Nie! Nie mogę dopuścić, żeby taka sytuacja się powtórzyła. Muszę za wszelką cenę znaleźć tę dziewczynę. Na szczęście los się do mnie uśmiechnął. Dziewczyna, zostawiła torebkę, a w niej na pewno jest jej telefon, adres! Podniosłem torebkę i ostrożnie ją otworzyłem. Zastanawiałem się czy postępuje właściwie, ale przed oczami stanął mi obraz tajemniczej dziewczyny. Już wiedziałem, że muszę wykorzystać każdą szansę, jaka daje mi los. Gdy wyjąłem z torebki jej telefon, przeraziłem się. On miał klawisze! To nie był dotykowy smartphone! Jak się tego w ogóle używa?! Zacząłem wciskać klawisze jak lecą. W końcu po wielu próbach udało mi się zapisać w tym telefonie (o ile można to nazwać telefonem) swój numer i zapisałem sobie jej. Potem odnalazłem jej adres i też go sobie zapisałem. Zostawiłem też jej karteczkę, ze swoim adresem. Teraz był fair. Miałem już do niej iść kiedy wpadł mi do głowy pewien pomysł. Może bym odkupił jej te lekarstwa i jedzenie? Nie namyślając się długo skierowałem się do apteki, a potem do sklepu spożywczego. Chciałem jej kupić coś jeszcze, ale przypomniałem sobie jej słowa. Na pewno nie przyjęłaby prezentu, oddałaby mi go, albo się obraziła. Ruszyłem więc w stronę kamienicy. Trochę niepewnie, ale z nadzieją, że tym razem na mnie nie nawrzeszczy.
*Violetta*
Biegłam przed siebie, nie zwracając uwagi na nic. Wpadłam na jakiegoś człowieka, ale zignorowałam go i biegłam dalej. Dobiegłam wreszcie do domu, ale… dopiero teraz zauważyłam, że nie mam ani zakupów, ani torebki. A w torebce były klucze! Teraz nie dostanę się do mieszkania! Usiadłam na schodach tuż przy ścianie. Objęłam kolana ramionami i ukryłam twarz. Zaczęłam płakać. Nie widziałam żadnego wyjścia z tej sytuacji. Nie chciałam tam wracać, bo ON na pewno jeszcze tam jest. Nie mam już siły, na kolejne spotkanie. Nie mam siły na kolejną kłótnię. Nie wytrzymam. Właściwie to nie rozumiem sama siebie. Dlaczego zawsze jestem dla niego taka wredna? Może i nie szanuje pieniędzy, ale to nie jego wina. Przecież nie ma wpływu na to czy dorasta w bogactwie, czy tak jak ja. Dlaczego, ja zawsze mam takiego pecha? Zepsułam wszystko! Gdybym była dla niego milsza, to kto wie? Może nawet stałby się moim dobrym przyjacielem? Ale nie! Ja musiałam się na nim wyżyć, bo życie mi się nie udaje! A teraz, przez moja przeklęta dumę, spędzę noc na klatce schodowej! Pod wpływem tych myśli zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Usłyszałam, dźwięk otwieranych drzwi. To pewnie, któryś z lokatorów. On nie będzie musiał spać na zimnych schodach, będzie mógł wejść do mieszkania i położyć się w swoim łóżku. Płakałam coraz bardziej, nawet nie zauważyłam, że ten ktoś odstawił na podłogę jakieś torby i usiadł obok mnie. Ta osoba objęła mnie ramieniem i przytuliła do siebie. To dziwne poczucie bezpieczeństwa powróciło. Już wiedziałam kto to, ale tym razem nie miałam ochoty na niego wrzeszczeć. Teraz potrzebowałam tylko jego bliskości. Wtuliłam się w niego, mocząc mu koszulę łzami. Nie wiem dlaczego nadal płakałam. Chyba bałam się, ze jeśli przestanę on sobie pójdzie. Wtedy usłyszałam jego głos, taki cudownie spokojny, kojący, głos z moich snów
-Będzie dobrze- powiedział. W tej chwili po prostu nie mogłam już płakać. Gdy chłopak to zauważył, podniósł się. W pierwszej chwili pomyślałam, że odejdzie. Ogarnęła mnie panika. Nie wiedział co robić. Byłam zdecydowana na wszystko. Byle tylko nie dopuścić do tego, żeby mnie zostawił. Nie pozwolić mu odejść! Jednak on tylko pomógł mi wstać. Dopiero teraz zauważyłam, że obok niego stały torby z zakupami i moja torebka. Podniosłam ją i wyjęłam klucze. Próbowałam otworzyć drzwi, ale ręce tak mi się trzęsły, że nie dałam rady. Chłopak delikatnie odebrał mi klucz i szybko otworzył zamek. Chciałam pomóc i wziąć część toreb, ale chłopak nie pozwolił mi na to. Weszłam, więc do mieszkania i zapaliłam światło. Chłopak wszedł za mną i zauważyłam, że zatrzymał się na chwilę. Od razu zaczął udawać, że nic się nie stało, ale nie udało mu się ukryć wyrazu osłupienia na twarzy. No tak pewnie jego pokój był, ze dwa razy większy od całego tego mieszkania. Postawił torby w kuchni i zaprowadził mnie do pokoju. Usiadłam na kanapie, a on obok mnie. Byłam wycieńczona. Tego dnia przeszłam zdecydowanie zbyt wiele. Nawet jak na mój trudny tryb życia. Przeprowadzka, dwie kłótnie z nim jednego dnia, jeszcze ten płacz. Chciałam zadać mu tyle pytań. Dowiedzieć się czegoś o nim. Jednocześnie pragnęłam położyć się do łóżka i wreszcie zakończyć ten dzień. Te dwie cudowne wizję pomieszały się w mojej głowie. Nie mogłam zebrać myśli. Wiedziałam tylko, że jestem wycieńczona, a biorąc pod uwagę mój słaby organizm to mogło skończyć się nawet szpitalem. Próbowałam zebrać myśli. Już otworzyłam usta, próbując mu coś powiedzieć, ale przerwał mi.
-Ciiii… Nic nie mów. Jesteś bardzo zmęczona, musisz odpocząć- powiedział i okrył mnie kocem. Po czy, ruszył do kuchni, usłyszałam jak nastawia wodę. Po chwili wrócił z kubkiem gorącej herbaty. Zaraz herbaty? Ja przecież nie kupowałam herbaty. Nie miałam siły zastanawiać się skąd wzięła się w moim domu herbata. Musiałam wytłumaczyć mu wszystko, musiał być przygotowany na to co może się zdarzyć. Spróbowałam jeszcze raz mu coś powiedzieć, ale głos odmówił mi posłuszeństwa. Chłopak widząc jak się męczę objął mnie ramieniem. To dziwne, nie znam go wcale. Spotkaliśmy się dwa razy z czego on odezwał się tylko raz, głównie to ja na niego wrzeszczałam. A mimo to on tak dobrze mnie rozumiał, przy nim czułam się naprawdę bezpieczna i… szczęśliwa? Jednak w tej chwili poczułam się jakoś dziwnie. Jakbym bardzo powoli traciła świadomość. Jakbym osuwała się w nicość.
*León*
Zobaczyłem jak jej oczy stają się mętne, ona sama traci świadomość. Kompletnie nie wiedziałem co mam robić. Taka sytuacja była dla mnie zupełnie nowa. Starałem się zachować trzeźwość myślenia. Jest nieprzytomna, musisz działać! Nagle mnie olśniło. Ułożyłem ja na kanapie i wybiegłem z mieszkania. Zadzwoniłem do najbliższych drzwi, z nadzieją, że będzie tam ktoś odpowiedzialny, kto będzie wiedział jak się zachować. Drzwi otworzyła niska blondynka, na oko czterdziestoletnia.
- W mieszkaniu obok zemdlała dziewczyna. Niech pani pomoże.- powiedziałem błagalnie. Kobieta przyjrzała mi się uważnie, po czym, chyba stwierdziła, że mówię prawdę, bo wybiegła z mieszkania. W ciągu 30 sekund znalazła się przy nieprzytomnej dziewczynie. Pochyliła się nad nią . Sprawdziła czy oddycha, po czym wyszła do kuchni. Wróciła z czystą ścierką i miską zimnej wody. Zanurzyła materiał w naczyniu i przyłożyła do czoła dziewczyny. Po czym usidła obok niej.
- Ona jest dla ciebie kimś ważnym, prawda?- spytała kobieta. Patrząc na to jak się o nią martwiłem, nie trudno dojść do pewnych wniosków. Czy jest dla mnie kimś ważnym? Tak, zdecydowanie. Jest dla mnie ważna. Tylko… trudno to wyjaśnić komuś z zewnątrz. Jak miałbym odpowiedzieć tej kobiecie? Nie znam jej wcale, spotkałem ją trzy razy w życiu, nie wiem kim jest, ani jak ma na imię. Tak, jest dla mnie kimś ważnym. To nawet w mojej głowie brzmi śmiesznie.
-Tak, ona jest moją…przyjaciółką.- powiedziałem powoli. Przy ostatnim słowie trochę się zawahałem. Czy jest moją przyjaciółką? Potrzeba dużej wyobraźni, aby tak to określi, ale co miałem powiedzieć? Że jest moją siostrą? Dziewczyną? Jak inaczej wytłumaczyć moją obecność w tym mieszkaniu?
-Czy na coś choruje?
- Nie wiem. –wzruszyłem ramionami. Kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie. Nie wiesz czy twoja „przyjaciółka” na coś choruje? Brawo Verdas. No trudno, palnąłem coś bez zastanowienia, jak zawsze. Po kilku minutach dziewczyna odzyskała przytomność. Gdy zobaczyłem jak otwiera oczy, ten moment był nie do opisania. W mojej głowie pojawiły się balon, konfetti, trąbki a świat rozbłysnął wszystkimi kolorami tęczy. Te kilka minut, kiedy była nieprzytomna, to najgorsze i najdłuższe minuty w moim życiu. Tak strasznie się o nią bałem. Kobieta wyszła z mieszkania, zostawiając mnie sam na sam z odzyskującą przytomności dziewczyną. Tajemnicza dziewczyna powoli usiadła, a ja natychmiast znalazłem się przy niej. Okryłem ją kocem i podałem herbatę. Dziewczyna położyła głowę na moim ramieniu i zasnęła. Spała kilka minut, więc była to raczej krótka drzemka. Gdy ona spała, ja próbowałem się jakoś opanować. Nadal byłem w szoku. Zresztą kto by nie był? Dobrze, że chociaż w pobliżu był ktoś, kto wiedział jak zareagować. Gdybym był sam mógłbym spanikować i to mogłoby się źle skończyć. Z niewiadomych mi przyczyn czułem coraz mocniej, że nie mogę pozwolić jej odejść. Teraz naprawdę musiałem się dowiedzieć o niej czegoś więcej. Gdy tak rozmyślałem, ona się obudziła. Spojrzałem w jej oczy i nabrałem pewności siebie. Musiałem ją zapytać o to kim jest. Czułem też, że muszę się przyznać do grzebania w jej torbie. Jeśliby się dowiedziała w inny sposób, to biorą pod uwagę jej charakterek, mogłem zapomnieć o przywileju rozmowy z nią.
-Nie uważasz, że to zabawne?- zapytała. Widząc moja zdziwioną minę wytłumaczyła – Tego,
że tyle się juz między nami wydarzyło, a nawet nie znamy swoich imion.
-Może czas to zmienić.- powiedziałem i żeby jej nie speszyć zacząłem- Jestem León. Mam 18 lat. Jestem mistrzem motocrossu i mam olbrzymi talent muzyczny, a dziewczyny ustawiają się do mnie w kolejce. Ej! Tylko żartuje!- dodałem szybko, bo zauważyłem jej minę. Wyglądała jakby miała ochotę mnie spoliczkować. A z tego co już o niej wiedziałem, pomyślałem, że po tej niesamowitej dziewczynie można się spodziewać wszystkiego.- To teraz ty musisz uzupełnić moją wiedzę.
-Uzupełnić? To co już o mnie wiesz?- spytała i zaśmiała się perliście. Był to najpiękniejszy, najbardziej melodyjny śmiech jaki słyszałem. Gdy się zaśmiała, miałem dziwne wrażenie, że spotkał mnie jakiś wielki zaszczyt. Jakby jej śmiech, był czymś rzadkim, zarezerwowanym wyłącznie dla nieliczny. Co już o niej wiem? W jednej chwili wydaje mi się, ze bardzo wiele, a w następnej, ze tak naprawdę nie wiem nic.
- Wcześniej wiedziałem, że jesteś wyjątkowa, masz niesamowite oczy, że kryją się w tobie jakieś dziwne emocje, których nigdy wcześniej nie spotkałem- wyliczałem- Teraz wiem także, ze pięknie się śmiejesz. O i, że uroczo się rumienisz!- dodałem widząc jej płonące rumieńcem policzki.- Nie wiem natomiast jak się nazywasz, ile masz lat i co sprawia, że czuje, że nie mogę odpuścić. No więc? Czy dostąpię tego zaszczytu i poznam twoje imię?
*Violetta*
Znowu się zaśmiałam. Jak to się dzieję, że przy nim pierwszy raz od śmierci Marii się śmieję? Dlaczego on tak na mnie działa? Muszę go o to zapytać. Ale najpierw powinnam powiedzieć mu coś o sobie. On już to zrobił. Nareszcie wiem, ze nazywa się León i jest w moim wieku. Teraz moja kolej
-No więc nazywam się Violetta. Mam tyle samo lat co ty. Kiedyś lubiłam śpiewać, ale zrezygnowałam z tego.
-Dlaczego?- spytał. Co miałam mu odpowiedzieć? Przyznać się dlaczego nie śpiewałam od siedmiu lat? Opowiedzieć mu o tamtych wydarzeniach? Nie, na pewno nie. Muszę wymyślić jakieś kłamstwo.
- Po co miałabym śpiewać? I tak się z tego nie utrzymam.- całkiem zgrabnie. No i właściwie to nie było tak do końca kłamstwo.
-A nie możesz tego robić tak po prostu? Dla przyjemności?
-Może dla ciebie, to jest takie proste, ale dla mnie nie. Jutro idę do pracy. Pewnie będę tam do późnego wieczora. Nie wiem ile będę tam zarabiać. Możliwe, że będę musiała sobie dorabiać wieczorami.
-A gdzie będziesz pracować?- to z pozoru niewinne pytanie naprawdę mnie zdenerwowało. Było mi po prostu wstyd. Mam powiedzieć chłopakowi, na którym mi zależy, którego dopiero poznałam, ze będę służącą u jakichś bogatych snobów?! Nigdy! On by tego nie zrozumiał. Wtedy dotarło do mnie jak wiele nas różni. Prawda jest okrutna. Nigdy nie będziemy przyjaciółmi. Nie mogę się do niego przywiązywać, bo on i tak mnie kiedyś zrani. Na pewno zranił już dziesiątki dziewczyn. To co dla mnie jest bardzo ważne, dla niego nic nie znaczy. Wiedziałam, że będę tego żałować, ale złość mnie zaślepiła. Przyczyną mojego zdenerwowania, było szczęście, a raczej jego brak.
- A co cię to w ogóle obchodzi?! Myślisz, że jak masz kasę to możesz wszystko?! Nie wszyscy są tacy jak ty! Nie wszyscy maja tyle szczęścia! Czemu ja ci pozwoliłam wejść do mojego domu?! Wynocha! Natychmiast!
*Ludmiła*
Co się z nim dzieję, do licha?! Miał tu być już godzinę temu! Co on sobie wyobraża?! Nawet nie mogę wrócić do domu! Ale właściwie czemu? Co z tego, że państwo Verdas będą na niego wściekli? Zasłużył na to. Najpierw dzwoni i mówi, że koniecznie musi ze mną porozmawiać. Ma taki dziwny głos, jakby miał poważny problem. A teraz nie przychodzi. Spróbuję do niego zadzwonić jeszcze raz. Jak teraz nie odbierze to dowie się co to znaczy zemsta Ludmiły Ferro! Pierwszy sygnał… drugi… trzeci… czwarty… Nie odbiera! Trudno, wracam do domu. I pomyśleć, że przez niego odwołałam zakupy z Naty! Może się jeszcze do niej dodzwonię. Musze jej tyle powiedzieć o Federico. Federico? Nie…! Że niby on i ja? Nigdy! No dobra, chyba muszę się w końcu przyznać, chociaż przed samą sobą, że cos do niego czuje. Coś, tylko, ze nie wiem do końca co. Czy to jest zwykłe zauroczenie, czy to jest miłość? A może to po prostu prawdziwa przyjaźń? Gdy jestem przy nim czuję się dobrze, to mało powiedziane! Czuję się wspaniale, fantastycznie! Pod wpływem jego dotyku przechodzą mnie przyjemne dreszcze, po moim ciele rozchodzi się takie niesamowite ciepło. Przy nim czuję, że żyję. Dla niego chcę się zmienić, stać się lepszym człowiekiem. Już mi się to w jakimś stopniu udało, nie jestem już taka jak kiedyś, ale… Zawsze jest jakieś, ale. Kiedy nie byłam pewna swoich uczuć, byłam zarozumiałą, pewna siebie panienką Ferro. Wtedy byłam gotowa postawić wszystko na jedną kartę w każdej chwili, ale teraz… Bałam się jego reakcji. Bałam się, ze mnie wyśmieje. Zbyt wiele dla mnie znaczył, żebym miała go stracić przez jakiś głupi błąd. On jest moim najlepszym przyjacielem, nie chcę żeby coś się między nami popsuło. Czuje jednak, ze jeśli się komuś natomiast nie wygadam to eksploduje! Wiedziałam, że długo nie pociągnę, ukrywając swoje uczucia wobec niego. Te jego głębokie czekoladowe oczy przyprawiały mnie o dreszcze. Czułam, że mogę w nich utonąć. Że jego spojrzenie, przewierca mnie na wylot. Gdy tak rozmyślałam, wpadłam na kogoś. Ta osoba zaczęła się śmiać, wtedy zdałam sobie sprawę jak dziwnie musiałam wyglądać. Szłam z rozmarzona miną, zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie. Uniosłam głowę i spojrzałam tej osobie Prost w oczy. Zatkało mnie, moje serce na krótki moment stanęło, a po chwili zaczęło bić jak szalone.
-Federico…?- wyjąkałam.
* Federico*
Wracałem właśnie z toru nieźle wkurzony. Pierwszy raz przegrałem wyścig! Jak to się w ogóle mogło stać? Eh, to pewnie dlatego, że znów nie mogłem się skoncentrować, bo myślałem o Lu. O tych jej lśniących , blond włosach i błyszczących oczach. Spacerowałem tak po parku zatopionych w tych słodkich myślach, kiedy nagle wpadła na mnie jakaś dziewczyna. Już miałem na nią naskoczyć, kiedy okazało się, że tą tajemnicza postacią jest nie kto inny, tylko Ludmiła Ferro. Kiedy spojrzałem na jej cudną twarz, od razu poczułem się o wiele lepiej. Jak to jest, że ona tak na mnie działa? Że ona swoim jednym spojrzeniem zrobiła to czego inni nie potrafili tysiącami słów? Ona chyba po prostu ma w sobie coś takiego… niesamowitego, jest wyjątkowa. Jeszcze raz spojrzałem na jej twarz. Teraz zobaczyłem wyraźnie, ze jest zła i zdziwiona. Pewnie nie spodziewała się tu mnie. Nie mogłem pozwolić na to, żeby moja księżniczka była zła. Zaraz, księżniczka? Nie, ja tak nie mówiłem. No dobra, nieważne. Teraz muszę wkroczyć do akcji!
- Hej, Lu! Coś się stało?- zapytałem
- Nie, nic się nie stało.- odparła, ale ja wiedziałem, że kłamie. Mnie nie oszuka tak łatwo. Zawsze wiem kiedy coś jest nie tak. To właśnie kolejna zagadka naszej znajomości. Przecież Lu jest świetną aktorką potrafi oszukać Leóna, choć znają się o wiele dłużej. Mnie jeszcze nigdy nie wywiodła w pole.
- Mnie tak łatwo nie oszukasz!- powiedziałem szturchając ją lekko w ramię, po czym spojrzałem jej głęboko w oczy- Lu, mów o co chodzi.
- No dobra- westchnęła zrezygnowana- chodzi o to, ze jestem wściekła na Leónka. Najpierw dzwonił do mnie co 10 sekund, żeby się spotkać, a potem nie przyszedł. Przez niego odwołałam zakupy z przyjaciółką, a ona już ma inne plany.- „Leónek”? Coś się kroi, tylko jeszcze nie wiem co. Jaki „Leónek”? nigdy tak na niego nie mówiła. Czy ja o czymś nie wiem? Czyżby pierwszy raz udało się jej coś przede mną ukryć?
- Jeśli, León, miał czelność zepsuć ci dzień, to ja jutro zepsuję mu tę jego śliczną buźkę. Będę twoim rycerzem!- powiedziałem zabawnym głosem, przyjmując postawę średniowiecznego rycerza. Myślałem, że to ją rozweseli, ale ten jej zły humory był dziś wyjątkowo uparty. Lu nawet się nie uśmiechnęła. Przyjrzałem jej się badawczo.
- No dobra, myślałem, ze nie będę musiał posuwać się do ostateczności, ale to tylko twoja wina. Ty mnie zmusiłaś.- powiedziałem poważnym tonem. Dziewczyna nieznacznie się ode mnie odsunęła. No tak, zwykle gdy mówiłem „ ostateczność”, kończyło się to interwencją służb miejskich, albo naszych rodziców, podczas gdy my znajdowaliśmy się w dość… dwuznacznych sytuacjach. Tym razem pewnie będzie podobnie. No ale trudno, to wszystko wina Leóna. Tylko, że policja, ani straż miejska raczej w to nie uwierzą.
- Zamknij oczy.- powiedziałem cicho. Lu spojrzała na mnie nieufnie, ale wykonała polecenie. Zbliżyłem się do niej i… zacząłem ją łaskotać. Dziewczyna śmiała się i wyrywała jak opętana. Krzyczała na mnie, a ja nadal ją łaskotałem. Dla mnie najważniejsze było to, ze się wreszcie śmiała. Nie liczyli się już ludzie patrzący na nas dziwnie, liczył się tylko jej śmiech. Właściwie to musiała wyglądać zabawnie. Dziewczyna i chłopak, którzy tarzają się ze śmiechu po placu i co chwila się łaskoczą. Dość… niecodzienny obrazek. Kiedy w końcu się uspokoiliśmy, do głowy wpadł mi jeszcze jeden pomysł.
-Chodź odprowadzę cię. A jeszcze jedno! Jutro czkaj na mnie przed swoim domem, o drugiej. OK.?
Na początku chciałam Was serdecznie przeprosić, że tak długo mnie nie było. Od mojego ostatniego rozdziału miną ponad tydzień. Na moje usprawiedliwienie, mama to, że miałam problemy z internetem. Dopiero dzisiaj odzyskałam do niego dostęp. Postaram się jakoś wynagrodzić wam moją długą nieobecność. :)