"Bo czym byłby człowiek bez choćby chwilowych zauroczeń,
Czym bez dni w obłędzie miłości spędzonych,
Bez małych westchnień i uniesień wiosennych,
Bez choćby cienia bliskości drugiego człowieka"
Czym bez dni w obłędzie miłości spędzonych,
Bez małych westchnień i uniesień wiosennych,
Bez choćby cienia bliskości drugiego człowieka"
*Violetta*
* pół roku później*
Wyszłam ze swojej kamienicy. Rano miałam pewne problemy z prądem, więc moje ubranie było w średnim stanie. Wybrałam takie ubranie, w których nie rzuca się w oczy to, że nie są wyprasowane. Zastanawiam się, jak to możliwe, że przez te kilka miesiące tyle się zmieniło. To wszystko było takie nierealne.
- Cześć, jestem Violetta.- potem zapanowało chwilowe zamieszanie, związane z powitaniami. Kiedy już wszyscy wszystkim się przedstawili, zawahałam się, bo nie wiedziałam co teraz robić. Jak się zachować? Przez kilka sekund wszyscy przyglądali mi się z zaciekawieniem. Potem Naty złapała mnie za rękę i pociągnęła w swoją stronę na obowiązkowe ploteczki.
- No więc? Jak to było z ta wycieczką? Jak się poznaliście? Kiedy to było? Jak dobrze się znacie? - w głowie, aż mi zaszumiało od serii pytań wyrzuconych przez brunetkę z prędkością karabinu maszynowego. Co niby miałam teraz powiedzieć? Nie uzgodniliśmy naszej wersji w takich szczegółach. Znaczy nie ustaliliśmy praktycznie żądnych szczegółów. Poznaliśmy się na wycieczce w Rzymie. Tyle. Spojrzałam na León oczekując jakiegokolwiek wsparcia. Niestety, jego uwagą całkowicie zawładnęła Francesca. Naty wpatrywała się we mnie czekając na odpowiedź.
- Więc poznaliśmy się jakieś... trzy miesiące temu. - powiedziałam wysilając pamięć.
- Co?! I przedstawił cię dopiero teraz?!
- No, jakoś tak...nie było okazji. - wzruszyłam ramionami.
- Jak dokładnie się poznaliście? Jak dobrze się znacie? Jakieś szczegóły tej wycieczki?- czułam się jak na przesłuchaniu. Naty mogłaby pracować dla policji.
- Poproszę inny zestaw pytań, sierżancie. - rzuciłam z uśmiechem. Brunetka się zaśmiała.
- Masz chłopaka?- zapytała nagle
- Co?- rzuciłam zdezorientowana- aaa... Nie, nie mam. A ty?
- Tamten przystojniak, Maxi. - powiedziała wskazując na bruneta w kolorowej czapce. - Jakie masz hobby?- zapytała. Dobre pytanie. Moje hobby? Czy ja wiem?
- Kiedyś interesowałam się muzyką.
- Kiedyś? A teraz już nie?- pokręciłam głową- Dlaczego?
- Nie było czasu...- nie wiedziałam co dalej mówić. Jak wytłumaczyć komuś, kto myśli, że stać mnie na wycieczkę do Rzymu, że pracuje? Z kłopotu wybawił mnie León, który właśnie do nas podszedł.
- Jak tam, dziewczynki? Dogadujecie się?
- Oczywiście.- zaśmiała się Naty.
- Chodź szybko!
- Ale gdzie? - spytałam skonsternowana
- Na górę!
- Po co?
- Później ci wyjaśnię.- nie czekając na nic więcej chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Ledwo łapiąc równowagę na zakrętach i potykając się na schodach dotarłam do salonu. Prawie wpadłam do środka, a tam zobaczyłam wszystkich naszych przyjaciół zgromadzonych wewnątrz. Natychmiast rzuciłam się do tyłu, w nadziei, że mnie nie zauważyli.
- No to teraz jesteśmy już wszy... A gdzie Viola?!- usłyszałam głos León. Chłopak natychmiast się cofnął. Zamknął drzwi i spojrzał na mnie.
- No co?- rzucił na widok mojego niedowierzającego spojrzenia.
- Czyś ty oszalał?!- krzyknęłam na niego szeptem.- Zobacz jak ja wyglądam!- chłopak chyba dopiero teraz przyjrzał mi się uważnie. Wyglądał jakby wcześniej nie zauważył fartuszka i żółtych gumowych rękawic. - Chcesz, żeby wszystko się wydało?
- No to zrzucaj te gadżety, mała i wpadaj na imprezę.
- Dobrze, ale możesz mnie oświecić, jak zamierzasz wytłumaczyć fakt, że zamiast pracować siedzę sobie z wami?- chłopak wzruszył ramionami.
- Coś się wymyśli. - rzucił lekceważąco.
- León, wylecę z pracy, jeśli tak dalej pójdzie.
- Nie wylecisz. Nie pozwolę na to.
- Eh.. Czy ty nie rozumiesz, że to się nie opłaca twoim rodzicom. Zwykła pracownica, która nie pracuje tylko się obija. Komu to potrzebne?
- Ty nie jesteś zwykłą pracownicą.
- A jaka jest różnica?
- No... ty to ty.
- Tylko, że twojej mamy to raczej nie przekona. Z jej punktu widzenia, absolutnie nic nie znaczę
- Ale...
- Słuchaj, bardzo chętnie bym z wami posiedział, ale może po pracy, co?
- Ale musisz teraz. Zostaw to gdzieś i chodź do nas szybko. - rzucił zanim zamknął drzwi. Nie pozostało mi nic innego jak dostosować się do jego słów. Zostawiłam wszystko w pokoju Leóna, który był najbliżej. Miałam nadzieję, że nikt się do tego nie przyczepi. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do salonu.
- No skoro jesteśmy już wszyscy to pora omówić szczegóły imprezy.- zaczął znów León. O nie, co on znowu wymyślił. -westchnęłam w duchu.
- A można wiedzieć z jakiej to okazji? - zapytał Fede
- Z żadnej. Tak po prostu. Zwykłe wyjście na miasto w gronie przyjaciół.
- Aha...- powiedziała z podejrzliwą nutą w głosie Lu
- León ma rację Nudno ostatnio. Przyda się jakaś rozrywka. - poparła chłopaka Fran
- Czyli wspólna impreza zatwierdzona.
- Powoli. Gdzie i kiedy? - zapytała Naty
- Dzisiaj. O 20.00 w El Living. OK?- wszyscy zgodnie przytaknęli.
Dojeżdżałam właśnie na umówione miejsce. Przygotowałam się starannie. Chciałam jak najlepiej wypaść przy przyjaciołach. Byłam pewna, że będą prezentować się perfekcyjnie. Zobaczyłam Naty i Maxi'ego. Dziewczyna wyglądała ślicznie. W środku zobaczyłam pozostałych.Już po kilku chwilach wszyscy tańczyli. Głośna muzyka, światła. Muszę przyznać, że dawno się tak świetnie nie bawiłam. Byłam częścią tego radosnego tłumu. Nie musiałam myśleć o niczym. Nie wiem ile to trwało. Minuty? Godziny? Dla mnie mogło to trwać zawsze. Kiedy z głośników poleciała wolna, romantyczna melodia zostałam sama pomiędzy parami złożonymi z moich przyjaciół. León tańczył z Fran, Maxi z Naty, a Federico z Lu. Postanowiłam pójść do łazienki, odrobinę się odświeżyć. Stanęłam przed lustrem i poprawiłam włosy i delikatny makijaż. Wyszłam z łazienki i od razu wpadłam na około dwudziestoletniego szatyna. Bardzo przystojnego.
- Cześć. Jestem Ethan.
- Violetta.
- Czemu taka ślicznotka jest sama? Gdzie, całkiem słusznie zazdrosny, chłopak pilnujący takiego skarbu?
- Nie ma i nie było.- odparłam ze śmiechem
- Czy w takim razie mogę bezpiecznie zaprosić cię do tańca?- zapytał i puścił mi oczko.
- Oczywiście.
- W takim razie chodźmy.
Kiedy tańczyłam z Ethan'em czułam się doskonale. Mimo tego, że prawie go nie znałam czułam się z nim świetnie. Nie ważne jaka melodia leciała. Szybka, czy wolna nie schodziliśmy z parkietu. Podczas jednej z wolnych i romantycznych melodii, poczułam się jak księżniczka. Jeansowe spodenki i zwykły top, zamieniły się w piękną suknię balową. Czas się zatrzymał. Przestał się liczyć. Ta chwila mogła trwać wiecznie.
Brałam prysznic, po wspaniałej imprezie. Kiedy spotkałam się z Ethan'em, już się nie rozstaliśmy. Bawiliśmy się do rana. Zgubiłam przyjaciół w tłumie, ale co tam! Miałam Ethan'a. Po imprezie Ethan odprowadził mnie do domu. Oczywiście, wymieniliśmy się numerami telefonów. Ethan jest taki przystojny. Wysoki szatyn z lśniącymi, orzechowymi oczami. Taki wspaniały. Taki kochany. Ethan. To imię odbijało się w mojej głowie, a towarzyszył temu obraz jego twarzy. Jak w transie ubrałam się i położyłam do łóżka. Zasypiałam, cały czas mając go przed oczami.
- Słucham?- powiedziałam tłumiąc ziewnięcie.
- Violu, wszystko OK?- usłyszałam zmartwiony głos Naty
- Oczywiście. Coś się stało?
- Nie, tylko wczoraj tak nam zniknęłaś...
- Nie mów tylko, że się martwiłaś zamiast korzystać z zabawy.
- No... nie. Szczerze mówiąc zauważyłam to dopiero później. Gdzie byłaś?
- Byłam z Ethan'em.
- Kim jest Ethan?
- No..Poznałam go wczoraj na imprezie.- w tym momencie z telefonu dobiegł głośny pisk Naty.
- Musimy się spotkać. Wszystko mi opowiesz. W parku, w centrum. Za pół godziny. - rozłączyła się za nim zdążyłam zareagować.Przez chwilę siedziałam na łóżku. Po minucie westchnęłam i spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była 10.38. Wstałam i skierowałam się do łazienki. Przebrałam się i wyszłam z mieszkania. Po około 20 minutach byłam na umówionym miejscu. Zobaczyłam Naty siedzącą na ławce w pobliżu fontanny. Podeszłam do niej i przywitałam się z nią.
- To teraz opowiadaj. - streściłam Naty moje wczorajsze spotkanie z szatynem.
- I..?
- Co " i "?
- Romansik rozkwitnie?
- Czy ja wiem...- powiedziałam z powątpiewaniem- Nie odzywała się jeszcze, ale późno wróciliśmy z zabawy. To jeszcze nic nie znaczy. Bo... Ja też bym spała, gdybyś nie zadzwoniła i mnie nie obudziła. Więc pewnie on też...też jeszcze śpi. To przecież normalne, że śpi. Przecież człowiek musi się wyspać. To nic niezwykłego, że się nie odzywa. Poza tym przecież nie ma takiego obowiązku. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
-Ooo...Jak ty go bronisz. Czyli jednak coś między wami jest!- zawołała triumfalnie dziewczyna. Poczułam, że się rumienię. Czy coś między nami jest? Czy jedna wspólna impreza może sprawić, że ludzie się w sobie zakochają? No i jak to jest z tą miłością od pierwszego wejrzenia? Czy ona naprawdę istnieję? Wystarczyć mu spojrzeć mu w oczy, żeby wiedzieć, czy to ten jedyny? Byłoby wspaniale. Gdyby to wszystko było takie proste. Wszystko jest jasne. Od razu wiesz, kto kim jest, czego chce i jaki jest. Tylko czy te słynne motylki w brzuchu, są niezawodna oznaką, że to właśnie jest miłość? Albo chociaż zauroczenie? Na czym tak właściwie polega różnica? Czy to od początku jest miłość, czy ona dopiero dojrzewa z zakochania? Może jest zupełnie inaczej. Może... - moje rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącego SMS-a. Spojrzałam na wyświetlacz: Ethan. Serce na moment mi przyśpieszyło, a potem zwolniło. Ethan. Otworzyłam wiadomość, ponaglana gorączkowymi poleceniami Naty
-Kto to? Od kogo SMS? Co ci napisał? Albo napisała?
Od: Ethan
Cześć, Śliczna.
Dasz się zaprosić na spotkanie?
Przyjdę po Ciebie o 13.00. Zgoda?
***
- Poznajcie moją koleżankę z wycieczki do Rzymu. - powiedział León. Tak brzmiała oficjalna wersja, którą trzeba było wymyślić, aby chłopak mógł mnie przedstawić przyjaciołom. Wymyśliliśmy to kiedy okazało się, że szatynowi nie jest tak łatwo spędzać czas, osobno z nimi, a osobno ze mną, no i jeszcze osobno z Francescą. no, bo oczywiście jego dziewczyna potrzebowała czegoś więcej, niż grupowych spotkań. - Cześć, jestem Violetta.- potem zapanowało chwilowe zamieszanie, związane z powitaniami. Kiedy już wszyscy wszystkim się przedstawili, zawahałam się, bo nie wiedziałam co teraz robić. Jak się zachować? Przez kilka sekund wszyscy przyglądali mi się z zaciekawieniem. Potem Naty złapała mnie za rękę i pociągnęła w swoją stronę na obowiązkowe ploteczki.
- No więc? Jak to było z ta wycieczką? Jak się poznaliście? Kiedy to było? Jak dobrze się znacie? - w głowie, aż mi zaszumiało od serii pytań wyrzuconych przez brunetkę z prędkością karabinu maszynowego. Co niby miałam teraz powiedzieć? Nie uzgodniliśmy naszej wersji w takich szczegółach. Znaczy nie ustaliliśmy praktycznie żądnych szczegółów. Poznaliśmy się na wycieczce w Rzymie. Tyle. Spojrzałam na León oczekując jakiegokolwiek wsparcia. Niestety, jego uwagą całkowicie zawładnęła Francesca. Naty wpatrywała się we mnie czekając na odpowiedź.
- Więc poznaliśmy się jakieś... trzy miesiące temu. - powiedziałam wysilając pamięć.
- Co?! I przedstawił cię dopiero teraz?!
- No, jakoś tak...nie było okazji. - wzruszyłam ramionami.
- Jak dokładnie się poznaliście? Jak dobrze się znacie? Jakieś szczegóły tej wycieczki?- czułam się jak na przesłuchaniu. Naty mogłaby pracować dla policji.
- Poproszę inny zestaw pytań, sierżancie. - rzuciłam z uśmiechem. Brunetka się zaśmiała.
- Masz chłopaka?- zapytała nagle
- Co?- rzuciłam zdezorientowana- aaa... Nie, nie mam. A ty?
- Tamten przystojniak, Maxi. - powiedziała wskazując na bruneta w kolorowej czapce. - Jakie masz hobby?- zapytała. Dobre pytanie. Moje hobby? Czy ja wiem?
- Kiedyś interesowałam się muzyką.
- Kiedyś? A teraz już nie?- pokręciłam głową- Dlaczego?
- Nie było czasu...- nie wiedziałam co dalej mówić. Jak wytłumaczyć komuś, kto myśli, że stać mnie na wycieczkę do Rzymu, że pracuje? Z kłopotu wybawił mnie León, który właśnie do nas podszedł.
- Jak tam, dziewczynki? Dogadujecie się?
- Oczywiście.- zaśmiała się Naty.
***
Tak rozmyślając nawet nie zauważyłam kiedy doszłam do pracy. Znaczy do willi Leóna. Od razu skierowałam się do "pomieszczenia dla pracowników". Wzięłam stamtąd wózek z mopem i detergentami. Skierowałam się w stronę łazienki. Myłam właśnie podłogę kiedy do środka wpadł León.- Chodź szybko!
- Ale gdzie? - spytałam skonsternowana
- Na górę!
- Po co?
- Później ci wyjaśnię.- nie czekając na nic więcej chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Ledwo łapiąc równowagę na zakrętach i potykając się na schodach dotarłam do salonu. Prawie wpadłam do środka, a tam zobaczyłam wszystkich naszych przyjaciół zgromadzonych wewnątrz. Natychmiast rzuciłam się do tyłu, w nadziei, że mnie nie zauważyli.
- No to teraz jesteśmy już wszy... A gdzie Viola?!- usłyszałam głos León. Chłopak natychmiast się cofnął. Zamknął drzwi i spojrzał na mnie.
- No co?- rzucił na widok mojego niedowierzającego spojrzenia.
- Czyś ty oszalał?!- krzyknęłam na niego szeptem.- Zobacz jak ja wyglądam!- chłopak chyba dopiero teraz przyjrzał mi się uważnie. Wyglądał jakby wcześniej nie zauważył fartuszka i żółtych gumowych rękawic. - Chcesz, żeby wszystko się wydało?
- No to zrzucaj te gadżety, mała i wpadaj na imprezę.
- Dobrze, ale możesz mnie oświecić, jak zamierzasz wytłumaczyć fakt, że zamiast pracować siedzę sobie z wami?- chłopak wzruszył ramionami.
- Coś się wymyśli. - rzucił lekceważąco.
- León, wylecę z pracy, jeśli tak dalej pójdzie.
- Nie wylecisz. Nie pozwolę na to.
- Eh.. Czy ty nie rozumiesz, że to się nie opłaca twoim rodzicom. Zwykła pracownica, która nie pracuje tylko się obija. Komu to potrzebne?
- Ty nie jesteś zwykłą pracownicą.
- A jaka jest różnica?
- No... ty to ty.
- Tylko, że twojej mamy to raczej nie przekona. Z jej punktu widzenia, absolutnie nic nie znaczę
- Ale...
- Słuchaj, bardzo chętnie bym z wami posiedział, ale może po pracy, co?
- Ale musisz teraz. Zostaw to gdzieś i chodź do nas szybko. - rzucił zanim zamknął drzwi. Nie pozostało mi nic innego jak dostosować się do jego słów. Zostawiłam wszystko w pokoju Leóna, który był najbliżej. Miałam nadzieję, że nikt się do tego nie przyczepi. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do salonu.
- No skoro jesteśmy już wszyscy to pora omówić szczegóły imprezy.- zaczął znów León. O nie, co on znowu wymyślił. -westchnęłam w duchu.
- Z żadnej. Tak po prostu. Zwykłe wyjście na miasto w gronie przyjaciół.
- Aha...- powiedziała z podejrzliwą nutą w głosie Lu
- León ma rację Nudno ostatnio. Przyda się jakaś rozrywka. - poparła chłopaka Fran
- Czyli wspólna impreza zatwierdzona.
- Powoli. Gdzie i kiedy? - zapytała Naty
- Dzisiaj. O 20.00 w El Living. OK?- wszyscy zgodnie przytaknęli.
***
Dojeżdżałam właśnie na umówione miejsce. Przygotowałam się starannie. Chciałam jak najlepiej wypaść przy przyjaciołach. Byłam pewna, że będą prezentować się perfekcyjnie. Zobaczyłam Naty i Maxi'ego. Dziewczyna wyglądała ślicznie. W środku zobaczyłam pozostałych.Już po kilku chwilach wszyscy tańczyli. Głośna muzyka, światła. Muszę przyznać, że dawno się tak świetnie nie bawiłam. Byłam częścią tego radosnego tłumu. Nie musiałam myśleć o niczym. Nie wiem ile to trwało. Minuty? Godziny? Dla mnie mogło to trwać zawsze. Kiedy z głośników poleciała wolna, romantyczna melodia zostałam sama pomiędzy parami złożonymi z moich przyjaciół. León tańczył z Fran, Maxi z Naty, a Federico z Lu. Postanowiłam pójść do łazienki, odrobinę się odświeżyć. Stanęłam przed lustrem i poprawiłam włosy i delikatny makijaż. Wyszłam z łazienki i od razu wpadłam na około dwudziestoletniego szatyna. Bardzo przystojnego.
- Cześć. Jestem Ethan.
- Violetta.
- Czemu taka ślicznotka jest sama? Gdzie, całkiem słusznie zazdrosny, chłopak pilnujący takiego skarbu?
- Nie ma i nie było.- odparłam ze śmiechem
- Czy w takim razie mogę bezpiecznie zaprosić cię do tańca?- zapytał i puścił mi oczko.
- Oczywiście.
- W takim razie chodźmy.
Kiedy tańczyłam z Ethan'em czułam się doskonale. Mimo tego, że prawie go nie znałam czułam się z nim świetnie. Nie ważne jaka melodia leciała. Szybka, czy wolna nie schodziliśmy z parkietu. Podczas jednej z wolnych i romantycznych melodii, poczułam się jak księżniczka. Jeansowe spodenki i zwykły top, zamieniły się w piękną suknię balową. Czas się zatrzymał. Przestał się liczyć. Ta chwila mogła trwać wiecznie.
***
Brałam prysznic, po wspaniałej imprezie. Kiedy spotkałam się z Ethan'em, już się nie rozstaliśmy. Bawiliśmy się do rana. Zgubiłam przyjaciół w tłumie, ale co tam! Miałam Ethan'a. Po imprezie Ethan odprowadził mnie do domu. Oczywiście, wymieniliśmy się numerami telefonów. Ethan jest taki przystojny. Wysoki szatyn z lśniącymi, orzechowymi oczami. Taki wspaniały. Taki kochany. Ethan. To imię odbijało się w mojej głowie, a towarzyszył temu obraz jego twarzy. Jak w transie ubrałam się i położyłam do łóżka. Zasypiałam, cały czas mając go przed oczami.
***
Obudził mnie dźwięk dzwonka mojego telefonu. Przetarłam oczy i sięgnęłam na komodę, aby odebrać połączenie.- Słucham?- powiedziałam tłumiąc ziewnięcie.
- Violu, wszystko OK?- usłyszałam zmartwiony głos Naty
- Oczywiście. Coś się stało?
- Nie, tylko wczoraj tak nam zniknęłaś...
- Nie mów tylko, że się martwiłaś zamiast korzystać z zabawy.
- No... nie. Szczerze mówiąc zauważyłam to dopiero później. Gdzie byłaś?
- Byłam z Ethan'em.
- Kim jest Ethan?
- No..Poznałam go wczoraj na imprezie.- w tym momencie z telefonu dobiegł głośny pisk Naty.
- Musimy się spotkać. Wszystko mi opowiesz. W parku, w centrum. Za pół godziny. - rozłączyła się za nim zdążyłam zareagować.Przez chwilę siedziałam na łóżku. Po minucie westchnęłam i spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była 10.38. Wstałam i skierowałam się do łazienki. Przebrałam się i wyszłam z mieszkania. Po około 20 minutach byłam na umówionym miejscu. Zobaczyłam Naty siedzącą na ławce w pobliżu fontanny. Podeszłam do niej i przywitałam się z nią.
- To teraz opowiadaj. - streściłam Naty moje wczorajsze spotkanie z szatynem.
- I..?
- Co " i "?
- Romansik rozkwitnie?
- Czy ja wiem...- powiedziałam z powątpiewaniem- Nie odzywała się jeszcze, ale późno wróciliśmy z zabawy. To jeszcze nic nie znaczy. Bo... Ja też bym spała, gdybyś nie zadzwoniła i mnie nie obudziła. Więc pewnie on też...też jeszcze śpi. To przecież normalne, że śpi. Przecież człowiek musi się wyspać. To nic niezwykłego, że się nie odzywa. Poza tym przecież nie ma takiego obowiązku. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
-Ooo...Jak ty go bronisz. Czyli jednak coś między wami jest!- zawołała triumfalnie dziewczyna. Poczułam, że się rumienię. Czy coś między nami jest? Czy jedna wspólna impreza może sprawić, że ludzie się w sobie zakochają? No i jak to jest z tą miłością od pierwszego wejrzenia? Czy ona naprawdę istnieję? Wystarczyć mu spojrzeć mu w oczy, żeby wiedzieć, czy to ten jedyny? Byłoby wspaniale. Gdyby to wszystko było takie proste. Wszystko jest jasne. Od razu wiesz, kto kim jest, czego chce i jaki jest. Tylko czy te słynne motylki w brzuchu, są niezawodna oznaką, że to właśnie jest miłość? Albo chociaż zauroczenie? Na czym tak właściwie polega różnica? Czy to od początku jest miłość, czy ona dopiero dojrzewa z zakochania? Może jest zupełnie inaczej. Może... - moje rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącego SMS-a. Spojrzałam na wyświetlacz: Ethan. Serce na moment mi przyśpieszyło, a potem zwolniło. Ethan. Otworzyłam wiadomość, ponaglana gorączkowymi poleceniami Naty
-Kto to? Od kogo SMS? Co ci napisał? Albo napisała?
Od: Ethan
Cześć, Śliczna.
Dasz się zaprosić na spotkanie?
Przyjdę po Ciebie o 13.00. Zgoda?
Do: Ethan
Ok. Widzimy się
za dwie godziny :)
- I co? I co?- dopytywała się brunetka.
- Wygląda na to, że mam spotkanie.
- Z kim?!
- Z Ethan'em.- nie mogłam powstrzymać wielkiego uśmiechu, który wpłynął na moja twarz na myśl o szatynie.
- Więc, w co zamierzasz się ubrać?
- Jeszcze nie wiem.
- No jak to?
- Zwyczajnie. Jakoś nie mam specjalnego pomysłu na to spotkanie.
- Randkę!- zawołała tak głośno, że aż musiałam zatkać na chwilę ucho.
- Ok, ok. Randkę. - zgodziłam się z nią, uśmiechając się pod nosem.
- Chodźmy do ciebie.
- Ale... Do mnie się dzisiaj nie da...
- Dobrze, no to chodźmy do mnie.
- Ale po co?
- Jak to po co?- zdziwiła się brunetka- Przecież masz dzisiaj randkę. Trzeba cię przygotować.
- Dam sobie radę. Naprawdę.
- Nie ma mowy! Nie odbierzesz mi przyjemności wysłania przyjaciółki na randkę.
***
Muszę przyznać, że Naty jest niesamowita. Co tu dużo mówić, dzięki niej wyglądałam ślicznie. Choć wiele wysiłku kosztowało mnie wymuszenie na niej odłożenia milionów dodatków. Wreszcie byłam gotowa. Zostało mi akurat tyle czasu, aby spokojnie dotrzeć do swojego mieszkania. Pożegnałam się z przyjaciółką, która życzyła mi powodzenia. Wysiadłam na przystanku w pobliżu osiedla i ruszyłam w stronę mojej kamienicy. Ledwo weszłam do mieszkania, usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam z uśmiechem.
- Cześć, Śliczna.
- Cześć, Ethan.
Cudaśny <3
OdpowiedzUsuńDopiero co odkryłam Twojego zajebiaszczego bloga i już się zakochałam.
Masz wielki talent.
A rozdział akznengkdkwjxohgnrkxkan.
No po prostu arcydzieło. ;*
Nie mogę doczekać się nexta. ;*
XOXO
Madzia <3
Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńCudo! Poprostu awwwww ^_________________________________________________________^ <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń