czwartek, 13 listopada 2014

Rozdział 7

1 komentarz = 1 uśmiech, 1 rozdział łatwiej napisany

 
♥  ♥    ♥  ♥


"Nie umiem jak poeta mówić pięknie o miłości, 
ani pisać ślicznych słów, 
lecz potrafię sercem moim szeptać "kocham", 
dać Ci dużo ciepłych nut."

*Naty*

Jestem w stu procentach gotowa na randkę z Maxim. Tak się cieszę na tych kilka chwil tylko we dwoje. Już nie mogę się doczekać, kiedy go zobaczę. Czuję, że wszystko będzie dobrze. Tak jak zawsze. Tego właśnie potrzebuję. Codzienności, normalności. Nie żadnych wyszukanych, drogich prezentów. Nie czerwonych dywanów i błysku fleszy. Tylko żebym mogła pomyśleć, że moje życie jest piękne. Wrócić pewnego dnia do domu i powiedzieć: Tu jest moje miejsce. Czuć, że tu jestem potrzebna. Tylko tyle. Usłyszałam dzwonek do drzwi i zdałam sobie sprawę, że od kilku minut bezmyślnie wpatruje się w lustro. Szybko wstałam i wyszłam z pokoju. Przebiegłam krótki korytarz i rzuciłam się na szyję mojemu chłopakowi. Może tylko taki mi się wydawało, ale odniosłam wrażenie, że ugiął się lekko pod moim ciężarem. To nic. Nieważne. 
- Idziemy?- powiedziałam wesoło, zanim Maxi zdążył się odezwać. Chłopak uśmiechnął się i złapał mnie za rękę. Wyszliśmy razem z mieszkania. Skierowaliśmy się w stronę parku. Spacerowaliśmy po parku i rozmawialiśmy o różnych głupotach. Czułam się tak lekko, jakbym miała zaraz unieście się nad ziemię. Miałam dziś wyjątkowo dobry humor i czułam, że nic nie może mi go zepsuć. Nic. Ten dzień jest tylko dla mnie i Maxiego. Nie ma w nim miejsca na smutki. Nie ma miejsca na problemy, smutne myśli. Nimi zajmę się jutro. Jutro wróci rzeczywistość, ale dzisiaj jestem w innym wymiarze. Takim w którym wszystko jest różowe. Nie ma czarnych kolorów. Zawsze świeci słońce. Zawsze trwa lato. Wszyscy są przyjaciółmi. Nikt nie ma takiej mocy, żeby zniszczyć to co zbudowałam. Mam wrażenie jakby od wszystkiego co złe dzielił mnie mur. Niewidzialna bariera, która nie pozwala ciemności przeniknąć do tych chwil. Na to będzie czas jutro, za kilka godzin. Wszytko jedno kiedy. Byle nie teraz. 
- Cieszę się, że znów się śmiejesz. - dobiegł mnie głos Maxiego. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem.
- Mnie podoba się to jeszcze bardziej. - odpowiedziałam wybuchając śmiechem. Po czym, sama nie wiem dlaczego, zaczęłam biec. Odwróciłam się przez ramię i zobaczyłam oniemiałą minę chłopaka. Znów się zaśmiałam. Usłyszałam za sobą szybkie kroki. Wiedziałam, że brunet za mną biegnie. Ta niczym nie uzasadniona gonitwa wydała mi się wspaniała. Biegliśmy przed siebie, a ja czułam, że mogłabym tak do końca świata. Zawsze przed siebie. Nie cofać się nigdy, ani nie zatrzymać. Nieustannie i zdecydowanie stawiać każdy krok. Nie zastanawiać się nad niczym. Nie martwic co powiedzą inni. Z ufnością spoglądać w przyszłość. Do przodu, do przodu! Maxi dogonił mnie i złapał za rękę. Jeszcze przez kilka chwil biegliśmy razem. Potem zatrzymałam się zmęczona, ale szczęśliwa. Kolejne uśmiechy, skrzyżowanie zakochanych spojrzeń i promienie słońca. To uczucie, kiedy nic nam już nie potrzeba do szczęścia. 
- Dziś tylko ty i ja i te promienie słońca! - zanuciłam na wesoła melodię słowa, które przed chwilą przyszły mi do głowy. Maxi roześmiał się, a ja do niego dołączyłam. Kiedy ostatnio czuliśmy się tak lekko i świeżo? Tak radośnie i spokojnie? Nie wiem, nie pamiętam. Może na samym początku? W pierwszych dniach, tego zakochania? Kiedy uczucie raz po raz wybucha jakby fontanna przepięknych kwiatów? A może wtedy kiedy byliśmy tyko we dwoje, dokładnie trzy miesiące po naszej pierwszej randce? Pamiętam to, jakby wydarzyło się wczoraj. Pamiętam to słońce, które przebijając się przez zasłonę liści, okrywało nas delikatnym, zielonym światłem. Pamiętam tego małego ptaszka, który siedział na gałęzi i śpiewał, jakby

tylko dla nas. Pamiętam dotyk chropowatej kory na plecach i miękkość koca. Pamiętam jego biały kolor odcinający się wyraźnie na tle zieleni.  Pamiętam rosnące w pobliżu niezapominajki. 
- Jakie są moje ulubione kwiatki? - zapytałam chłopaka
- Twoje? Niezapominajki. - odpowiedział bez wahania.  Uśmiechnęłam się do niego. To wspaniałe, że zapamiętał tę drobną informację, przechował ja w pamięci przez tyle czasu. Wróciło to niesamowite poczucie szczęścia i lekkości, które towarzysz mi dzisiaj przez cały dzień. 

* Ludmiła*

- To o czym chciałeś rozmawiać?
- Co? -zapytał głupio León. Jego mina wskazywała, że nie ma pojęcia o czym mówię.
- No, prawie dwa tygodnie temu. Dzwoniłeś do mnie po południu i koniecznie chciałeś porozmawiać.
- Co?- chłopak nadal nie rozumiał
- Eh, musisz pamiętać. Bardzo chciałeś porozmawiać, a potem nie przyszedłeś. 
- Aaa, no tak. Całkiem o tym zapomniałem. Odkąd przyjechała Fran - powiedział z głosem nabrzmiałym radością i miłością- zupełnie nie miałem do tego głowy. Tylko dlaczego pytasz o to dopiero teraz?
-  Cóż, sam wiesz, że nie było czasu. Od powrotu twojej dziewczyny, nie miałeś dla nas czasu, a wcześniej... sam wiesz, jak to było z naszymi spotkaniami.
- Wiem. - powiedział cicho. Po chwili jednak uśmiech wrócił na jego twarz w takim wydaniu, że natychmiast poczułam, że ja też mam coś na sumieniu. - Ciebie tez nie łatwo było złapać. Powiedz co tam u Federico? - poczułam, że się rumienię. Właściwie dlaczego? Spotkałam się z nim kilka razy. Byliśmy na basenie, w parku, na torze motocrossowym. To normalne, prawda? To nic nie znaczy. Miałaś przestać się oszukiwać -odezwał się cichy głosik w mojej głowie. No tak. Przecież miałam przyznać, że podoba mi się Federico. No dobra, może trochę więcej, niż podoba. 
- U Federico..? - przeciągnęłam, spuszczając wzrok- Nie wiem... Czemu miałabym wiedzieć? Przecież, to nie jest tak, że spędzamy razem każdą chwilę, no nie? - wybuchnęłam nienaturalnym śmiechem.- Przecież każdy ma prawo się czasem spotkać, ale to jeszcze nic nie oznacza. No bo to nie jest tak, że on mi się podoba, czy coś...
- Ahaaa... Trochę za dużo tych tłumaczeń, żeby mogło to być naturalne, nie uważasz? - powiedział León z szelmowskim uśmiechem.
- Koniec tego! To nie o mnie mieliśmy rozmawiać! - byłam już trochę rozdrażniona. - No więc..?
- Tak, bo chciałem ci powiedzieć o takiej dziewczynie, którą spotkałem, no i... i wydawało mi się, że... że się w niej zakochałem, ale to już nieważne! Fran wróciła, więc to już nieważne! Tylko z tą dziewczyną, to jakaś dziwna historia.
- Niby jaka?
- Ona jest... no... chyba najlepsze jest określenie " intrygująca tajemnica". Jest trochę nerwowa. Brakuje jej wewnętrznego spokoju i ładu, dlatego łatwo wyprowadzić ją z równowagi. Kryje jakąś tajemnicę, dotyczącą swojej przeszłości. Mam wrażenie, że tak się zaplątała w kłamstwa na jej temat i próby zatuszowania ich, że teraz sama nie wie w co ma wierzyć. Została wrzucona w dorosłe życie brutalnie i bez żadnego przygotowania. Jest w tym świecie zagubiona i kompletnie bezradna. Tajemnica. To właśnie ona.  Kiedy pierwszy raz spojrzałem w jej oczy zobaczyłem tam... no właśnie nie wiem co. Najbliższe byłyby chyba strach, rozpacz, nadzieja, delikatności, ból, siła, depresja, dojrzałość, dziecinność, brak wiary.- prychnęłam cicho. No proszę, León znalazł sobie nową zagadkę. Spotkał jakąś dziewczynę i próbuje bawić się w psychologa. Poza tym co to niby za uczucia? " Nadzieja i brak wiary", "dojrzałość i dziecinność", "delikatność i siła". Przecież to niemożliwe. Nikt nie jest aż tak pogmatwany i skomplikowany. 
- Wiem, wiem, że to dziwne, wręcz niemożliwe! 
- No więc o co tyle szumu?
- Niby nie możliwe, ale dzieje się, bo widzisz w życiu już tak jakoś jest. 
- A to co znowu za mądrości życiowe?
- Po prostu posłuchaj.
- Ok.
-  Ona nie ma rodziców. Zginęli chyba w jakimś wypadku, ale nie mam pewności. Długo była w sierocińcu. Potem została adoptowana i znów zdarzył się jakiś wypadek. Nie do końca  to wszystko rozumiem. Ona jest bardzo biedna, pracuje u mnie jako pokojówka.- znowu prychnęłam- No co?- zapytał chłopak, teraz już zdenerwowany, tym, że znów mu przerwałam.
 - Nie rozumiem o co ci chodzi. Robisz wielką aferę o jakąś sprzątaczkę? Przecież to jasne jak słońce, że nigdy się nie dogadacie. To dwa zupełnie inne światy, dwie rzeczywistości, tak sprzeczne, że trudno to sobie wyobrazić. León, nie mówię tego, żeby zrobić ci na złość, czy coś takiego. Mówię to dla twojego dobra. Nie tylko dla ciebie zresztą. Pomyśl o tej dziewczynie. Nie karz jej przez to przechodzić. Załóżmy, że się zaprzyjaźnicie i co dalej? Powiedzmy, że zapoznasz ja z nami i przyłączy się do naszej paczki. Wtedy np. Maxi zaprosi ją na urodziny. Pomyśl, jak ona będzie się czuła? Widzą go w otoczeniu przyjaciół i z rodzicami? Widząc to czego sama nigdy nie miała? Myślisz, że będzie jej przyjemnie oglądać np. mój dom? Podczas, gdy ona sam jest taka biedna i zapewne mieszka w jakiejś klitce? León zapomnij o niej. Mówię poważnie. Skup się na swoim związku z Fran. Relacje z nią są o wiele bardziej naturalne, proste i o wiele lepsze.  


*Naty*

- Patrz! Wata cukrowa! -zawołałam i podbiegłam do sprzedawcy.- Och, uwielbiam watę cukrową. - zwróciłam się do chłopaka, który stanął obok mnie.
- Poprosimy jedną dużą watę. - powiedział stanowczo. Już po chwili oboje zajadaliśmy pyszną watę cukrową. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Z mojego telefonu popłynęła melodia "Veo Veo". Zmarszczyłam brwi ciekawa, kto to może być. Zerknęłam na wyświetlacz telefonu i zamarłam. Na wyświetlaczy było zdjęcie Leny. To ona dzwoniła. Zobaczyłam, że Maxi rzucił mi krótkie, zaniepokojone spojrzenie. Nie.- pomyślałam. Może stracę szansę na rozmowę z nią. Trudno. Jeśli będzie chciała, zadzwoni jeszcze raz. Następnie odrzuciłam połączeni. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
- Dziś tylko ty i ja i te promienie słońca. - powtórzyłam stanowczo słowa, które gościły w mojej głowie od momentu wejścia do parku. 
- Przecież tak ci na tym zależało.
- Zależało mi wczoraj i zależeć będzie mi jutro. Dzisiaj zależy mi tylko na naszych wspólnych chwilach.- powiedziałam zdecydowanie. Maxi uśmiechnął się.  Mijaliśmy właśnie fontannę, kiedy coś przykuło uwagę Maxiego. 
- Zaraz wrócę. Poczekaj tu na mnie. - rzucił, zanim odbiegł. Przewróciłam oczami, uśmiechając się pod nosem.Usiadłam na murku otaczającym fontannę. Leniwie przyglądałam się przechodniom i pozwalałam swoim myślom błądzić swobodnie. Nagle ktoś zakrył mi oczy.  
- Zgadnij kto to. - usłyszałam doskonale znany mi głos. Uśmiechnęłam się szeroko. To nie mógł być nikt inny. Tylko Maxi.      
- Hmm... No nie wiem. Fede? 
- Nie zgadłaś! - zawołał ze śmiechem mój wspaniały chłopak. - To dla mojej najlepszej, najbardziej uśmiechniętej dziewczyny na świecie. - powiedział wręczając mi balonik. Był żółty i uśmiechnięty. Roześmiałam się. Czy ktoś inny mógł by coś takiego wymyślić? Nie. Tylko mój Maxi. 
- Dzisiaj nawet balony się do mnie uśmiechają. - powiedziałam. Tymczasem słońce już zachodziło. Trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy na zachodzące słońce. Nad nami unosił się balon, który trzymałam w drugiej dłoni. Po chwili ruszyliśmy w stronę mojego domu. Między nami i w nas była cisza, która wypełniała całą przestrzeń niczym jakaś słodka melodia, wlewając w serca spokój oraz radość. Ta cisza trwała, aż do końca naszej trasy. Kiedy stanęliśmy przed moim blokiem poczułam, że cisza ulatnia się. Odchodzi delikatnie, stopniowo. Powoli mija magia dzisiejszych chwil, a jej miejsce zajmuje codzienność. Poczułam, że stoimy na granicy bajki i rzeczywistości niezdecydowani, w którą stronę uczynić krok. I kiedy poczułam, że cisza już się kończy, że choć się nie ruszyliśmy postawiliśmy ten krok w stronę prawdziwego życia, wtedy właśnie odezwał się Maxi. 
- Wiesz czemu dałem ci ten balonik? - zapytał cicho. Pokręciłam głową.- Dałem ci go, po to, aby w nim przetrwał twój uśmiech i cała magia tego. Po to, aby zaklęta w nim radość, jak dobre zaklęcie pomagała ci przetrwać burzę, których na pewno nie zabraknie. Po to, aby przypominał ci jak dobrze i łatwo jest być szczęśliwym. 


♥  ♥    ♥  ♥

No więc... Rozdział trochę krótszy niż zwykle. W wordzie zajął mi tylko cztery strony, a zazwyczaj jest sześć. Nie było czasu, tym bardziej, że chciałam jak najszybciej dodać, bo to już 13, a miałam wrócić 3... Następny rozdział 20? Może wcześniej, nie wiem. Zależy jak to będzie ze szkołą, z weną i z czasem. Po co ja to w ogóle pisze, skoro każdy przeczyta rozdział i tyle... No, ale może małe wyzwanie dla Was? Następny rozdział po 5 waszych komentarzach. 



Cami ;*

2 komentarze:

  1. Cudo! Już się bałam, że nigdy nie wrócisz! Uśmieszek ode mnie :) Mam nadzieję, że wena dopisze ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz
Cami ;*