewająco. Był tak samo zdenerwowany. Odezwał się szeptem
- Pani Verdas wygląda pani przepięknie.
-Panno, nie jestem mężatką. Nie mam nawet chłopaka.
-Mam się obrazić?
-Przykro mi proszę pana, ale mam narzeczonego i dzisiaj biorę z nim ślub, więc troszeczkę się pan spóźnił. Jestem na maxa zakochana w niejakim Leonie Verdasie.
- Znam go. Jest przystojny, utalentowany…- mówił by dalej ale ceremonia już się zaczęła.
Słuchaliśmy kapłana w skupieniu. Wreszcie nadszedł ten moment już mieliśmy zaczęć wypowiadać przysięgę małżeńską kiedy wydarzyło się coś niespodziewanego.
-Stać!- krzyknął ktoś na końcu kościoła. Rozpoznałam ten głos, ale nie chciałam się upewniać.- Oni ni mogą się pobrać-kontynuował głos- To wcale nie jest miłość! On jest z nią tylko po to żeby zemścić się na swoim wrogu, Tomasie, a ona też wcale go nie kocha! Jest z nim tylko z litości, bo myśli, że Leon naprawdę ją kocha! Najlepszym dowodem jest to jak długo Violetta nie odpowiadała na jego oświadczyny! Stała i nic nie mówiła, a on klęczał przed nią jak głupek! Oni nie maja pojęcia o miłości!- wtedy nie wytrzymałam i się odwróciłam, moje obawy były słuszne, głos należał do Camili. Spojrzałam na nią. Była pewna tego co mówi, zastanawiałam się jak długo skrywała w sobie urazę? Jeśli chce mi zniszczyć życie to dlaczego udawała przyjaciółkę przez tyle lat? Przecież byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami przez 5 lat! Jak to możliwe, że tak się zmieniła? Zachowuje się jak nie Camila.
-Przestań!!- krzyknęłam- Dobrze wiesz, że to same kłamstwa! Myślisz, że bylibyśmy ze sobą tak długo z litości, czy z zemsty?! Dlaczego niszczysz mi życie?! Dlaczego udawałaś moją przyjaciółkę?! Po co ci to było?! Jesteś gorsza od tej dawnej Ludmiły!- krzyczałam. Byłam wściekła, byłam smutna. To miał być najpiękniejszy dzień w moim życiu, a tym czasem straciłam przyjaciółkę. Teraz już płakałam. Nie mogłam już powstrzymać łez. Podeszłam do Camili i powiedziałam tak cicho, że tylko ona mogła mnie usłyszeć- Dlaczego mi to robisz? Ja zawsze cię wspierałam. Nasz przyjaźń legła w gruzach. Dla mnie już nie istniejesz.- powiedziałam po czym wróciłam przed ołtarz. Cała we łzach spojrzałam błagalnie na Leona, a on kiwnął głową. Poprosiliśmy księdza o przerwanie ceremonii. Musieliśmy porozmawiać.
- Leon to naprawdę nie tak jak myślisz…- zaczęłam, ale Leon mi przerwał
- Violu wierze ci, ale jedna rzecz nie daje mi spokoju. Dlaczego tak długo milczałaś, kiedy ci się oświadczyłem? Ja chcę twojego szczęścia, więc jeśli nie chcesz tego ślubu to po prostu powiedz…
-Nie, nie, nie! Kocham cię najbardziej na świecie i chcę spędzić z tobą resztę życia. Milczałam tak długo bo nie mogłam zrozumieć, jak to możliwe że spotkało mnie w życiu tyle szczęścia. Myślała, że wszystko pryśnie jak bańka mydlana, a ja obudzę się znów samotna i zagubiona. A czy to co Ca.. ona
- nie zdobyłam się na wypowiedzenie jej imienia- mówiła jest prawdą? To, że chcesz się zemścić na Tomasie?
- Powiem ci teraz całą prawdę, tylko obiecaj, że wsłuchasz mnie do końca. Nie jest mi łatwo mówić o tym, ale zasługujesz na całą prawdę. Otóż na samym początku faktycznie podrywałem cię, żeby się zemścić na Tomasie.- Spojrzałam na niego ze łzami w oczach, i już miałam cos powiedzieć, ale Leon przyłożył mi palec do ust-Daj mi skończyć. Byłem wtedy z Ludmiłą, a on ją podrywał. Jednak kiedy cię lepiej poznałem, naprawdę się w tobie zakochałem. Myślisz, że zadałbym sobie, aż tyle trudu, tylko po to, żeby się zemścić na jednej osobie? Po za tym, Tomas wyjechał do Hiszpanii. Gdybym chciał się na nim zemścić zostawiłbym cię zaraz po jego wyjeździe. A ja nadal jestem z tobą, bo cię kocham.
- Wierzę ci, Leoś. Tylko mam jedną prośbę. Zawołaj tu Fran.
-Fran?- Leon widocznie nie rozumiał o co chodzi. Kocham go najmocniej na świecie, ale czasami jest trochę... niezbyt rozgarnięty. 
- Tak Fran. Popatrz jak ja wyglądam!
- Jak zawsze olśniewająco.
- Cała się rozmazałam! A przecież mamy ślub!- León cały się rozpromienił, jakby myślał, że jakaś tam „przyjaciółeczka”, sprawi, że za niego nie wyjdę. Ona na pewno nie popsuje najpiękniejszego dnia w moim życiu. Wybiegł cały w skowronka, a za niecałą minutę pojawiła się Fran. Ona jest geniuszem, Einstein to przy niej pikuś. Zrobiła mi perfekcyjny makijaż, poprawiła fryzurę i welon. Dodatkowo tryskała taką pozytywna energią, że szybko się od niej zaraziłam.
-  No leć już, Violu! Dzisiaj twój najważniejszy dzień. A pamiętasz co masz odpowiedzieć kapłanowi?- zapytała, pół żartem, pół serio.
-Yyyy… Nie?
-Masz powiedzieć TAK!!- krzyknęła Fran potrząsając moimi ramionami. Szybko pobiegłam do kościoła, a tam przy ołtarzu już czekał mój Leoś. Goście śpiewali jakąś pieśń i kapłan kazał nam wypowiedzieć słowa przysięgi. Pierwszy przysięgał Leon, a po nim ja.
-Ja León Verdas biorę sobie Ciebie Violetto Castillo  za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. 
- Ja Violetta Castillo  biorę sobie Ciebie Leonie Verdas za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. 
Oczy błyszczały mi od łez wzruszenia i szczęścia. Spojrzałam na Leóna. Jemu tez szkliły się oczy. Nigdy nawet w najśmielszych snach nie wyobrażałam sobie, że będę z nim 4 lata, potem on mi się oświadczy, a po roku weźmiemy ślub. Od teraz jestem Violetta Verdas, żona Leóna Vedasa. Jak to ślicznie brzmi.
- Żono przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności.- powiedział Leon wkładając na mój serdeczny palec piękna obrączkę ze zwykłego i białego złota. Powtórzyłam jego słowa, zmieniają tylko słowo "żono", na "mężu" 
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.

***
-León, muszę ci coś powiedzieć- byłam bardzo zdenerwowana. Nie wiedziałam jak zareaguje. Będzie szczęśliwy, zły?
-O co chodzi, Violuś?- zapytał z nutką obawy i podejrzliwości w głosie. Ale co mu się dziwić.” León, muszę ci coś powiedzieć” nie popisałam się elokwencją. To zabrzmiało jakbym miała mu zaraz powiedzieć, że chcę rozwodu. Wzdrygnęłam się na samą myśl, nigdy do tego nie dopuszczę. Dobra Violka, głęboki wdech i mówisz.
-Może lepiej usiądź. No bo… Chodzi o to… Leoś ja jestem w ciąży!- Wyrzuciłam z siebie. León milczał. Trwało to pewnie kilka sekund, ale dla mnie to była cała wieczność. W końcu odezwał się bardzo cicho, tak jakby musiał sam siebie do tego przekonać.
-Będziemy mieli dziecko… Będziemy rodzicami… Będę ojcem… Będę ojcem!- wykrzyknął radośnie, a ja odetchnęłam z ulgą. León podniósł mnie i okręcił dookoła.

***

Leżałam w szpitalnej sali tuląc do siebie Sofię, moje maleńkie szczęście. Mój mąż siedział obok mnie. Uśmiechaliśmy się do siebie. W tym momencie do sali wszedł doktor i powiedział kilka krótkich zdań, które zmieniły nasze życie.
-Mam dla państwa smutną wiadomość. U dziecka wykryto nowotwór.  Dziecko jest słabe i najdalej za rok umrze.- moje serce stanęło, odmówiło współpracy. Wyraz twarzy Leona był nieodgadniony. Jak to możliwe, że ten mały aniołek, który teraz śpi smacznie w moich ramionach niedługo umrze? Dlaczego nas to spotkało? Te pytania zadawałam sobie w nieskończoność.
 -Leon…- wyszeptałam ze łzami w oczach. On tylko objął mnie ramieniem. Starał się być silny, dla mnie, ale widziałam, że rozpacz zżera go od środka. To było za wiele. Dla mnie. Dla niego też.
***

Od kilku miesięcy widziałam, jak moje dziecko staje się coraz słabsze. Nie rośnie, nie przybiera na wadze.  Tydzień temu Sofia trafiła do szpitala, byłam przy niej dzień i noc. Była wykończona ciągłym sprawianiem, czy mój aniołek oddycha, czy jego serduszko nadal bije. Pory dnia i nocy rozróżniałam tylko dzięki temu, że każdego popołudnia przychodził Leon. Dzisiaj małej się pogorszyło, gdy Leon przyszedł obserwowałam jak lekarze wykonują przeróżne zabiegi, próbując uratować nasze dziecko.. Mój mąż obejmował mnie ramieniem, kiedy zobaczyłam tą straszna scenę. Lekarze rezygnujący z prób ratowania Sofii i kardiogram wyświetlający prosta linię. Bóg zabrał ja do siebie. Wtedy pierwszy raz zobaczyłam płaczącego Leona. To go przerosło. Boże, my mamy tylko 23 lata! Co takiego złego zrobiliśmy, że odbierasz nam nasze szczęście?! Dlaczego to właśnie my mamy tak cierpieć?!

***

Znowu byłam w szpitalu, znowu urodziłam dziecko. Jednak tym razem nie cieszyłam się tak jak wcześniej. Bałam się, że historia się powtórzy, że za chwilę wejdzie lekarz i powie, że dziecko umrze. Drugi raz nie dałabym rady. W tedy udało mi się dzięki Leonowi, Fran, tacie. Teraz Fran wyjechała, tak jak tata. Zostałam tylko ja i on. Moja ostoja, moje światełko w tunelu, cały mój świat. Gdy zobaczyłam lekarza wchodzącego do Sali, prawie zemdlałam. Jednak całą siła woli powstrzymałam się i tylko ścisnęłam Leona za rękę.
-Macie państwo zdrową i silna córeczkę. Mogę wam zagwarantować, że historia się nie powtórzy i ta dziewczynka będzie zdrowo rosła.- miałam ochotę krzyczeć, tańczyć i skakać z radości. Spojrzałam na Leona wyglądał jakby upił się własnym szczęściem. Wreszcie będziemy rodzina, prawdziwą, szczęśliwą rodziną!

***

W tym miejscu kończył się album. Zamknęłam go i położyłam na stole. Nikt nic nie mówił. Nawet moja wnusia milczała, co było niezwykle rzadkim zjawiskiem. Wszyscy wspominali czasy, które już minęły. Przyjaźnie, które już nie wrócą. Wtedy przypomniałam sobie Cami. Poczułam ukłucie w sercu i łzy napływające mi do oczu. To już 28 lat odkąd wdziałyśmy się po raz ostatni. Ale co by się stało gdyby teraz weszła do mojego domu? Czy poznałabym ją? Wybaczyła? Nie wiem. Po prostu nie wiem jakbym się zachowała. Moje rozmyślania przerwał glos Fran.
- Violu, muszę ci coś powiedzieć. Ale…- zająknęła się. -Może lepiej na osobności-powiedziała i spojrzała na zgromadzonych. No tak. Oprócz mnie i Fran był tam jeszcze Leoś, Marco, Maxi, Naty, Lena, Dan i Sofia. Mało odpowiednia atmosfera do zwierzeń.
-To może chodź do kuchni?- zapytałam. Fran pokiwała głową i wyszłyśmy.
- Violu, chodzi o Camilę. Jest coś czego ci nie powiedziałam. Bo ona była zakochana w Leonie, między innymi dlatego tak bardzo nienawidziła Ludmiły. Zazdrościła jej tego, że się z nim spotyka. Już miała się odważyć, żeby wyznać mu swoje uczucia, ale wtedy Leon zakochał się w tobie. Nie chciała niszczyć twojego związku, bo ona naprawdę była twoją przyjaciółką. Myślałam, że już sobie odpuściła. Na waszych oświadczynach szczerze się cieszyła. Przypuszczam, że wtedy, na waszym ślubie, coś w niej pękło. Ale taka jest siła miłości, sama wiesz. Proszę wybacz jej. Pewnie i tak nigdy się już nie zobaczycie, ale wybacz jej.- zaniemówiłam. Nie miałam pojęcia, że Leon podobała się Camili. Może gdybym to zauważyła, porozmawiała z Kamilą nadal byśmy się przyjaźniły.
- A czy ty… Masz z nią jakiś kontakt?- zapytałam. Francesca kiwnęła głową. Powinnam zadzwonić i ją przeprosić. Nie mam jeszcze siły na spotkanie, bo nie wiem jakbym się zachowała, ale zadzwonię.
-Francesca, mogłabyś podać mi jej numer? Chyba powinnam ją przeprosić.


*Domyślicie się co powiedziała Fran jak przeczytacie całego Shorta ;)
** Część oświadczyn pochodzi z piosenki „Nuestro Camino” 
------------
Witajcie, po bardzo dłuuugiej przerwie. Bardzo Was za nią przepraszam, ale początek roku, trzeba to wszystko ogarnąć. Mam nadzieję, ze teraz będzie lepiej. wiem, że powinnam dodać rozdział, ale jakoś nie miałam do tego głowy. Daję więc tego OP i zostawiam go Wam do oceny.

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 6

" Wszystko, co nas spotyka – zdrowie czy cierpienie, 
dobro czy zło, chleb czy głód, przyjaźń ludzka czy niechęć, 
dobrobyt czy niedostatek – wszystko to w ręku Boga 
może działać ku dobremu. "

*Violetta*

Usiadłam na krześle. Byłam zmęczona, ale szczęśliwa. Ogród wyglądał wspaniale. Na środku stał stół i krzesła. Na stole były postawione świeże kwiaty. Po środku stał jeden lampion. Nad całym ogrodem były rozciągnięte sznurki, a na nich powieszone kolorowe balony i świecące lampiony.  Postanowiliśmy  w końcu zrezygnować z rozstawiania, tego olbrzymiego namiotu. Na ten fakt nie mały wpływ miały nasze umiejętności do tego zadania. Były praktycznie równe zeru. Kiedy jakimś cudem udało nam się go rozstawić, León poszedł przynieść naczynia. Ledwo zniknął w domu, namiot zawalił się z hukiem. Przerażony chłopak przybiegł pokonując prędkość światła, aby sprawdzić co się stało. Po tym wydarzeniu zgodnie uznaliśmy, że namiot jest właściwie zbędny. Teraz kiedy wreszcie wszystko było gotowe mogłam spokojnie odpocząć. León siedział na krześle obok mnie. Muszę przyznać, że obserwowanie go było niesamowicie pasjonujące. Chłopak wyglądał jakby toczył jakaś wewnętrzną walkę. Wpatrywał się nieruchomym wzrokiem w przestrzeń przed sobą. Wyglądał jakby nad czymś intensywnie rozmyślał.  Nagle podrywał się, zerkał na mnie, otwierał usta, jakby chciał coś powiedzie, po czym zamykał je nie pozwalając, aby wydostał się z nich jakikolwiek dźwięk. Następnie znów zapadał w ten dziwny stan skupienia, tylko po to, żeby po kilkunastu sekundach zacząć ten dziwny spektakl od nowa. Od razu widać było, że coś go męczy. Jakaś natrętna myśl, lub pytanie.
- No dalej, wyduś to z siebie.- powiedziałam, ze śmiechem. Jednak spojrzawszy na minę chłopaka, wiedziałam już, że jemu nie jest do śmiechu. - León, o co chodzi?- zapytałam teraz już poważnie. Jego dziwny nastrój udzieli się tez mnie. 
- Chciałbym cię o coś zapytać.- powiedział powoli, jakby niepewny, czy postępuje właściwie. 
- Śmiało.- odparłam bez namysłu.
- Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz. Tylko błagam: nie złość się - w tamtym momencie, nie byłam już pewna. Zawahałam się, ale ostatecznie uznałam, że i tak ten moment, moment zadawania pytań, kiedyś nadejdzie.
- Dobrze.
- To będzie dla ciebie trudne pytanie.
- Trudniejsze niż to, które zadałeś trzy dni temu?
- Myślę, że tak.- opadły mnie wątpliwości. Poczułam się nieswojo. O co takie chciał zapytać? Co może być trudniejsze, niż przedstawianie mu, czemu nie powinniśmy się przyjaźnić. 
- Dajesz.- powiedziałam w końcu. 
- Co to znaczy, że "miałaś niecałe cztery lata normalnego życia"?- tego pytania się nie spodziewałam. Znaczy wiedziałam, że kiedyś je zada, ale nie spodziewałam się, że tak szybko. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
- Faktycznie jest trudniejsze. O wiele.
- Nie musisz odpowiadać- wtrącił szybko León
- Jest OK. - wcale nie- Moi rodzice... Straciłam rodziców kiedy miałam trzy lata. To pierwsze trzy lata normalnego życia. Trafiłam do Domu Dziecka. Tam... Byłam tam sama, nie rozumiałam co się stało, ani dlaczego się tam znalazła. Czułam się opuszczona. Nie miałam nikogo. Nie miałam nic własnego. Brakowało mi ciepła. Opiekunki nie mogły zapewnić, tego co prawdziwy dom. Byłam tam przez siedem lat. Potem kiedy miałam dziesięć lat adoptowała mnie Maria i German. To ten niecały rok, kiedy znów miałam normalne dzieciństwo. Po upływie niecałego roku Maria zginęła, a German... Potem już nigdy nie było normalnie.- cały czas mówiłam powoli, z trudem. Nawet nie zauważyłam, kiedy przeszłam do szeptu. Po moich słowach zapadała cisza. Nie patrzyłam na Leóna. Nie musiałam. Wiedziałam, że teraz musi przetrawić tą informację. Wiedziałam, że stara się ją przyswoić, zakwalifikować do normalnych faktów. Wiedziałam, że nie jest mu łatwo, żeby to zaakceptować, musi zaakceptować, że nie wszyscy całe życie mieli wsparcie rodziców. Musi zrozumieć świat z którym do tej pory nie miał żadnego kontaktu. 
- Przykro mi.- powiedział w końcu
- Nie ma sprawy- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się niewyraźnie.
- Czy... wiesz co się stało z twoimi rodzicami?- pokiwałam głową.- powiesz mi?
- Nie, jeszcze nie teraz.- opowiedzenie komukolwiek o tych tragicznych wydarzeniach byłoby dla mnie zbyt trudne. Nie jestem  jeszcze na to gotowa. Nie mam jeszcze dość siły, by zmierzyć się z przeszłością. Gdyby to jeszcze był, jakiś zwykły wypadek... Jednak prawdziwa historia mojej rodziny, to tajemnica. Mroczna tajemnica. Straszna tajemnica. Jeszcze sama się z nią nie uporałam. Kiedy dam radę o tym mówić, León będzie pierwszą i pewnie jedyna osobą, która się dowie. 
- Aaa... Z Marią i Germanem?- pokręciłam przecząco głową. Kiedyś mu opowiem. Doskonale wiem, że to nieuniknione, ale jeszcze nie czas. Pod wpływem tej rozmowy z mojej pamięci wynurzył się obraz Marii. Jej pięknych, głębokich oczu i aksamitnych włosów. Jej wspaniałego uśmiechu. Wróciło wspomnienie, jak brała mnie na kolana i przytulała do siebie. Jak głaskała mnie po głowie i mówiła:" Wszystko będzie dobrze, Violu. Obiecuję". Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Nie chciałam ich dłużej powstrzymywać. Byłam na to za słaba. Poczułam jak León, z pewnym wahaniem, obejmuje mnie ramieniem. Usłyszałam jego cichy szept
- Przepraszam... - zapadła cisza. Kolejny raz tego dnia. Jednak tym razem było w niej coś tak spokojnego i kojącego, że chciałabym, aby trwała wiecznie. Czułam się dobrze, bezpiecznie. Pamiętałam to uczucie, jeszcze z czasów wczesnego dzieciństwa. Wtedy tak samo obejmowała mnie inna osoba. Osoba, którą tak bardzo kochałam, myślałam, że już zawsze będzie przy mnie. Aż pewnego dnia, ta wspaniała osoba zniknęła. Zostałam sama w sierocińcu. Nie rozumiejąc co się stało. Już tyle lat minęła odkąd ostatni raz się widzieliśmy. Teraz nawet nie wiem gdzie jest... Nie! Nie wolno ci zanurzać się we wspomnieniach. Nie w tych wspomnieniach. To przeszłość. Przeszłość od, której tak mocno chciałaś się odciąć. Jeśli ciągle będzie to rozpamiętywać, nigdy ci się nie uda.
- Hej! Ups, chyba przeszkodziłam wam w randce!- usłyszałam głos, jakiejś dziewczyny. Zwróciłam uwagę na to, ze bardzo mocno zaakcentowała słowo randka. Przerwała tę ciszę, która panowała w ogrodzie, tak nieoczekiwanie, że podskoczyliśmy jak oparzeni. León zerwał się z krzesła i pobiegł do dziewczyny, która znajdowała się gdzieś za moimi plecami. Odwróciłam się i ujrzałam, tę samą brunetkę, która przyszła do chłopaka kilka dni temu. Teraz już wiedziałam, że jest dziewczyną León. Z resztą nie trudno się było domyślić, jeśli widziało się ich pierwsze spotkanie. 
- To nie tak... Ja... Ona... To jest moja... przyjaciółka...- León jąkał się i plątał w wyjaśnieniach. Był tak zestresowany, że nawet nie zwrócił uwagi, na uśmiech błąkający się po twarzy dziewczyny. Jego uwadze umknął również fakt, że brunetka mrugnęła porozumiewawczo i uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam gest i przyglądałam się jak biedny chłopak nie może sklecić porządnego zdania.
- Przyjaciółka do przytulania i całowania, tak?- zapytała dziewczyna. León zbladł i zaczął się jąkać jeszcze bardziej.
- Nie!... Oczywiście, że nie!... Skąd ci to przyszło do głowy... To nie tak... My tylko... Ja tylko... Ona... Nie...To wcale nie tak... Bo tak naprawdę to... My...- chłopak spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Wzruszyłam tylko ramionami.  - Proszę... powiedz jej... to nie tak... przecież ja nigdy... przecież nie całowalibyśmy się...
- Uważasz, że jestem, aż tak odpychająca?!- zawołałam, z trudem powstrzymując śmiech.
- Nie!
- Co znaczy, że "nie"?! Uważasz, że jest ładniejsza ode mnie?!- zawołała brunetka. 
- Nie to zupełnie nie tak...- nigdy nie zapomnę miny Leóna w tym momencie. Wyglądał na szczerze przerażonego. Teraz także, brunetka miała trudności, z powstrzymaniem śmiechu. Chłopak chyba wreszcie coś zauważył bo zawołał.
- Ej! Wy tylko sobie ze mnie żartujecie!
- Jak mogłoby być inaczej?- powiedziała dziewczyna i pocałowała go w policzek.- przedstawisz mi wreszcie swoja przyjaciółkę?- zapytała dziewczyna wesoło.
- Oczywiście! Francesca to jest Violetta, Violetta to jest Francesca.- zawołał chłopak z widoczna ulgą. Widać było, że kiedy zorientował się, że to żart poczuł się o wiele lepiej. 
- Cześć! Możesz mi mówić Fran.- powiedziała dziewczyna wyciągając do mnie rękę. Muszę przyznać, że jest całkiem miła.


*Maxi*


Stanąłem przed blokiem, w którym mieszkała moja dziewczyna, Naty. Półgodziny temu miała przyjść do mnie. Mieliśmy razem pojechać do Leóna. Nie mam pojęcia co mogło się stać, że  nie przyszła. Zawsze była punktualna. Oboje doskonale wiedzieliśmy, że coś się szykuje. Coś niezwykłego. Chłopak nie potrafił ukryć, że jest czymś mocno poruszony. Ostatni raz tak się zachowywał kiedy był z Francescą. No właśnie. Fran. Ciekawe co u niej? Mam nadzieję, że jej się układa. Kiedy dowiedziała się, że ma szansę pracować z tyloma słynnymi projektantami mody, długo nie mogła w to uwierzyć. Gdy wsiadała do samolotu, lecącego do Londynu, miała tyle planów do zrealizowania, marzeń do spełnienia. Jestem pewien, że odnosi sukcesy. Zawsze miała talent do projektowania ubrań. No i doskonale wiedziała co jest w modzie, oraz jak wprowadzić coś nowego. Tak naprawdę każdy z nas wiedział, że prędzej czy później, ktoś ją zauważy i doceni jej talent.  Byłoby wspaniale móc się z nią znowu spotkać, porozmawiać, powspominać. Ciekawe czy poznałbym ja, gdybyśmy minęli się na ulicy. Raczej tak. W końcu to tylko rok. Nie mogła się bardzo zmienić. Przynajmniej nie zewnętrznie. Mam nadzieję, że jest ta samą, tryskającą energia i nieuzasadnionym optymizmem brunetką z głową pełna zwariowanych pomysłów. Ta samą kochana wariatką, która zawsze wpakuje nas w najdziwniejsze pod słońcem sytuacje. Tą samą dziewczyną, która zawsze ma jakieś świetne i niepowtarzalne rady na wybrnięcie z kłopotów. Na pewno nadal jest gotowa rzucić wszystko i choćby w środku nocy, bronić nas, swoich przyjaciół przed całym światem. Uśmiechając się do swoich wspomnień wszedłem do pokoju Naty. Uśmiech błyskawicznie opuścił moją twarz, kiedy zobaczyłem, że dziewczyna siedzi zapłakana przed laptopem. Najwyraźniej trwała w takiej pozycji już od jakiegoś czasu, bo monitor wyłączył się automatycznie. Choć może sama go wyłączyła? Nie zastanawiając się dłużej natychmiast znalazłem się przy mojej ukochanej. Bez słowa objąłem ją ramionami i przycisnąłem do siebie. Wtuliła się we mnie, mocząc moja bluzę łzami. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest całkowicie rozbita wewnętrznie. Nie miałem pojęcia co mogło doprowadzić ją do takiego stanu. Usiłowałem znaleźć jakieś słowa pocieszenia, ale jak na złość wszystko wyparowało z mojego umysłu. Zaczęłam mi się udzielać jej bezsilność i rozpacz.  Jeszcze mocniej przyciągnąłem ją do siebie. To była jedyna rzecz, która przyszłą mi wtedy do głowy. Trwaliśmy tak w ciszy przerywanej tylko jej szlochem. To było kilka długich i strasznych minut, podczas których jedyne co mogłem zrobić to być przy niej. Dziewczyna zaczęła się powoli uspokajać. Postanowiłem delikatnie dowiedzieć się o co chodzi.
- Kochanie... Kochanie, co się stało? -zapytałem cicho, najłagodniejszym tonem na jaki było mnie stać. 
- Lena... rozmawiałam z nią... ona mnie nienawidzi... powiedziała... powiedziała, że nie ma już siostry... - wyrzuciła z siebie dziewczyna pomiędzy szlochami. Przy ostatnich słowach znowu wybuchnęła płaczem. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Jak to możliwe? Przecież one zawsze były tak blisko. TO prawda, że ostatnio nie było między nimi najlepiej, ale coś takiego?! Jak Lena mogła ja tak potraktować?! To... to... PO prostu nie mogę znaleźć słów na taka podłość! I coś takiego mówi siostra!


*Ludmiła*


Wreszcie przyjechali! Już od kilkunastu minut czekaliśmy na Maxiego i Naty. León uparł się, że nie powie nam po co nas tu ściągnął dopóki nie będziemy w komplecie. Jak tylko weszli do ogrodu zauważyłam, ze coś jest nie tak. Naty była jakaś przybita. Zawsze była nieśmiała, że w naszym towarzystwie, to się nigdy nie zdarzało. Z nami była po prostu sobą. A dzisiaj? Stanęła z boku i nie wiele się odzywała. Miałam właśnie do niej podejść, kiedy głos Fede skierował  moje myśli na zupełnie inne tory. 
- Więc? Wszyscy już są. Co to za niespodzianka?- w tym momencie ciekawość wzięła we mnie górę, nad troską o przyjaciółkę. Byłam dosłownie chora z ciekawości. Odkąd wczoraj León zadzwonił do mnie i zaprosił tutaj, nie mogłam się doczekać momentu w którym dowiem się o co chodzi. Nie mogłam usnąć , bo ciągle myślałam, co takiego się stało, że musimy być w komplecie.   
- Właśnie! Powiedz wreszcie, co przed nami ukrywasz!- zawołałam podbiegając do chłopaka. 
- Widzę, że zżera was ciekawość.- powiedział León z uśmiechem, na co wszyscy energicznie pokiwali głowami, na znak, że ma rację. Chłopak uśmiechnął siwe jeszcze szerzej i zawołał- Chodź do nas!- o co chodzi?- zdążyłam pomyśleć. Potem zza rogu wyłoniła się... Fran! To była ona! Naprawdę ona! We własnej osobie! Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Miałam zamiar podejść do niej, kiedy zostałam zmuszona do odsunięcia się z piskiem. Byłam tak zaskoczona widokiem Francesci, że pewien szczegół umknął mojej uwadze. Zupełnie nie zauważyłam, że w dłoni trzymała węża ogrodowego. Najwidoczniej nasza kochana wariatka, postanowiła zrobić sobie wielkie wejście. Takie szalone pomysły, były zdecydowanie w jej stylu. Już po kilku sekundach wszyscy zaczęli uciekać i chować się po całym ogrodzie. Fran zafundowała nam prysznic na powitanie. Biegała ze swoja bronią po całym ogrodzie i z głośnym śmiechem, oblewała nas bez litości. Już po kilku chwilach byliśmy cali mokrzy. Kiedy brunetka wyjątkowo obficie "podlała" Federico, a chłopakowi opadła starannie postawioną  grzywkę, zdecydował się na zemstę. Podbiegł do dziewczyny, kiedy ta była zajęta gonieniem Maxiego i znienacka wyrwał jej narzędzie zbrodni. Szatański plan dziewczyny obrócił się przeciwko niej, bo teraz to ona została zmuszona do ratowania się ucieczką. Teraz to Federico stał się bezlitosnym tyranem, który za nic miał błagania o litość. Kiedy na nikim nie nie została już ani jedna sucha nitka, zaczęły się powitanie dawno nie widzianej przyjaciółki. Wszyscy ściskali ją i całowali w policzki. Chłopcy, nadal ociekając wodą, wzięli ją na ręce i podrzucali w górę śpiewając głośno "Sto lat!". Widziałam łzy szczęścia i wzruszenia w oczach dziewczyny. Kiedy w końcu stanęła na własnych nogach, uśmiechała się przez łzy i co chwilę przytulała kogoś z nas. Kiedy ceremonie powitalne dobiegły końca, usiedliśmy na trawie chcąc osuszyć się w promieniach słońca, która na nasze szczęście świeciło dziś wyjątkowo mocno. 
-Wiedziałeś o tym? - zapytałam Leóna
- O tym jej pomyśle? Oczywiście, że nie! - odparł chłopak po czym dodał,- Czy ona kiedykolwiek zwierzała mi się, ze swoich planów?- w odpowiedzi Fran posłała mu promienny uśmiech. 
- No to opowiadaj!- zawołała Naty
- Właśnie!- dodał Maxi
-To była fantastyczna przygoda! Dostałam ogromną szansę. Mogłam spełniać swoje marzenia, rozwijać się. Praca z najlepszymi projektantami to coś wspaniałego. Bardzo wiele się przy nich nauczyłam i...
- Miałaś tam jakichś przyjaciół? - przerwałam jej.
- Tak, poznałam tam Chloe i Jamesa. Jednak mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że takich jak wy nie ma na całym świecie. Oni byli stonowani, spokojni. Wszystkie swoje wariactwa wyrażali w projektowaniu. A wy? WY to moi kochani idioci, których nie zamieniłabym na żądnych innych. Tęskniłam za wami.- powiedziała. 
-Ooooo... Grupowy przytulas! - wrzasnął Federico i wszyscy ( nadal mokrzy) rzuciliśmy się, aby uściskać dziewczynę. Pomimo wszystko nie chciałabym być na jej miejscu. Nikt nie miał skrupułów, ani nie uważał, aby przypadkiem jej nie udusić. Wręcz przeciwnie. Patrząc na nas z boku, można było pomyśleć, że dokładnie taki jest nasz cel. Kiedy wszyscy znów siedzieli na trawie, odezwała się Naty
- Opowiedz o Londynie.
- Jest wspaniały. Musimy się tam kiedyś wybrać, wszyscy razem...- na takich opowiadaniach, wspominaniu starych czasów, planach na przyszłość i zajadaniu się przysmakami z grilla minęło nam całe popołudnie i wieczór. 

♥  ♥  ♥  ♥  ♥

Oto rozdział 6 :) W pierwszy dzień roku szkolnego. No właśnie. Zaczął się rok szkolny. Sami wiecie, jak to teraz będzie. Ogólnie to ja mam jeszcze mniej czasu, bo jeżdżę na dodatkowe zajęcia. Postaram się dodawać rozdziały raz w tygodniu, ale wiecie jak to jest... Zrobię co w mojej mocy, żeby pojawiały się przynajmniej raz na tydzień- dwa tygodnie. Poza tym chciałabym Wam życzyć powodzenia w nowym roku szkolnym :) Żeby nie było jedynek i dwój, panie nie były wredne, a przyjaciele prawdziwi i szczerzy :) No i oczywiście, żeby wszystkie odpały na lekcjach, uchodziły Wam na sucho ;) 

sobota, 30 sierpnia 2014

Liebster Blog Award! :)

Zostałam nominowana przez Rosę Bielikov. Bardzo Ci dziękuję! :) Mówiąc szczerze, jestem w szoku. Nie spodziewałam się nominacji :) No, ale przejdźmy do pytań. 


Pytania:


1. Co najbardziej lubisz w serialu ''Violetta''?

Według mnie najlepsze są piosenki i układy taneczne. Wspaniałe było też pożegnanie Angie. Normalnie ryczałam <3

2. Gdzie chciałabyś kiedyś mieszkać?


W Grecji. Nie tylko ze względu na wspaniałe widoki i krajobrazy, ale tez niesamowite zabytki w ciekawą historię.  



3. Kto jest Twoim idolem?

Justin Bieber ♥. Zaczęłam słuchać jego piosenek niedawno, ale bardzo mi się podobają. Podoba mi się także ich przesłanie. ♥  

4. Jak długo prowadzisz swojego bloga?

Pierwszy rozdział pojawił się 4 sierpnia 2014 roku.  Mój blog ma więc niecały miesiąc. :)

5. Lubisz słuchać muzyki?

Oczywiście! <3

Nominuję

1. leon-viola-historia-z-doroslego-zycia.blogspot.com
2. http://violetta-story.blogspot.com
3. http://fedeludmifedemilaforever.blogspot.com

Pytania:

1. Co lubisz najbardziej lubisz robić?
2. Masz jakieś zwierzątko?
3. Jaki jest Twój ulubiony kolor?
4. Co najczęściej robisz ze swoja najlepszą przyjaciółką?
5. Dlaczego postanowiłaś założyć bloga?

Jeszcze raz dziękuję za nominację.♥

Dziękuję też wszystkim moim kochanym czytelnikom! ♥

Jesteście kochani! ♥


czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 5

"Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości,
 jest skierowaniem się ku drugiej osobie, 
jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, 
czasem wbrew własnemu."

*León*

Byłem na torze motocrossowym. Właśnie odpalałem mój motor, kiedy zobaczyłem
Federico. Z daleka rozpoznałem go po charakterystycznych, wściekle czerwonych elementach na kasku. Był chyba w trakcie treningu. Przez chwilę obserwowałem jak wykonuje różne tricki i usiłuje pobić swój rekord w ilości okrążeń przez trzy minuty. Pokręciłem głową z politowaniem i ruszyłem w jego kierunku. Wkrótce dogoniłem go. Gdy chłopak mnie rozpoznał, przyśpieszył. Rzucał mi wyzwanie. Również przyspieszyłem. Zaczęliśmy się ścigać. Osiągaliśmy coraz większa prędkość. Gdy ta szaleńcza jazda znudziła nam się, urządziliśmy sobie małe zawody. Zasady były proste. Kto lepiej wykona dany trick. W pewnym momencie zauważyłem pięć, lub sześc maszyn wjeżdżających na tor. Pewnie zaczął się trening, dla początkujących. Należało natychmiast opuścić tor. Zasady były przecież jasne, od 12.00 do 13.30 tor należy do nowicjuszy. Te zasady ustalono po kilku wypadkach, z udziałem początkujących i zaawansowanych motocyklistów. Dla bezpieczeństwa ogółu lepiej nie mieszać poziomów, między którymi jest taka przepaść różnicy umiejętności i doświadczenia. Ruszyłem w stronę zjazdu z toru, w nadziei, że Fede też ich zauważył i jedzie za mną. Zaparkowałem swój motocykl i zdjąłem kask. Tuz obok mnie nagle pojawił się Fede z tym swoim nieodłącznym, szerokim uśmiechem. 
-Cześć stary! Nie sądziłem, że cię tu jeszcze zobaczę. Gdzie się podziewałeś cały tydzień?- zapytał. 
-Miałem ważniejsze sprawy na głowie.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Przez cały tydzień nie miałem, ani chwili, żeby przyjść na tor. Mówiąc szczerze spędzałem czas o wiele przyjemniej. Wcale nie żałuję tych kilku dni bez treningu.
-Kim jesteś i co zrobiłeś z moim kumplem? Co może być ważniejsze od motocrossu?- zdziwił się chłopak. Miałem niepohamowaną ochotę odpowiedzieć mu " Dla ciebie? Ludmiła.", ale zrezygnowałem. Odrzuciłem też, choć nie bez trudu, chęć opowiedzenia przyjacielowi o wszystkim. Musiałem trzymać się planu. Według planu dowie się jutrzejszego popołudnia. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. 
-Wpadnij do mnie jutro po południu. Spotykamy cię cała paczką przy grillu. - tylko tyle mogłem powiedzieć, żeby nie zdradzić zbyt dużo szczegółów. Odszedłem z zagadkowym uśmiechem, czas gdy Fede zmuszał swój mózg do pracy na pełnych obrotach. Wiedziałem, że nie spocznie dopóki nie dowie się o co chodzi. Tym razem ma jednak utrudnione zadanie. Nie ma możliwości, żeby trafił na jakikolwiek ślad. Przygotowałem wszystko idealnie. Poza tym zwykle to on wymyśla szalone plany. Tym razem moja kolej. Więc Fede i Lu już wiedzą. Teraz tylko zadzwonić do Maxiego i Naty. Nie mogę się doczekać widoku ich min, kiedy już pokażę im po co to całe spotkanie i ta tajemnica. Mam nadzieję, że pomyślą, że to tylko zwykły grill. W końcu nie udało nam się spotkać w komplecie, chyba od dwóch miesięcy. Niby, każdy z każdym rozmawiał, ale zawsze kogoś brakowało. Właściwie to jakoś rok temu wszystko zaczęło się psuć. Nie mogliśmy się zorganizować. Zawsze komuś coś wypadło. Tym razem na to nie pozwolę. Będę ich męczyć i stanę się tak irytujący, że wszyscy zjawia się dla świętego spokoju. Swoja droga ciekawe co tam u Naty. Dawno jej nie wiedziałem. Odkąd dwa tygodnie temu przyjechali jej rodzice, nie rozmawiałem z nią. Nie wiem jak Naty znosi to, że jej siostra znów się nie pojawiła. Do tej pory pamiętam jak Lena nie przyjechała na osiemnaste urodziny Naty. Nawet do niej nie zadzwoniła. Biedna Naty przepłakała prawie całe przyjęcie. Ta kłótnia nie jest dla nich dobra. Jako przyjaciel Naty mam szczera nadzieję, że jak najszybciej ja zakończą i pogodzą się. 

*Naty*

Lena znów nie przyjechała. Nadal nie wybaczyła mi przeprowadzki do cioci? Dlaczego ona nie może tego zaakceptować? Nie rozumie, że Studio to całe moje życie? Nie mogłam przecież zostawić muzyki i przyjaciół. Tyle razy do niej dzwoniłam, pisałam. Ani razu się nie odezwała. Kiedy przyjechałam na święta zamknęła się w swoim pokoju. Cała rodzina stała pod jej drzwiami. Wszyscy prosili ją, żeby do nas dołączyła. Nie słuchała. Cały wieczór przesiedziała w pokoju. W końcu postanowiła wrócić do domu w Buenos Aires. Prawie spowodowałam wypadek, bo nic nie widziałam przez łzy. Ja tak dłużej nie mogę! Przecież Lena to moja siostra! Zawsze się dogadywałyśmy. Jak długo to jeszcze potrwa? Czy wybaczy mi kiedykolwiek? Zrezygnowana usiadłam przed laptopem. Włączyłam Skape'a i zobaczyłam, że Lena jest dostępna. W serce wstąpiła mi utracona nadzieja. Może tym razem się uda? Postanowiłam do niej napisać.
- Lena, porozmawiajmy.
- Nie mamy o czym rozmawiać.- Odpowiedziała! Może niezbyt uprzejmie, ale jednak! To mały sukces na drodze do zgody!
- Ależ oczywiście, że mamy. Włącz kamerkę. 
- Nie dasz spokoju, co? - odpisała, ale po chwili zobaczyłam ja na ekranie. To było wspaniałe. Móc znowu ją zobaczyć. Byłam taka szczęśliwa. Przynajmniej w pierwszej chwili. Potem zauważyłam, że jest o wiele chudsza niż kiedy ostatni raz ją widziałam. W ogóle jest jakaś taka jakby przygaszona.  Mam tylko nadzieję, że to nie z mojego powodu.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę.- powiedziałam z uśmiechem.
- Szkoda, ze ja nie czuje tej radości.
- Lenka, dlaczego nie możesz mi wybaczyć?- zapytałam ze smutkiem. 
- Zostawiłaś mnie, w momencie kiedy najbardziej cię potrzebowałam, a ja mam ci to wybaczyć? Mam zapomnieć o tym, że nie było cię w tylu ważnych dla mnie chwilach? Wiesz w ogóle jak bardzo mnie zraniłaś? Masz pojęcie co ja wtedy czułam?
- Przepraszam, ale mi też było ciężko...
- Tobie było ciężko? Jakoś nie było ci ciężko spakować się i wyjechać do ciotki. Nie miałaś najmniejszego problemu z tym, żeby zostawić mnie samą. TY masz przy sobie swoich przyjaciół, a JA nie mam nikogo. TY możesz realizować swoje marzenia, a JA nie mam takiej możliwości. TY masz Maxiego, a JA musiałam rozstać się z Danielem. TY wiesz co masz robić, a JA jestem zagubiona. - zabolało. Nawet bardzo. Nie spodziewałam się usłyszeć, aż tylu raniących słów. Łzy stanęły mi w oczach. Chciałam być silna, ale nie potrafiłam. Zaczęłam płakać. Lena patrzyła na mnie, bez mrugnięcia okiem. 
- Lenka, przecież jesteśmy siostrami...
- Nie mów do mnie "Lenka"! Ja już nie mam siostry.- mówiłam, że wcześniej zabolało? Boli dopiero teraz. To najgorsze co mogłam od niej usłyszeć.
- Ale, Lena...- zaczęłam. Zobaczyłam łzy w oczach siostry. Nie mogłam na to patrzeć. Chciałam ją pocieszyć, przytulic, zrobić cokolwiek. 
- Przestań! - odezwał się jakiś brunet, który nagle pojawił się obok Leny.- Ona nie będzie tego słuchać!
- Kim on jest?- zapytałam
- To mój chłopak! ON, w przeciwieństwie do CIEBIE, jest przy mnie!- odpowiedziała Lena, teraz już nie kryjąc łez.
- Ale... Przecież ty kochasz Daniela! - zawołałam wstrząśnięta.
- Daj nam spokój! To MOJA dziewczyna!- krzyknął chłopak. Po czym rozłączył się. Zostałam sama. Nie mogłam pozbierać myśli. W głowie miałam tylko słowa Leny " Ja już nie mam siostry."Nigdy nie spodziewałam się, że cokolwiek może tak boleć. 


*Violetta*

Wiele mnie kosztowało, żeby uporządkować sobie to wszystko. Ostatnie wydarzenia należały do trudnych. Jednak wreszcie doszłam do odpowiednich wniosków. Więc po pierwsze, nawet jeśli mnie zranił, to nieświadomie. W końcu nie mógł wiedzieć, że to zobaczę. Nie miał przecież pojęcia, gdzie wtedy byłam. Nie mógł wiedzieć, że to mnie zaboli. W końcu nie jesteśmy parą. Nie jesteśmy nawet tak do końca przyjaciółmi. Właściwie to... Nie wiem kim jesteśmy. León ma prawo całować kogo tylko chce, a mnie nic do tego. Po drugie, skoro zrobił to nieświadomie nie mogę mieć do niego żalu. Tak jakbym miała ciągać po sądach człowieka, tylko dlatego, że mnie niechcący szturchnął. Bolało bardziej niż szturchnięcie, ale... Zostawmy szczegóły. Nie zamierzam tracić równowagi, którą dopiero co odzyskałem. Po trzecie, jeśli jemu nie przeszkadza kim jestem, to mi też nie powinno. Pamiętam...
***
- Violetta! Zaczekaj!- wołał za mną. Nie miałam ochoty na rozmowę z nikim. Zwłaszcza z nim. Jednak mimo wszystko, i trochę wbrew sobie, zatrzymałam się. Odwróciłam się i zobaczyłam jak biegnie w moja stronę. Po chwili znalazł się obok mnie. Wiedziałam, że zaraz zacznie się jakaś trudna dla mnie rozmowa. Z resztą wszystkie nasze rozmowy są trudne. 
- O co ci chodzi?- zapytał. 
- Nie wiem o czym mówisz.- doskonale wiedziałam o czym mówi. O tym, że przez ostatnie trzy dni unikam go jak tylko mogę. Gdy nie uda mi się i znajdziemy się w jednym pomieszczeniu (najczęściej jesteśmy wtedy sami), nie odzywam się do niego. Nie odpowiadam na jego pytania, nie pozwalam mu się zbliżyć. Nie odbieram telefonów od niego, nie odpisuje na SMSy. Tak jest mi łatwiej. Chociaż trochę. Po tym co zobaczyłam przed jego domem, jakoś trudno mi się pozbierać. Niby nic, a jednak...
- Dobrze wiesz, o czym mówię.- powiedział spokojnym głosem patrząc mi w oczy. Nienawidzę kiedy to robi. Mam wtedy wrażenie, że zna mnie na wylot. Wydaje się, że czyta mi w myślach. Nie podoba mi się to. 
- No dobrze może i wiem.- powiedziałam lekko zniecierpliwionym tonem. Nie miałabym nic przeciwko temu, żebyśmy nie prowadzili tej rozmowy na środku ulicy. Choć, moglibyśmy nie prowadzić jej wcale. 
- Więc? Dlaczego się tak zachowujesz?- Boże, dlaczego on jest taki męczący? Jak się do czegoś przyczepi to staje się niemożliwy. Nie może po prostu dać sobie spokoju? 
- Niby jak?- zamierzałam grac na zwłokę. 
- Jesteś jakaś taka dziwna.
- Co rozumiesz przez "dziwna"?
- Doskonale wiesz jak wyglądały ostatnie trzy dni.
- Czy ja wiem..? Normalnie?
- Nie zachowujmy się jak dzieci.
- Kto tu się zachowuje jak dziecko?
- Możesz przestać?
- Rozmawiać z tobą? W każdej chwili.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi.
- Nie czytam w twoich myślach.
- Mogę ci zadać jedno pytanie?
- Już to zrobiłeś.
- Ale nie otrzymałem odpowiedzi.
- Nie mówiłeś, że mam ci odpowiedzieć.
- A czy to nie jest oczywiste? 
- Nie do końca.
- Jak mogę zadawać pytanie i nie oczekiwać odpowiedzi?
- Możesz stawiać pytanie retoryczne. - westchnął zrezygnowany. Uśmiechnęłam się zadowolona. Może w końcu da mi spokój?
- Dam ci spokój, pod jednym warunkiem. Dzisiaj jeden jedyny raz  odpowiedz mi szczerze na pytanie.- mówił powoli, ostrożnie dobierając słowa. Byłam pewna, że stara się je tak ułożyć, żeby nie miała jak się wykręcić. Z przykrością muszę przyznać, że mu się udało. 
- Zgoda. -sama nie wierze, że się zgadzam. Jeszcze kiedyś tego pożałuje.
- Dlaczego nie możemy być przyjaciółmi?- Mówiłam, że kiedyś tego pożałuje? Już pożałowałam. Zadał takie pytanie, żebym wyjaśniła od razu wszystkie wątki. Znów. Nie mam żadnej furtki, żeby się jakoś dyplomatycznie wykręcić. Obiecałam szczerą odpowiedź. Będę musiała dać szczerą odpowiedź. 
- Nie widzisz jak bardzo się różnimy? Ty ukochany syn bogatych rodziców i ja. Jestem tak biedna, że w wieku osiemnastu lat muszę na siebie pracować. Z reszta sam wiesz... Czy ty wyobrażasz sobie coś takiego? Jak mielibyśmy się dogadać? Poza tym, moje życie od zawsze wyglądało inaczej. Ogólnie racz biorąc miałam niecałe cztery lata normalnego życia. To nie wypali. Bogaty książę zaprzyjaźnia się z biedna pokojówką. Zakochują się w sobie, a potem jest ślub. Mają gromadkę dzieci i żyją długo i szczęśliwie. Tylko wiesz, co? To prawdziwy świat, a nie bajka.
- Zakochują się w sobie? Ślub? Dzieci? 
- Dobra, przesadziłam. Nawet gdybyśmy byli przyjaciółmi, to dalszych etapów by nie było. I to z zupełnie innych powodów niż różnice w ciężkości portfela. Ale ogólnie rozumiesz o co chodzi?     
- Rozumiem. Tylko, że dla mnie to nie ma znaczenia.
- Ale dla mnie ma.
- Chociaż raz spójrz na siebie jak na normalną dziewczynę, której się trochę nie udało w życiu.
- Trochę?
- Nie wiem, może bardzo. Przecież nigdy mi nie mówiłaś nic o swojej przeszłości. 
- Racja.
- Zgadzasz się z którą częścią?
- Ze wszystkimi. 
- Czyli...?
- Możemy być przyjaciółmi, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Przestaniesz mnie prześladować.
- Prześladować? 
- Może tego nie wiesz, ale jak chcesz się czegoś dowiedzieć to jesteś strasznie denerwujący i natrętny.- po mojej wypowiedzi León wybuchnął śmiechem. 
***
Więc po czwarte, jeśli jestem jego przyjaciółka to powinnam go wspierać. Czyli muszę mu dzisiaj pomóc. O cokolwiek mu chodziło. Wczoraj był bardzo tajemniczy. Powiedział, że jutro będę mu niesamowicie potrzebna. Próbowałam protestować, że przecież muszę pracować, ale on powiedział tylko "to się załatwi". 
- Jesteś wreszcie. Już myślałem, że nigdy nie przyjdziesz. Chodź szybko do ogrodu.- zawołał León i zniknął w drzwiach domu. 
- Ciebie też miło widzieć. - szepnęłam z ironią. Jednak ponieważ chłopak gdzieś przepadł, nie pozostało mi nic innego, jak tylko pójść tam, gdzie mi kazał. Weszłam do ogrodu i zobaczyłam duży zabudowany grill. No i jeszcze jakąś dziwaczna stertę rozmaitych przedmiotów na środku. Podeszłam bliżej. Rozpoznałam jakieś sznurki, balony, chyba lampiony i coś co wyglądało jak ogromny namiot. Obchodziłam to wszystko dookoła i przyglądałam się uważnie. Nie miałam pojęcia po co mu to wszystko. i dlaczego to leży takie poplątane? 
- Jak dotkniesz kijem to cie nie ugryzie.- usłyszałam głos Leóna. Stał uśmiechnięty tuż obok drzwi, prowadzących z ogrodu do domu. Odwzajemniłam uśmiech i zadałam pytanie, które męczyło mnie odkąd tu weszłam.
- Dlaczego sam nic z tym nie zrobiłeś?- po moich słowach, chłopak uciekł wzrokiem, gdzieś w drugi kąt ogrodu- Tylko mi nie mów, że nie umiesz.
- No wiesz...- powiedział niepewnie nadal na mnie nie patrząc- jak ty to zrobisz, to będzie lepiej.- dokończył już pewnie, jakby w przypływie nagłego natchnienia. 
- Przyznaj się, nie wiesz jak się do tego zabrać.- odpowiedziałam ze śmiechem. 
- Wiesz, ja już próbowałem to rozplatać, ale zaplątałem bardziej. Teraz twoja kolej.- odpowiedział już naturalnie. 
-Czekaj! Nie pomogę ci dopóki nie dowiem się o co chodzi. - León westchnął z udawanym zrezygnowaniem.
- No dobra. Nie chciałem ci tego mówić, ale chyba nie mam wyjścia. - "nie chciałem ci tego mówić". Jego mina przy tych słowach sugerowała coś zupełnie innego. - Bo widzisz, rok temu musiałem rozstać się z dziewczyną, bo ona wyjeżdżała za granicę. Teraz wróciła, a nasi przyjaciele o tym nie wiedzą i...
- Chcesz urządzić grill. Takie niby nic, a jak już wszyscy przyjdą to nagle ona się pojawia. Z grubsza o to chodzi?- zapytałam, choć byłam pewna, że mam rację.
- Dokładnie o to chodzi. Czy teraz mi pomożesz? - zapytał z uśmiechem. Przed oczami staną mi pocałunek Leóna i tej brunetki. Poczułam ukłucie bólu i ...zazdrości? Pomyślałam, że wolałabym, żeby nie przyjeżdżała. Szybko odrzuciłam tę myśl. Jestem jego przyjaciółka. Nie mogę zabronić mu szczęścia.- powtarzałam sobie. Po czym uśmiechnęłam się. 
- Oczywiście. - odparłam po czym ruszyłam w stronę sporej gałęzi leżącej nieopodal. Wzięłam ja do ręki i zbliżyłam się do góry znajdującej się na środku ogrodu. Delikatnie dotknęłam jej gałęzią. 
- Co robisz? - zapytał szczerze zdziwiony León
- No jak to? Mówiłeś przecież, że jak dotknę kijem to nie ugryzie.- odpowiedziałam, po czym wybuchnęłam śmiechem. Mina chłopaka była bezcenna.

♥  ♥    ♥  ♥

Witam serdecznie. Ostatnio coraz mniej komentujecie. :( Chciałabym sprawdzić, czy tu w ogóle ktoś jest. Proszę o zostawienie komentarza. Choćby krótkiego. Dla Was to naprawdę jest minuta, a dla mnie wiele to znaczy. Następny rozdział pojawi się, kiedy pod obecnym będą przynajmniej 4 komentarze, nie licząc moich odpowiedzi.