" Wszystko, co nas spotyka – zdrowie czy cierpienie,
dobro czy zło, chleb czy głód, przyjaźń ludzka czy niechęć,
dobrobyt czy niedostatek – wszystko to w ręku Boga
może działać ku dobremu. "
*Violetta*
Usiadłam na krześle. Byłam zmęczona, ale szczęśliwa. Ogród wyglądał wspaniale. Na środku stał stół i krzesła. Na stole były postawione świeże kwiaty. Po środku stał jeden lampion. Nad całym ogrodem były rozciągnięte sznurki, a na nich powieszone kolorowe balony i świecące lampiony. Postanowiliśmy w końcu zrezygnować z rozstawiania, tego olbrzymiego namiotu. Na ten fakt nie mały wpływ miały nasze umiejętności do tego zadania. Były praktycznie równe zeru. Kiedy jakimś cudem udało nam się go rozstawić, León poszedł przynieść naczynia. Ledwo zniknął w domu, namiot zawalił się z hukiem. Przerażony chłopak przybiegł pokonując prędkość światła, aby sprawdzić co się stało. Po tym wydarzeniu zgodnie uznaliśmy, że namiot jest właściwie zbędny. Teraz kiedy wreszcie wszystko było gotowe mogłam spokojnie odpocząć. León siedział na krześle obok mnie. Muszę przyznać, że obserwowanie go było niesamowicie pasjonujące. Chłopak wyglądał jakby toczył jakaś wewnętrzną walkę. Wpatrywał się nieruchomym wzrokiem w przestrzeń przed sobą. Wyglądał jakby nad czymś intensywnie rozmyślał. Nagle podrywał się, zerkał na mnie, otwierał usta, jakby chciał coś powiedzie, po czym zamykał je nie pozwalając, aby wydostał się z nich jakikolwiek dźwięk. Następnie znów zapadał w ten dziwny stan skupienia, tylko po to, żeby po kilkunastu sekundach zacząć ten dziwny spektakl od nowa. Od razu widać było, że coś go męczy. Jakaś natrętna myśl, lub pytanie.
- No dalej, wyduś to z siebie.- powiedziałam, ze śmiechem. Jednak spojrzawszy na minę chłopaka, wiedziałam już, że jemu nie jest do śmiechu. - León, o co chodzi?- zapytałam teraz już poważnie. Jego dziwny nastrój udzieli się tez mnie.
- Chciałbym cię o coś zapytać.- powiedział powoli, jakby niepewny, czy postępuje właściwie.
- Śmiało.- odparłam bez namysłu.
- Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz. Tylko błagam: nie złość się - w tamtym momencie, nie byłam już pewna. Zawahałam się, ale ostatecznie uznałam, że i tak ten moment, moment zadawania pytań, kiedyś nadejdzie.
- Dobrze.
- To będzie dla ciebie trudne pytanie.
- Trudniejsze niż to, które zadałeś trzy dni temu?
- Myślę, że tak.- opadły mnie wątpliwości. Poczułam się nieswojo. O co takie chciał zapytać? Co może być trudniejsze, niż przedstawianie mu, czemu nie powinniśmy się przyjaźnić.
- Dajesz.- powiedziałam w końcu.
- Co to znaczy, że "miałaś niecałe cztery lata normalnego życia"?- tego pytania się nie spodziewałam. Znaczy wiedziałam, że kiedyś je zada, ale nie spodziewałam się, że tak szybko. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
- Faktycznie jest trudniejsze. O wiele.
- Nie musisz odpowiadać- wtrącił szybko León
- Jest OK. - wcale nie- Moi rodzice... Straciłam rodziców kiedy miałam trzy lata. To pierwsze trzy lata normalnego życia. Trafiłam do Domu Dziecka. Tam... Byłam tam sama, nie rozumiałam co się stało, ani dlaczego się tam znalazła. Czułam się opuszczona. Nie miałam nikogo. Nie miałam nic własnego. Brakowało mi ciepła. Opiekunki nie mogły zapewnić, tego co prawdziwy dom. Byłam tam przez siedem lat. Potem kiedy miałam dziesięć lat adoptowała mnie Maria i German. To ten niecały rok, kiedy znów miałam normalne dzieciństwo. Po upływie niecałego roku Maria zginęła, a German... Potem już nigdy nie było normalnie.- cały czas mówiłam powoli, z trudem. Nawet nie zauważyłam, kiedy przeszłam do szeptu. Po moich słowach zapadała cisza. Nie patrzyłam na Leóna. Nie musiałam. Wiedziałam, że teraz musi przetrawić tą informację. Wiedziałam, że stara się ją przyswoić, zakwalifikować do normalnych faktów. Wiedziałam, że nie jest mu łatwo, żeby to zaakceptować, musi zaakceptować, że nie wszyscy całe życie mieli wsparcie rodziców. Musi zrozumieć świat z którym do tej pory nie miał żadnego kontaktu.
- Przykro mi.- powiedział w końcu
- Nie ma sprawy- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się niewyraźnie.
- Czy... wiesz co się stało z twoimi rodzicami?- pokiwałam głową.- powiesz mi?
- Nie, jeszcze nie teraz.- opowiedzenie komukolwiek o tych tragicznych wydarzeniach byłoby dla mnie zbyt trudne. Nie jestem jeszcze na to gotowa. Nie mam jeszcze dość siły, by zmierzyć się z przeszłością. Gdyby to jeszcze był, jakiś zwykły wypadek... Jednak prawdziwa historia mojej rodziny, to tajemnica. Mroczna tajemnica. Straszna tajemnica. Jeszcze sama się z nią nie uporałam. Kiedy dam radę o tym mówić, León będzie pierwszą i pewnie jedyna osobą, która się dowie.
- Aaa... Z Marią i Germanem?- pokręciłam przecząco głową. Kiedyś mu opowiem. Doskonale wiem, że to nieuniknione, ale jeszcze nie czas. Pod wpływem tej rozmowy z mojej pamięci wynurzył się obraz Marii. Jej pięknych, głębokich oczu i aksamitnych włosów. Jej wspaniałego uśmiechu. Wróciło wspomnienie, jak brała mnie na kolana i przytulała do siebie. Jak głaskała mnie po głowie i mówiła:" Wszystko będzie dobrze, Violu. Obiecuję". Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Nie chciałam ich dłużej powstrzymywać. Byłam na to za słaba. Poczułam jak León, z pewnym wahaniem, obejmuje mnie ramieniem. Usłyszałam jego cichy szept
- Przepraszam... - zapadła cisza. Kolejny raz tego dnia. Jednak tym razem było w niej coś tak spokojnego i kojącego, że chciałabym, aby trwała wiecznie. Czułam się dobrze, bezpiecznie. Pamiętałam to uczucie, jeszcze z czasów wczesnego dzieciństwa. Wtedy tak samo obejmowała mnie inna osoba. Osoba, którą tak bardzo kochałam, myślałam, że już zawsze będzie przy mnie. Aż pewnego dnia, ta wspaniała osoba zniknęła. Zostałam sama w sierocińcu. Nie rozumiejąc co się stało. Już tyle lat minęła odkąd ostatni raz się widzieliśmy. Teraz nawet nie wiem gdzie jest... Nie! Nie wolno ci zanurzać się we wspomnieniach. Nie w tych wspomnieniach. To przeszłość. Przeszłość od, której tak mocno chciałaś się odciąć. Jeśli ciągle będzie to rozpamiętywać, nigdy ci się nie uda.
- Hej! Ups, chyba przeszkodziłam wam w randce!- usłyszałam głos, jakiejś dziewczyny. Zwróciłam uwagę na to, ze bardzo mocno zaakcentowała słowo randka. Przerwała tę ciszę, która panowała w ogrodzie, tak nieoczekiwanie, że podskoczyliśmy jak oparzeni. León zerwał się z krzesła i pobiegł do dziewczyny, która znajdowała się gdzieś za moimi plecami. Odwróciłam się i ujrzałam, tę samą brunetkę, która przyszła do chłopaka kilka dni temu. Teraz już wiedziałam, że jest dziewczyną León. Z resztą nie trudno się było domyślić, jeśli widziało się ich pierwsze spotkanie.
- To nie tak... Ja... Ona... To jest moja... przyjaciółka...- León jąkał się i plątał w wyjaśnieniach. Był tak zestresowany, że nawet nie zwrócił uwagi, na uśmiech błąkający się po twarzy dziewczyny. Jego uwadze umknął również fakt, że brunetka mrugnęła porozumiewawczo i uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam gest i przyglądałam się jak biedny chłopak nie może sklecić porządnego zdania.
- Przyjaciółka do przytulania i całowania, tak?- zapytała dziewczyna. León zbladł i zaczął się jąkać jeszcze bardziej.
- Nie!... Oczywiście, że nie!... Skąd ci to przyszło do głowy... To nie tak... My tylko... Ja tylko... Ona... Nie...To wcale nie tak... Bo tak naprawdę to... My...- chłopak spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Wzruszyłam tylko ramionami. - Proszę... powiedz jej... to nie tak... przecież ja nigdy... przecież nie całowalibyśmy się...
- Uważasz, że jestem, aż tak odpychająca?!- zawołałam, z trudem powstrzymując śmiech.
- Nie!
- Co znaczy, że "nie"?! Uważasz, że jest ładniejsza ode mnie?!- zawołała brunetka.
- Nie to zupełnie nie tak...- nigdy nie zapomnę miny Leóna w tym momencie. Wyglądał na szczerze przerażonego. Teraz także, brunetka miała trudności, z powstrzymaniem śmiechu. Chłopak chyba wreszcie coś zauważył bo zawołał.
- Ej! Wy tylko sobie ze mnie żartujecie!
- Jak mogłoby być inaczej?- powiedziała dziewczyna i pocałowała go w policzek.- przedstawisz mi wreszcie swoja przyjaciółkę?- zapytała dziewczyna wesoło.
- Oczywiście! Francesca to jest Violetta, Violetta to jest Francesca.- zawołał chłopak z widoczna ulgą. Widać było, że kiedy zorientował się, że to żart poczuł się o wiele lepiej.
- Cześć! Możesz mi mówić Fran.- powiedziała dziewczyna wyciągając do mnie rękę. Muszę przyznać, że jest całkiem miła.
- No dalej, wyduś to z siebie.- powiedziałam, ze śmiechem. Jednak spojrzawszy na minę chłopaka, wiedziałam już, że jemu nie jest do śmiechu. - León, o co chodzi?- zapytałam teraz już poważnie. Jego dziwny nastrój udzieli się tez mnie.
- Chciałbym cię o coś zapytać.- powiedział powoli, jakby niepewny, czy postępuje właściwie.
- Śmiało.- odparłam bez namysłu.
- Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz. Tylko błagam: nie złość się - w tamtym momencie, nie byłam już pewna. Zawahałam się, ale ostatecznie uznałam, że i tak ten moment, moment zadawania pytań, kiedyś nadejdzie.
- Dobrze.
- To będzie dla ciebie trudne pytanie.
- Trudniejsze niż to, które zadałeś trzy dni temu?
- Myślę, że tak.- opadły mnie wątpliwości. Poczułam się nieswojo. O co takie chciał zapytać? Co może być trudniejsze, niż przedstawianie mu, czemu nie powinniśmy się przyjaźnić.
- Dajesz.- powiedziałam w końcu.
- Co to znaczy, że "miałaś niecałe cztery lata normalnego życia"?- tego pytania się nie spodziewałam. Znaczy wiedziałam, że kiedyś je zada, ale nie spodziewałam się, że tak szybko. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
- Faktycznie jest trudniejsze. O wiele.
- Nie musisz odpowiadać- wtrącił szybko León
- Jest OK. - wcale nie- Moi rodzice... Straciłam rodziców kiedy miałam trzy lata. To pierwsze trzy lata normalnego życia. Trafiłam do Domu Dziecka. Tam... Byłam tam sama, nie rozumiałam co się stało, ani dlaczego się tam znalazła. Czułam się opuszczona. Nie miałam nikogo. Nie miałam nic własnego. Brakowało mi ciepła. Opiekunki nie mogły zapewnić, tego co prawdziwy dom. Byłam tam przez siedem lat. Potem kiedy miałam dziesięć lat adoptowała mnie Maria i German. To ten niecały rok, kiedy znów miałam normalne dzieciństwo. Po upływie niecałego roku Maria zginęła, a German... Potem już nigdy nie było normalnie.- cały czas mówiłam powoli, z trudem. Nawet nie zauważyłam, kiedy przeszłam do szeptu. Po moich słowach zapadała cisza. Nie patrzyłam na Leóna. Nie musiałam. Wiedziałam, że teraz musi przetrawić tą informację. Wiedziałam, że stara się ją przyswoić, zakwalifikować do normalnych faktów. Wiedziałam, że nie jest mu łatwo, żeby to zaakceptować, musi zaakceptować, że nie wszyscy całe życie mieli wsparcie rodziców. Musi zrozumieć świat z którym do tej pory nie miał żadnego kontaktu.
- Przykro mi.- powiedział w końcu
- Nie ma sprawy- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się niewyraźnie.
- Czy... wiesz co się stało z twoimi rodzicami?- pokiwałam głową.- powiesz mi?
- Nie, jeszcze nie teraz.- opowiedzenie komukolwiek o tych tragicznych wydarzeniach byłoby dla mnie zbyt trudne. Nie jestem jeszcze na to gotowa. Nie mam jeszcze dość siły, by zmierzyć się z przeszłością. Gdyby to jeszcze był, jakiś zwykły wypadek... Jednak prawdziwa historia mojej rodziny, to tajemnica. Mroczna tajemnica. Straszna tajemnica. Jeszcze sama się z nią nie uporałam. Kiedy dam radę o tym mówić, León będzie pierwszą i pewnie jedyna osobą, która się dowie.
- Aaa... Z Marią i Germanem?- pokręciłam przecząco głową. Kiedyś mu opowiem. Doskonale wiem, że to nieuniknione, ale jeszcze nie czas. Pod wpływem tej rozmowy z mojej pamięci wynurzył się obraz Marii. Jej pięknych, głębokich oczu i aksamitnych włosów. Jej wspaniałego uśmiechu. Wróciło wspomnienie, jak brała mnie na kolana i przytulała do siebie. Jak głaskała mnie po głowie i mówiła:" Wszystko będzie dobrze, Violu. Obiecuję". Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Nie chciałam ich dłużej powstrzymywać. Byłam na to za słaba. Poczułam jak León, z pewnym wahaniem, obejmuje mnie ramieniem. Usłyszałam jego cichy szept
- Przepraszam... - zapadła cisza. Kolejny raz tego dnia. Jednak tym razem było w niej coś tak spokojnego i kojącego, że chciałabym, aby trwała wiecznie. Czułam się dobrze, bezpiecznie. Pamiętałam to uczucie, jeszcze z czasów wczesnego dzieciństwa. Wtedy tak samo obejmowała mnie inna osoba. Osoba, którą tak bardzo kochałam, myślałam, że już zawsze będzie przy mnie. Aż pewnego dnia, ta wspaniała osoba zniknęła. Zostałam sama w sierocińcu. Nie rozumiejąc co się stało. Już tyle lat minęła odkąd ostatni raz się widzieliśmy. Teraz nawet nie wiem gdzie jest... Nie! Nie wolno ci zanurzać się we wspomnieniach. Nie w tych wspomnieniach. To przeszłość. Przeszłość od, której tak mocno chciałaś się odciąć. Jeśli ciągle będzie to rozpamiętywać, nigdy ci się nie uda.
- Hej! Ups, chyba przeszkodziłam wam w randce!- usłyszałam głos, jakiejś dziewczyny. Zwróciłam uwagę na to, ze bardzo mocno zaakcentowała słowo randka. Przerwała tę ciszę, która panowała w ogrodzie, tak nieoczekiwanie, że podskoczyliśmy jak oparzeni. León zerwał się z krzesła i pobiegł do dziewczyny, która znajdowała się gdzieś za moimi plecami. Odwróciłam się i ujrzałam, tę samą brunetkę, która przyszła do chłopaka kilka dni temu. Teraz już wiedziałam, że jest dziewczyną León. Z resztą nie trudno się było domyślić, jeśli widziało się ich pierwsze spotkanie.
- To nie tak... Ja... Ona... To jest moja... przyjaciółka...- León jąkał się i plątał w wyjaśnieniach. Był tak zestresowany, że nawet nie zwrócił uwagi, na uśmiech błąkający się po twarzy dziewczyny. Jego uwadze umknął również fakt, że brunetka mrugnęła porozumiewawczo i uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam gest i przyglądałam się jak biedny chłopak nie może sklecić porządnego zdania.
- Przyjaciółka do przytulania i całowania, tak?- zapytała dziewczyna. León zbladł i zaczął się jąkać jeszcze bardziej.
- Nie!... Oczywiście, że nie!... Skąd ci to przyszło do głowy... To nie tak... My tylko... Ja tylko... Ona... Nie...To wcale nie tak... Bo tak naprawdę to... My...- chłopak spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Wzruszyłam tylko ramionami. - Proszę... powiedz jej... to nie tak... przecież ja nigdy... przecież nie całowalibyśmy się...
- Uważasz, że jestem, aż tak odpychająca?!- zawołałam, z trudem powstrzymując śmiech.
- Nie!
- Co znaczy, że "nie"?! Uważasz, że jest ładniejsza ode mnie?!- zawołała brunetka.
- Nie to zupełnie nie tak...- nigdy nie zapomnę miny Leóna w tym momencie. Wyglądał na szczerze przerażonego. Teraz także, brunetka miała trudności, z powstrzymaniem śmiechu. Chłopak chyba wreszcie coś zauważył bo zawołał.
- Ej! Wy tylko sobie ze mnie żartujecie!
- Jak mogłoby być inaczej?- powiedziała dziewczyna i pocałowała go w policzek.- przedstawisz mi wreszcie swoja przyjaciółkę?- zapytała dziewczyna wesoło.
- Oczywiście! Francesca to jest Violetta, Violetta to jest Francesca.- zawołał chłopak z widoczna ulgą. Widać było, że kiedy zorientował się, że to żart poczuł się o wiele lepiej.
- Cześć! Możesz mi mówić Fran.- powiedziała dziewczyna wyciągając do mnie rękę. Muszę przyznać, że jest całkiem miła.
*Maxi*
Stanąłem przed blokiem, w którym mieszkała moja dziewczyna, Naty. Półgodziny temu miała przyjść do mnie. Mieliśmy razem pojechać do Leóna. Nie mam pojęcia co mogło się stać, że nie przyszła. Zawsze była punktualna. Oboje doskonale wiedzieliśmy, że coś się szykuje. Coś niezwykłego. Chłopak nie potrafił ukryć, że jest czymś mocno poruszony. Ostatni raz tak się zachowywał kiedy był z Francescą. No właśnie. Fran. Ciekawe co u niej? Mam nadzieję, że jej się układa. Kiedy dowiedziała się, że ma szansę pracować z tyloma słynnymi projektantami mody, długo nie mogła w to uwierzyć. Gdy wsiadała do samolotu, lecącego do Londynu, miała tyle planów do zrealizowania, marzeń do spełnienia. Jestem pewien, że odnosi sukcesy. Zawsze miała talent do projektowania ubrań. No i doskonale wiedziała co jest w modzie, oraz jak wprowadzić coś nowego. Tak naprawdę każdy z nas wiedział, że prędzej czy później, ktoś ją zauważy i doceni jej talent. Byłoby wspaniale móc się z nią znowu spotkać, porozmawiać, powspominać. Ciekawe czy poznałbym ja, gdybyśmy minęli się na ulicy. Raczej tak. W końcu to tylko rok. Nie mogła się bardzo zmienić. Przynajmniej nie zewnętrznie. Mam nadzieję, że jest ta samą, tryskającą energia i nieuzasadnionym optymizmem brunetką z głową pełna zwariowanych pomysłów. Ta samą kochana wariatką, która zawsze wpakuje nas w najdziwniejsze pod słońcem sytuacje. Tą samą dziewczyną, która zawsze ma jakieś świetne i niepowtarzalne rady na wybrnięcie z kłopotów. Na pewno nadal jest gotowa rzucić wszystko i choćby w środku nocy, bronić nas, swoich przyjaciół przed całym światem. Uśmiechając się do swoich wspomnień wszedłem do pokoju Naty. Uśmiech błyskawicznie opuścił moją twarz, kiedy zobaczyłem, że dziewczyna siedzi zapłakana przed laptopem. Najwyraźniej trwała w takiej pozycji już od jakiegoś czasu, bo monitor wyłączył się automatycznie. Choć może sama go wyłączyła? Nie zastanawiając się dłużej natychmiast znalazłem się przy mojej ukochanej. Bez słowa objąłem ją ramionami i przycisnąłem do siebie. Wtuliła się we mnie, mocząc moja bluzę łzami. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest całkowicie rozbita wewnętrznie. Nie miałem pojęcia co mogło doprowadzić ją do takiego stanu. Usiłowałem znaleźć jakieś słowa pocieszenia, ale jak na złość wszystko wyparowało z mojego umysłu. Zaczęłam mi się udzielać jej bezsilność i rozpacz. Jeszcze mocniej przyciągnąłem ją do siebie. To była jedyna rzecz, która przyszłą mi wtedy do głowy. Trwaliśmy tak w ciszy przerywanej tylko jej szlochem. To było kilka długich i strasznych minut, podczas których jedyne co mogłem zrobić to być przy niej. Dziewczyna zaczęła się powoli uspokajać. Postanowiłem delikatnie dowiedzieć się o co chodzi.
- Kochanie... Kochanie, co się stało? -zapytałem cicho, najłagodniejszym tonem na jaki było mnie stać.
- Lena... rozmawiałam z nią... ona mnie nienawidzi... powiedziała... powiedziała, że nie ma już siostry... - wyrzuciła z siebie dziewczyna pomiędzy szlochami. Przy ostatnich słowach znowu wybuchnęła płaczem. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Jak to możliwe? Przecież one zawsze były tak blisko. TO prawda, że ostatnio nie było między nimi najlepiej, ale coś takiego?! Jak Lena mogła ja tak potraktować?! To... to... PO prostu nie mogę znaleźć słów na taka podłość! I coś takiego mówi siostra!
Wreszcie przyjechali! Już od kilkunastu minut czekaliśmy na Maxiego i Naty. León uparł się, że nie powie nam po co nas tu ściągnął dopóki nie będziemy w komplecie. Jak tylko weszli do ogrodu zauważyłam, ze coś jest nie tak. Naty była jakaś przybita. Zawsze była nieśmiała, że w naszym towarzystwie, to się nigdy nie zdarzało. Z nami była po prostu sobą. A dzisiaj? Stanęła z boku i nie wiele się odzywała. Miałam właśnie do niej podejść, kiedy głos Fede skierował moje myśli na zupełnie inne tory.
- Więc? Wszyscy już są. Co to za niespodzianka?- w tym momencie ciekawość wzięła we mnie górę, nad troską o przyjaciółkę. Byłam dosłownie chora z ciekawości. Odkąd wczoraj León zadzwonił do mnie i zaprosił tutaj, nie mogłam się doczekać momentu w którym dowiem się o co chodzi. Nie mogłam usnąć , bo ciągle myślałam, co takiego się stało, że musimy być w komplecie.
- Właśnie! Powiedz wreszcie, co przed nami ukrywasz!- zawołałam podbiegając do chłopaka.
- Widzę, że zżera was ciekawość.- powiedział León z uśmiechem, na co wszyscy energicznie pokiwali głowami, na znak, że ma rację. Chłopak uśmiechnął siwe jeszcze szerzej i zawołał- Chodź do nas!- o co chodzi?- zdążyłam pomyśleć. Potem zza rogu wyłoniła się... Fran! To była ona! Naprawdę ona! We własnej osobie! Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Miałam zamiar podejść do niej, kiedy zostałam zmuszona do odsunięcia się z piskiem. Byłam tak zaskoczona widokiem Francesci, że pewien szczegół umknął mojej uwadze. Zupełnie nie zauważyłam, że w dłoni trzymała węża ogrodowego. Najwidoczniej nasza kochana wariatka, postanowiła zrobić sobie wielkie wejście. Takie szalone pomysły, były zdecydowanie w jej stylu. Już po kilku sekundach wszyscy zaczęli uciekać i chować się po całym ogrodzie. Fran zafundowała nam prysznic na powitanie. Biegała ze swoja bronią po całym ogrodzie i z głośnym śmiechem, oblewała nas bez litości. Już po kilku chwilach byliśmy cali mokrzy. Kiedy brunetka wyjątkowo obficie "podlała" Federico, a chłopakowi opadła starannie postawioną grzywkę, zdecydował się na zemstę. Podbiegł do dziewczyny, kiedy ta była zajęta gonieniem Maxiego i znienacka wyrwał jej narzędzie zbrodni. Szatański plan dziewczyny obrócił się przeciwko niej, bo teraz to ona została zmuszona do ratowania się ucieczką. Teraz to Federico stał się bezlitosnym tyranem, który za nic miał błagania o litość. Kiedy na nikim nie nie została już ani jedna sucha nitka, zaczęły się powitanie dawno nie widzianej przyjaciółki. Wszyscy ściskali ją i całowali w policzki. Chłopcy, nadal ociekając wodą, wzięli ją na ręce i podrzucali w górę śpiewając głośno "Sto lat!". Widziałam łzy szczęścia i wzruszenia w oczach dziewczyny. Kiedy w końcu stanęła na własnych nogach, uśmiechała się przez łzy i co chwilę przytulała kogoś z nas. Kiedy ceremonie powitalne dobiegły końca, usiedliśmy na trawie chcąc osuszyć się w promieniach słońca, która na nasze szczęście świeciło dziś wyjątkowo mocno.
- Kochanie... Kochanie, co się stało? -zapytałem cicho, najłagodniejszym tonem na jaki było mnie stać.
- Lena... rozmawiałam z nią... ona mnie nienawidzi... powiedziała... powiedziała, że nie ma już siostry... - wyrzuciła z siebie dziewczyna pomiędzy szlochami. Przy ostatnich słowach znowu wybuchnęła płaczem. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Jak to możliwe? Przecież one zawsze były tak blisko. TO prawda, że ostatnio nie było między nimi najlepiej, ale coś takiego?! Jak Lena mogła ja tak potraktować?! To... to... PO prostu nie mogę znaleźć słów na taka podłość! I coś takiego mówi siostra!
*Ludmiła*
Wreszcie przyjechali! Już od kilkunastu minut czekaliśmy na Maxiego i Naty. León uparł się, że nie powie nam po co nas tu ściągnął dopóki nie będziemy w komplecie. Jak tylko weszli do ogrodu zauważyłam, ze coś jest nie tak. Naty była jakaś przybita. Zawsze była nieśmiała, że w naszym towarzystwie, to się nigdy nie zdarzało. Z nami była po prostu sobą. A dzisiaj? Stanęła z boku i nie wiele się odzywała. Miałam właśnie do niej podejść, kiedy głos Fede skierował moje myśli na zupełnie inne tory.
- Więc? Wszyscy już są. Co to za niespodzianka?- w tym momencie ciekawość wzięła we mnie górę, nad troską o przyjaciółkę. Byłam dosłownie chora z ciekawości. Odkąd wczoraj León zadzwonił do mnie i zaprosił tutaj, nie mogłam się doczekać momentu w którym dowiem się o co chodzi. Nie mogłam usnąć , bo ciągle myślałam, co takiego się stało, że musimy być w komplecie.
- Właśnie! Powiedz wreszcie, co przed nami ukrywasz!- zawołałam podbiegając do chłopaka.
- Widzę, że zżera was ciekawość.- powiedział León z uśmiechem, na co wszyscy energicznie pokiwali głowami, na znak, że ma rację. Chłopak uśmiechnął siwe jeszcze szerzej i zawołał- Chodź do nas!- o co chodzi?- zdążyłam pomyśleć. Potem zza rogu wyłoniła się... Fran! To była ona! Naprawdę ona! We własnej osobie! Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Miałam zamiar podejść do niej, kiedy zostałam zmuszona do odsunięcia się z piskiem. Byłam tak zaskoczona widokiem Francesci, że pewien szczegół umknął mojej uwadze. Zupełnie nie zauważyłam, że w dłoni trzymała węża ogrodowego. Najwidoczniej nasza kochana wariatka, postanowiła zrobić sobie wielkie wejście. Takie szalone pomysły, były zdecydowanie w jej stylu. Już po kilku sekundach wszyscy zaczęli uciekać i chować się po całym ogrodzie. Fran zafundowała nam prysznic na powitanie. Biegała ze swoja bronią po całym ogrodzie i z głośnym śmiechem, oblewała nas bez litości. Już po kilku chwilach byliśmy cali mokrzy. Kiedy brunetka wyjątkowo obficie "podlała" Federico, a chłopakowi opadła starannie postawioną grzywkę, zdecydował się na zemstę. Podbiegł do dziewczyny, kiedy ta była zajęta gonieniem Maxiego i znienacka wyrwał jej narzędzie zbrodni. Szatański plan dziewczyny obrócił się przeciwko niej, bo teraz to ona została zmuszona do ratowania się ucieczką. Teraz to Federico stał się bezlitosnym tyranem, który za nic miał błagania o litość. Kiedy na nikim nie nie została już ani jedna sucha nitka, zaczęły się powitanie dawno nie widzianej przyjaciółki. Wszyscy ściskali ją i całowali w policzki. Chłopcy, nadal ociekając wodą, wzięli ją na ręce i podrzucali w górę śpiewając głośno "Sto lat!". Widziałam łzy szczęścia i wzruszenia w oczach dziewczyny. Kiedy w końcu stanęła na własnych nogach, uśmiechała się przez łzy i co chwilę przytulała kogoś z nas. Kiedy ceremonie powitalne dobiegły końca, usiedliśmy na trawie chcąc osuszyć się w promieniach słońca, która na nasze szczęście świeciło dziś wyjątkowo mocno.
-Wiedziałeś o tym? - zapytałam Leóna
- O tym jej pomyśle? Oczywiście, że nie! - odparł chłopak po czym dodał,- Czy ona kiedykolwiek zwierzała mi się, ze swoich planów?- w odpowiedzi Fran posłała mu promienny uśmiech.
- No to opowiadaj!- zawołała Naty
- Właśnie!- dodał Maxi
-To była fantastyczna przygoda! Dostałam ogromną szansę. Mogłam spełniać swoje marzenia, rozwijać się. Praca z najlepszymi projektantami to coś wspaniałego. Bardzo wiele się przy nich nauczyłam i...
- Miałaś tam jakichś przyjaciół? - przerwałam jej.
- Tak, poznałam tam Chloe i Jamesa. Jednak mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że takich jak wy nie ma na całym świecie. Oni byli stonowani, spokojni. Wszystkie swoje wariactwa wyrażali w projektowaniu. A wy? WY to moi kochani idioci, których nie zamieniłabym na żądnych innych. Tęskniłam za wami.- powiedziała.
-Ooooo... Grupowy przytulas! - wrzasnął Federico i wszyscy ( nadal mokrzy) rzuciliśmy się, aby uściskać dziewczynę. Pomimo wszystko nie chciałabym być na jej miejscu. Nikt nie miał skrupułów, ani nie uważał, aby przypadkiem jej nie udusić. Wręcz przeciwnie. Patrząc na nas z boku, można było pomyśleć, że dokładnie taki jest nasz cel. Kiedy wszyscy znów siedzieli na trawie, odezwała się Naty
- Opowiedz o Londynie.
- Jest wspaniały. Musimy się tam kiedyś wybrać, wszyscy razem...- na takich opowiadaniach, wspominaniu starych czasów, planach na przyszłość i zajadaniu się przysmakami z grilla minęło nam całe popołudnie i wieczór.
- O tym jej pomyśle? Oczywiście, że nie! - odparł chłopak po czym dodał,- Czy ona kiedykolwiek zwierzała mi się, ze swoich planów?- w odpowiedzi Fran posłała mu promienny uśmiech.
- No to opowiadaj!- zawołała Naty
- Właśnie!- dodał Maxi
-To była fantastyczna przygoda! Dostałam ogromną szansę. Mogłam spełniać swoje marzenia, rozwijać się. Praca z najlepszymi projektantami to coś wspaniałego. Bardzo wiele się przy nich nauczyłam i...
- Miałaś tam jakichś przyjaciół? - przerwałam jej.
- Tak, poznałam tam Chloe i Jamesa. Jednak mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że takich jak wy nie ma na całym świecie. Oni byli stonowani, spokojni. Wszystkie swoje wariactwa wyrażali w projektowaniu. A wy? WY to moi kochani idioci, których nie zamieniłabym na żądnych innych. Tęskniłam za wami.- powiedziała.
-Ooooo... Grupowy przytulas! - wrzasnął Federico i wszyscy ( nadal mokrzy) rzuciliśmy się, aby uściskać dziewczynę. Pomimo wszystko nie chciałabym być na jej miejscu. Nikt nie miał skrupułów, ani nie uważał, aby przypadkiem jej nie udusić. Wręcz przeciwnie. Patrząc na nas z boku, można było pomyśleć, że dokładnie taki jest nasz cel. Kiedy wszyscy znów siedzieli na trawie, odezwała się Naty
- Opowiedz o Londynie.
- Jest wspaniały. Musimy się tam kiedyś wybrać, wszyscy razem...- na takich opowiadaniach, wspominaniu starych czasów, planach na przyszłość i zajadaniu się przysmakami z grilla minęło nam całe popołudnie i wieczór.
♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Oto rozdział 6 :) W pierwszy dzień roku szkolnego. No właśnie. Zaczął się rok szkolny. Sami wiecie, jak to teraz będzie. Ogólnie to ja mam jeszcze mniej czasu, bo jeżdżę na dodatkowe zajęcia. Postaram się dodawać rozdziały raz w tygodniu, ale wiecie jak to jest... Zrobię co w mojej mocy, żeby pojawiały się przynajmniej raz na tydzień- dwa tygodnie. Poza tym chciałabym Wam życzyć powodzenia w nowym roku szkolnym :) Żeby nie było jedynek i dwój, panie nie były wredne, a przyjaciele prawdziwi i szczerzy :) No i oczywiście, żeby wszystkie odpały na lekcjach, uchodziły Wam na sucho ;)
Pierwsza :)
OdpowiedzUsuńRozdział był super ;)
UsuńJuż nie mogę się doczekać Leonetty <3 <3
Rozdział przecudowny ;* Zostałaś przeze mnie nominowana do LBA :) Więcej tutaj: http://lovestory-fedemila.blogspot.com/2014/09/kolejne-lba.html :)
OdpowiedzUsuń